piątek, 7 lutego 2014

18 - You're too pretty for me

Po upływie dziesięciu minut szliśmy z Mario wąskim korytarzykiem do jadalni, aby razem z przyjaciółmi zjeść śniadanie. Szliśmy za rękę. Za rękę, boże.
W sali siedzieli już chłopcy, którzy z nadzwyczajnym spokojem i pogodą ducha smarowali razowe kanapki serkiem. Miło było mi ich widzieć takich wyluzowanych, zrelaksowanych i uśmiechniętych. Moje szczęście udzieliło się chyba całej drużynie. I Dobrze.
Usiedliśmy przy stole, obok chłopaków i w ciszy zajęliśmy się spożywaniem posiłku. Oczywiście ledwo co zdążyliśmy przybyć na miejsce, już zaczęli nam zadawać natrętne pytania.
- Jak tam po nocy? Mario jest niezły, co Gabryśka? - jak zawsze zestaw idiotycznych pytań rozpoczął blondynek, który śmiał się od ucha do ucha i prowokował do tego samego resztę.
- Oj bardzo - odpowiedziałam i nabiłam ananasa na widelec. Piłkarze wymienili między sobą znaczące spojrzenia i wybuchnęli śmiechem. Automatycznie wszyscy, ale oprócz Wojtka, wiadomo.
- To jak, co dzisiaj robimy? - zagadał Marcel, poprawiając opadające na twarz włosy.
- No nie wiem, może mały melanżyk na plaży, jakieś lokalne piwko, ziółko? - brwi Hummiego powędrowały ku górze.
- Chyba myślimy podobnie! - Mitchell przybił piątkę z przyjacielem i dokończył swój sok. - To jak teraz plażowanie, a wieczorem imprezowanie? - spytał przyjaciół, na co oni skinęli twierdząco głową. Idealnie.
- A ty Gabrysia, idziesz z nami?
- Ja bym nie poszła? - prychnęłam oburzona. - Nie ma Gabrysi nie ma imprezy! - zaśmiałam się i przytuliłam do Mario, mojego osobistego chłopaka. Mojego. Tylko mojego.
- To świetnie, zbierać manatki i widzimy się za kwadrans na dole! - poinformował Mats i wstał od stołu, przy okazji zbierając zbędne naczynia.
Wgramoliliśmy się jakoś na górę i zaczęliśmy pakowanie potrzebnych rzeczy do plażowej, bawełnianej torby. Nie lubiłam tam chodzić, nie lubiłam pływać, opalać się. Nienawidziłam tego wręcz! Krępowałam się rozebrać przez "publiką" i paradować w kostiumie po piasku, świecąc tyłkiem na boki. Br...
Z niechęcią wyciągnęłam jasno-pomarańczowe bikini i  rzuciłam je na łóżko.
- Nie wkładam tego, idę w golfie - mruknęłam do Mario i oparłam się plecami o ścianę.
Chłopak popatrzył na mnie rozbawiony i uśmiechnął się szeroko.
- Jaja sobie robisz? Czego ty się wstydzisz? - zapytał ze zdziwieniem - przecież masz idealne ciało, kochanie! - pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie.
- Nie prawda, jest takie męskie, blade, okropne... - odparłam, dotykając dłonią "stalowej kratki" na brzuchu i wzdrygnęłam się natychmiast. Mimo, że wiele osób zazdrościło mi damskiego "bica", szczupłej sylwetki i idealnych kształtów, nie lubiłam siebie. Uważałam, że normalna dziewczyna powinna być szczupła, opalona i nie obdarzona tym cholernym umięśnieniem. Było to dla mnie straszne, że miejscami wyglądam jak wysportowany nastolatek. Chociaż z drugiej strony lepsze to niż fałdy tłuszczu dookoła. Westchnęłam i uśmiechnęłam się blado.
- Przebieraj się i nie narzekaj, jestem w łazience - ponętny głos Mario wyrwał mnie z zamyśleń.
- Taa... - przewróciłam oczami i ubrałam na siebie kostium.
Około pół godziny później byliśmy już na pięknej, piaszczystej plaży. Wiał delikatny, przepełniony zapachem morza wiatr, a w oddali było słychać pokrzykiwania mew. Uwielbiałam tego słuchać.
Tafla wody pozostawała niemal niewzruszona, niezmącona najmniejszą falą. Przejrzysta woda lśniła w słońcu i pod żadnym względem nie można było porównać jej do naszego Bałtyku.
Westchnęłam i uśmiechnęłam się do Mario, stojącego tuż obok mnie. Wyglądał nieziemsko w czarnych okularach i połyskującej otoczce promieni słonecznych. Odwzajemnił uśmiech i rozpoczął przygotowywanie nam "stanowiska odpoczynku". Po upływie kwadransu wszystko było gotowe i razem z chłopakami siedzieliśmy spokojnie na ręcznikach. No tak, spokojnie... Myślałam, że będzie spokojnie... jednak z nimi jak z dziećmi, nie usiedzą w miejscu.
- Eee! Chłopaki! Idziemy pływać! - z miejsca poderwać się rozentuzjazmowany Hummels, za którym jak na skinienie z ziemi podskoczyła reszta tych gamoniów. Oczywiście oprócz mojego księcia, który pilnował swojej księżniczki.

