niedziela, 25 sierpnia 2013

13 - "It's not really anything he said or anything he did, It was the feeling that came along with it."

 Obudziło mnie delikatne łaskotanie po ramieniu. Uśmiechnęłam się do siebie i przewróciłam na drugi bok, chcąc odtrącić natarczywy "budzik", który mimo mojego protestu nie zamierzał przerwać wykonywanej czynności. Otworzyłam najpierw jedno, później drugie oko i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że zamiast Amelii obok mnie leży Mario. Momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej i zdenerwowana zaczęłam analizować poszczególne fakty. Nie pamiętałam dlaczego z nim spałam, nie pamiętałam co robiłam, nie pamiętam czy coś piłam. Boże.
- Coś się stało Gabrysia? - z zamyśleń wyrwał mnie głos chłopaka, który wpatrywał się we mnie z niepokojem. Popatrzyłam na niego chwilę i z ulgą opadłam z powrotem na poduszkę. No tak, eureka, wczoraj płakałam, on mnie pocieszył i zaprosiłam go do siebie w efekcie czego zwyczajnie jak para przyjaciół zasnęliśmy w jednym łóżku. 
- Nie, w porządku - odpowiedziałam  z opóźnieniem i wtuliłam się w jego tors. Gotze przytulił mnie, a wolną ręką gładził po włosach. Było mi tak cholernie dobrze. Gdyby ktoś dwa miesiące temu powiedziałby, że znowu go spotkam i będę na nowo odbudowywać nasze relacje, wyśmiałabym go. Teraz na pewno wiem, że nigdy nie warto rezygnować z marzeń. Nigdy.
Wtem ni stąd ni zowąd do pokoju wparował Marco na czele z Wojtkiem, Marcelem, Mitchellem i Kevinem. Popatrzyli na nas zdziwieni i wymienili między sobą zdezorientowane spojrzenia. No tak, nie trudno się domyślić co w tamtym momencie pomyśleli. Zboczeńcy jedni. 
Raptownie odsunęłam się od Mario, nałożyłam jego bluzę i poszłam do łazienki trochę się odświeżyć przed kolejnym dniem. Szczelnie zamknęłam się na klucz, ściągnęłam ubrania i wskoczyłam pod ciepły prysznic.
Kiedy rozgrzana wyszłam z kabiny i owinęłam się w ręcznik, szybko przebiegłam wzrokiem po prywatnej saunie i zrozpaczona stwierdziłam, że nie wzięłam ubrań z pokoju.  Nie mogłam nic lepszego wymyślić, więc zdecydowałam, że po prostu narażając się na obleśne spojrzenia tych zdemoralizowanych piłkarzyków wejdę jak gdyby nigdy nic do apartamentu i zabiorę coś do ubrania. W końcu jestem u siebie i mam prawo paradować w ręczniku, kiedy chcę. 
Nacisnęłam klamkę mahoniowych drzwi i zaciskając dłoń na beżowym materiale, weszłam do pomieszczenia. Momentalnie wszystkie pary oczu skupiły się na mnie i moim "odzieniu", uśmiechając się słodko. 
- Dobra, dobra, bez przeginek, ja tylko po ubranie - fuknęłam na nich i odwracając się plecami do publiczności, wydobyłam miętową sukienkę z szafy.
Po upływie dziesięciu minut razem z resztą zeszłam na śniadanie, którym pachniało w całym hotelu.
Stoły były syto zastawione najróżniejszymi potrawami, zaczynając od popularnej jajecznicy i kończąc na pięknie podanym tuńczyku. Nałożyłam sobie jedzenie na talerz i dosiadłam się do stolika w kącie, gdzie pysznościami zajadała się cała gromada dzikusów. 
- Pięknie wyglądasz kochana - Amelia pocałowała mnie w policzek i pociągając Roberta za rękę, skierowała się do stołu, aby wybrać coś, co odpowiadałoby jej wrażliwym kupkom smakowym.
- Oni się tak cudownie dobrali, prawda? - rozmowę zaczął Wojtek i zerknął w kierunku uśmiechniętej pary. - Wyglądają ze sobą przepięknie. 