Piłkarze, niczym dzika zwierzyna, wbiegli z hukiem do wody, która rozbryzgiwała się pod wpływem ich
energicznych ruchów. Ochlapywali się wodą, podtapiali nawzajem i zachowywali jak małpy wypuszczone z klatek. Mario był przy nich taki dojrzały. Zbyt dojrzały wręcz. Siedział obok mnie na turkusowym ręczniku i miarowo oddychał relaksując się w kąpieli słonecznej.
- Nie dołączysz do nich? - spytałam po chwili i wtuliłam się w piłkarza, który objął mnie umięśnionym ramieniem.
- Nie kochanie, nie zostawię ciebie samej - w odpowiedzi pocałował mnie delikatnie w usta i uśmiechnął się szeroko.
Jednak szanowni panowie z zespołu chyba mieli co do nas zupełnie inne plany. Po paru minutach wodnej zabawy zorientowali się, że ich skład w wodzie jest niekompletny. Nastąpiła chwila konsternacji, po której wszyscy jak w wojsku ruszyli po nas na piasek. O nie. Woda i ja to zdecydowanie nie najlepszy pomysł.
Marco podbiegł jako pierwszy i ze złośliwym uśmieszkiem zatarł ręce.
- No dalej słodziaki, idziemy się pobawić! - wykrzyknął i złapał mnie za ręce, a za nim Marcel, który pociągnął Gotze w kierunku reszty.
- Marco, proszę cię tylko nie to! - próbowałam stanowić opór, ale moja siła w porównaniu do siły przystojnego piłkarza nie miała sobie równych. W lnianej różowej sukience, którą miałam na sobie wylądowałam miedzy  litrami słonej cieczy. Palant uśmiechnął się zadowolony ze swojego marnego czynu i wziął mnie na barana, brodząc nogami w morzu.
Czułam jak letnie strumienie spływają mi po plecach i jak zastępują klej, dociskając materiał sukienki do mojego ciała. Okropne uczucie.
- No już dobra, postaw mnie Neptunie - zaczęłam wiercić się na jego barkach, co w efekcie spowodowało, że wpadłam z hukiem do wody. Niemądrze Gabrysia, niemądrze.
Wyszłam ze zbiornika trzymając się za ramiona i ściągnęłam z siebie przemoczone ubranie. Powiesiłam je na kolorowym parasolu, patrząc spod słomianego kapelusza jak reszta świruje w oddali. Po chwili dołączył do mnie Mario, kładąc się niemal na mnie i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Jego ręką powoli powędrowała mi na plecy i zaczęła majstrować przy wiązaniu góry kostiumu.
- Rozbestwiłeś się ostatnio - mruknęłam z sarkastycznym uśmiechem i odsunęłam się od niego - jesteśmy w miejscu publicznym, kochanie. W odpowiedzi otrzymałam tylko serię pocałunków na szyi.
- Mogę już zwymiotować? - obok nas pojawił się Marco i reszta jego bandy. - Jesteście obleśni, jak matkę kocham - wyłożył się na pogiętym kocu i nasunął na noc ray-bany.
- Zazdrośnik - pocałowałam go w policzek i wstałam z miejsca. - Nie wiem jak wy, ale ja wracam do hotelu. Od tego słońca zaraz zamienię się w kraba- potarłam piekącą skórę i nakryłam się wyschniętą sukienką. - Mario, idziemy.
- Już moja księżniczko, twój giermek się zbiera - Gotze pocałował mnie w rękę i biorąc na ręce, zaniósł do hotelu.