- Masz rację, zgodzę się, ale uważam, że Gabrysia i Mario pasują do siebie bardziej - podjął temat Marco. -   Gabrysia Goetze jak to ślicznie brzmi. Mogę być świadkiem na waszym ślubie? - zaśmiał się.
- To jak ty będziesz świadkiem to ja chcę być ojcem chrzestnym waszego dziecka! - zawołał Mitchell i uśmiechnął się szeroko. 
- Czekaj, czekaj, na dziecko to za wcześnie. Najpierw chłopak musi się jej oświadczyć, ciekawe kogo weźmie do pomocy w wyborze pierścionka! - powiedział Marcel, na co wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. 
- Tak, tak, prowadźcie sobie dalej tę luźną rozmowę i wcale nie zważajcie na to, że siedzimy tuż obok - sarknęłam lekko skrępowana ich wymianą zdań na nasz temat. - Jesteście niemożliwi.  
- No błagam. Chyba nie macie zamiaru wiecznie ukrywać, że jesteście tylko przyjaciółmi? - Marco popatrzył na nas pytająco, ale po braku otrzymania odpowiedzi wzruszył ramionami i powrócił do poprzedniej czynności. 
- Nie wiem czy pamiętasz, ale nasza cudowna reprezentacja gra dzisiaj wieczorem mecz z Niemcami w Austrii i liczy na wsparcie. Przyjedziecie po dopingować? - zapytał po chwili Szczęsny, przeżuwając kolejny kęs sałatki.
- Ojejku, to już dzisiaj? Jak ten czas leci! - zawołałam, przypominając sobie wspólną, pierwszą rozmowę, w której zostałam poinformowana o tym wydarzeniu. - Oczywiście, że będziemy. Jak mogłybyśmy pozostawić was bez jakiejkolwiek podpory duchowej - uśmiechnęłam się do bramkarza i podniosłam się z krzesła. - Dziękuję, w razie czego znajdziecie mnie w pokoju - rzuciłam na odchodne i udałam się w stronę wyjścia. 
 Kiedy doszłam do mojego apartamentu, zciągnęłam z siebie niewygodną kreację, pozostając w koronkowym staniku, na który założyłam bluzę pomocnika Borussi. 
Rozwaliłam się na łóżku, włączyłam głośno muzykę i zajęłam się własnymi myślami. 
Po upływie pół godziny wyciszyłam nieco urządzenie i usłyszałam trzykrotne uderzenie w drzwi. Zeskoczyłam z posłania, zakryłam nieco wyłaniające się kształty mojego ciała i otworzyłam dobijającemu się osobnikowi. Ku mojemu zdziwieniu w korytarzu stał Mario z dwiema walizkami u boku.
- Boże, coś się stało? Wyprowadzasz się? - popatrzyłam na niego z niepokojem. Nie, on nie może wyjechać, nie teraz, błagam. 
- Tak, wyprowadzam się do ciebie - uśmiechnął się zadziornie i pocałował mnie w policzek. - Nie pozwolę byś cały dzień siedziała w pokoju sama i wypalała w powietrze swoje problemy. Mam nadzieję, że mnie przyjmiesz - popatrzył na mnie wyczekująco.
- Wchodź, zawsze jesteś tutaj mile widziany - uśmiechnęłam się do niego serdecznie i gestem ręki zaprosiłam do środka.
Chłopak zadowolony przekroczył próg pokoju i zaczął rozstawiać swoje rzeczy na półkach w garderobie i w łazience. Byłam w siódmym niebie. Niczego innego tak bardzo nie pragnęłam, jak gościny obiektu moich westchnień w pokoju. Będziemy ze sobą niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę, będziemy codziennie sobą spać i budzić się w jednym łóżku. Jak ja o tym marzyłam! 
Kiedy Mario skończył rozpakowywać swoje manele, położył się obok mnie na łóżku, objął ramieniem w pasie, przyciągając mocno do siebie i szepnął na ucho:
- Denerwuję się wiesz? Chciałbym wygrać dzisiejszy mecz, każda strzelona bramka będzie dla ciebie. 
- Dziękuję, to niemiernie miłe z twojej strony, na pewno dacie radę, trzeba uwierzyć we własne możliwości - odpowiedziałam i przejechałam mu dłonią po policzku. Matko Jezusowa, jaki on jest zabójczo słodki! Chyba będę miała cukrzycę! 
On w odpowiedzi uśmiechnął się promiennie i przybliżył nas do siebie, czego konsekwencją była niewielka odległość dzieląca nasze twarze. Czułam jego spojrzenie na ustach, zapach  perfum obezwładniający moje płuca, ciepły oddech na skórze i ponętny uśmiech. Serce automatycznie podskoczyło mi do gardła, a w żyłach popłynęła adrenalina. Jak ten facet na mnie działał! 
Złożyłam dłonie na jego karku, przekręcając go w ten sposób nad siebie i z ciężkim oddechem, wyczekiwałam dalszego rozwoju wydarzeń. Goetze pochylił się nade mną i... 
- Gaaabrysia! Gabrysieńko moja kochana! Za dwadzieścia minut spotykamy się pod... Oj, chyba wam w czymś przeszkodziłem... - do pokoju ni stąd ni zowąd wparował Marco, na co my błyskawicznie odskoczyliśmy od siebie. Kurwa Reus, ale sobie moment wybrałeś!
 Blondyn przeczesał idealnie ułożone na żel włoski i uśmiechając się zadziornie, dokończył swą wypowiedź :
- Lizanko będzie jak pan gorący strzeli bramkę, na nakręcaj go za bardzo, bo się chłopak całkowicie zdekoncentruje. Daje wam dwadzieścia minut, dwadzieścia minut i ani chwili dłużej. Czekamy na podjeździe - wypowiedział i zniknął za drzwiami. 
Oboje bez słowa zajęliśmy się przygotowaniami, zapominając o tej nieziemskiej chwili, w której po raz drugi prawie się pocałowaliśmy. 
Ubrałam na siebie typowy strój kibica. Koszulka reprezentacji, czerwone rurki i wysokie obcasy w kolorze beżowym, a całą stylizację dopełniłam szalikiem z napisem "POLSKA" i makijażem. Włosy lekko podkręciłam, spryskałam lakierem i pozwoliłam im odetchnąć od codziennych ciasnych koków i kucyków, puszczając  luźno na plecy.
Mario siedział na łóżku, wiążąc nowe adidasy i niespokojnie rozglądał się dookoła. Jego torba z ekwipunkiem sportowym stała już gotowa pod drzwiami. Zostało nam tylko kilka minut do wyjścia. Zgarnęłam z szafki torebkę i usiadłam obok niego. 

Chłopak popatrzył na mnie chwilę, obleciał wzrokiem stój i uśmiechnął się blado. 
- Poradzicie sobie, przecież nasza reprezentacja nie gra jakoś niesamowicie. Jesteście od nich tysiąckroć lepsi - powiedziałam pokrzepiająco i sprzedałam mu lekkie uderzenie pięścią w bark. 
- Wiem, ale czasami nawet najlepsze drużyny na świecie miewając słabe momenty. 
- Nie wierzysz w możliwości waszej kadry? 
- Wierzę, ale moim zdaniem nie warto oczerniać i mieszać z błotem żadnego zawodnika. Nawet tego najsłabszego - odparł i spojrzał na zegarek. - Powinniśmy już schodzić, będą się drzeć, że jesteśmy spóźnieni. 
- Oczywiście, chodźmy. 
Całą drogę do Klagenfurtu siedziałam wciśnięta w szybę autokaru i rozmyślałam nad dzisiejszym porankiem. Ta sytuacja z pocałunkiem siedziała mi od tamtego momentu w głowie i nie dawała o sobie zapomnieć. Gdyby nie Marco i jego fantastyczne wyczucie czasu, pewnie całowalibyśmy się w najlepsze na moim łóżku.