____________

W naszym tymczasowym miejscu wypoczynku siedzieliśmy do wieczora zajadając się nachosami i oglądając filmy na DVD.  Chłopaki zdecydowali się wyjść na jakieś balety do centrum, ale mina mojego leniwego i aspołecznego partnera nie wydawała się przemawiać za tą propozycją.
- Idźcie sami, pijacy, my zostaniemy tutaj - przytulił mnie do siebie i sięgnął po szklankę.
- Znowu mamy iść sami? Gotze, stajesz się powoli nudny. Już niedługo będziesz siedział w bujanym fotelu z fajką i gromadką dzieci dookoła - zirytowany odpowiedzą Wojtek, przewrócił z gniewem oczami. Nie przyjechaliśmy tutaj po to, żeby patrzeć jak cały dzień się miziacie. Może poświęciłbyś nam czasami trochę czasu?
- Ej, bramkarz, zluzuj trochę co? Bo gorąco się zrobiło - Mats jak zawsze starał się załagodzić sytuację. - Jak chce, to niech zostanie, nie zmuszajmy go, jego wybór. Ma dziewczynę, to z nią chce spędzać wolny czas. My się trochę pobawimy i wrócimy jakoś do rana - wyszczerzył zęby w uśmiechy. - Te, lamusy zbierać dupki i spadamy na laseczki - zakończył i zniknął na tarasie.
Pół godziny po wyjściu chłopaków zaszyliśmy się z Mario w sypialni. Założyłam jego koszulkę i bluzę i w nieładzie na głowie siedziałam mu na brzuchu, paląc papierosa. Piłkarz delikatnie gładził mnie po nagim udzie i uśmiechał się rozkosznie.
- Podobasz mi się z tym papierosem, kochanie - przerwał swym dźwięcznym głosem, nieustającą ciszę i podniósł się do szafy, z której wyjął małą, skórzaną walizeczkę.
- Co to jest? - spytałam zaciekawiona, zaglądając mu przez ramię.
- Zabawki dla niegrzecznych dziewczynek - pocałował mnie i wyjął na podłogę całą zawartość.
Otworzyłam z wrażenia usta na widok plastikowych torebeczek z narkotykami, paczek najdroższych papierosów i wina z wyższych półek. To musiało kosztować majątek.
- Nie przebieram w towarze  kochanie, jak  już szalejemy to chociaż na bogato. Chcesz? - podsunął mi pod nos kieliszek z czerwonym winem - nie bój się, nie upiję cię.
Wzięłam od niego naczynie z trunkiem i zamoczyłam w nim usta. Cudowne. W kilka chwil opróżniłam wszystko do dna.
Usiedliśmy razem na łóżku i zapalaliśmy kolejne "specyfiki". Mario nie zachowywał się jak jakiś pijak czy narkoman. Wszystkiego próbował z umiarem i spokojem. Podobał mi się w takim wydaniu.
Ze skrętem w palcach, siedziałam mu na brzuchu i zaciągałam się smakiem tego cholerstwa. Gotze, oparty plecami o ścianę, wpatrywał się we mnie i gładził po włosach. Ściągnęłam z siebie bluzę i rzuciłam gdzieś w kąt, po czym podeszłam do otwartego okna i odrzucając włosy do tyłu oparłam się o framugę.
Na zewnątrz było cicho. W oddali koncert świerszczy. Na niebie welon gwiazd i srebrzysta tarcza księżyca. I ja. Pośród tego krajobrazu. Mała dziewczynka z papierosem.
Głęboko wciągnęłam w nos powietrze nocy, którym pachniała cała okolica i uśmiechnęłam się sama do siebie. Teraz czułam się naprawdę spełniona i szczęśliwa. Miałam swojego księcia z bajki u bogu, gromadkę wspaniałych przyjaciół i wakacje w pięknym miejscu na nie mój koszt. Czego chcieć więcej? Może brakowało mi tylko tęczowego jednorożca i słodyczy, ale o tym przecież można pomyśleć później, prawda? 

- O czym myślisz? - przy moim uchu zabrzmiał męski głos mojego ukochanego. Objął mnie mocnymi dłońmi w talii i przyciągnął do siebie, całując w szyję. 
Wyrzuciłam przez otwarte okno dogaszonego blanta i wplotłam swoje wątłe, totalnie nieopalone dłonie między burzę jego fantastycznych włosów, przyciskając się chłopaka do siebie.
Mario zaczął obdarowywać mnie mocnymi, namiętnymi pocałunkami, które zmierzały coraz bardziej w stronę dekoltu. Chwilę później siedziałam już na parapecie w rozpiętej koszuli i oddawałam się tej rozkosznej przyjemności. Gotze jednak był ostatnio nad wyraz rozochocony i nie miał zamiaru na tym poprzestać - znowu. Zaczął pozbywać się reszty mojej garderoby i łapiąc mnie w pasie, próbował przenieść mnie na łóżko. 

- Ej, kochanie, chyba się zbyt zagalopowałeś - odsunęłam się od niego i zapięłam ubranie z satysfakcją patrząc na jego zawiedzioną minę.
- Co jest, Gabi.... - popatrzył na mnie z miną zbitego pieska i usiadł na skraju łóżka.
- Co za dużo to niezdrowo, ostatnimi czasy strasznie cię ciągnie tylko do jednego... - zaśmiałam się i poprawiłam odstające na boki, ciemne włosy. 
- To wszystko twoja wina, jesteś zbyt piękna... - posłał mi jeden ze swoich ponętnych uśmiechów i zamknął się w łazience.
__________________________________________________

Strasznie zasłodzony , przepraszam ;_;
Ostatnio bardzo zaniedbałam bloga i jesteś naprawdę zła na samą siebie. Dużo się u mnie zmieniło, ja się zmieniłam, ale mimo wszystko nadal o was pamiętałam i nadal myślałam o tym opowiadaniu. 
Niedługo na stronie głównej wybije 10 000 wejść!!! To niesamowite, dziękuję:* 
Wierzę, że moi prawdziwi czytelnicy nadal tutaj są i czekają na rozdział. Nie wiem kiedy dodam kolejny, ale mogę wam obiecać, że dodam na pewno. 
Myślę też ostatnimi czasy nad nowym blogiem i nową historią. Mam skompletowanych bohaterów, w miarę ogarniętą fabułę, ale co do niej nie jestem jeszcze pewna. W razie czego dam wam znać :))
Komentujcie i piszcie, co sądzicie o tym "czymś" :(
Kocham mocno <3 
Sog.