 *
Trzydzieści minut przed rozpoczęciem meczu, po ukazaniu  wejściówek, weszłyśmy na stadion i skierowałyśmy się do szatni naszych rodaków, do której zaprowadzili nas ochroniarze. Byłyśmy w końcu ich prywatnymi paniami psycholog, więc pomoc psychiczna przed meczem była wręcz wskazana. 
Wszyscy piłkarze siedzieli na ławeczkach i prowadzili między sobą luźną konwersację, która po naszym wejściu została raptownie przerwana. Dostrzegłam lekki strach i niepokój w ich oczach. Denerwowali się. 
- Jakie humorki przed spotkaniem? - spytałam i usiadłam między Wojtkiem, a Robertem, do którego zdążyła się już przykleić moja ciemnowłosa przyjaciółka.
- Nie najlepsze. Niemcy to bardzo dobra drużyna, nie wiem czy damy radę - odparł Wasilewski i schował twarz w dłoniach.
- Ej, nie traćcie wiary w siebie, przecież przy odrobinie skupienia i pomyślunku potraficie nieraz poprowadzić bardzo fajne akcje. Na pewno będziecie mieli ich sporo. Przede wszystkim nie możecie myśleć o tym jacy jesteście beznadziejni tylko skupić się na tym , co wam dobrze wychodzi, co często powtarzacie na treningach. Troszeczkę wiary w siebie niekiedy potrafi zdziałać cuda! - powiedziałam i uśmiechnęłam się do nich serdecznie. - Pamiętajcie, że Pani Trener siedzi na trybunach i trzyma za was kciuki - dodała za mnie Amelia.
- Życzymy wam powodzenia, pokażcie na co was stać! - pożegnałyśmy się z każdym buziakiem w policzek i opuściłyśmy szatnię, kierując się na trybunę. 
W końcu wraz z gwizdkiem trenera rozpoczęliśmy rozgrywkę. Cały czas razem z resztą kibiców biało-czerwonych śpiewałyśmy różne przyśpiewki, wymachiwałyśmy szalikami i krzyczałyśmy pokrzepiające hasła. Bawiłyśmy się naprawdę świetnie.
Minutę przed zakończeniem pierwszej połowy pod bramką bronioną przez Szczęsnego zawrzało. Z jednej strony czatował Oezil, z drugiej Hummels i Goezte oraz asekurujący go Reus. Wszyscy byli bardzo skupieni na piłce i czekali na odpowiedni moment do wbicia pierwszego gola. No i stało się. W czterdziestej czwartej minucie spotkania po asyście Reusa, golu Mario i błędzie Wojtka nasza drużyna postawiła się na  przegranej pozycji. 
Uradowani 19 i 21 stuknęli się ramionami i z uśmiechem popatrzyli w moją stronę. No tak. Bramka specjalnie dla mnie. 
Kibice polaków w grobowych minach przyglądali się jak piłkarze schodzą z murawy na krótką przerwę. My z Amelią również nie byłyśmy zadowolone z tego rozwoju wydarzeń. Siedziałyśmy w milczeniu i czekałyśmy na wznowienie gry. 
Druga połowa była dużo lepsza dla naszych. Mieliśmy więcej mocnych akcji, robiliśmy szybkie i przemyślane podania, nie traciliśmy czasu, co poskutkowało w sześćdziesiątej minucie. Robert strzelił cudownego gola po asyście Kuby Błaszczykowskiego. Na stadionie zrobiło się gorąco, wszyscy byli naprawdę szczęśliwi, jednak nasi nie spoczęli na laurach. Tuż przed zakończeniem do bramki przeciwnika trafiła piłka kopnięta przez Piszczka. Zwyciężyliśmy. 
*
Do hotelu wróciłam kompletnie wykończona i senna. W biegu ściągnęłam z siebie marynarkę i wparowałam bez pukania do pokoju, w którym niespokojnie chodził Mario i przeklinał cicho pod nosem. 
- Coś się stało? - spytałam, zdejmując obcasy ze stóp.
- Jeszcze się pytasz, przecież przegraliśmy - odpowiedział i zdenerwowany opadł na łóżko.
- Przestań, wiesz dobrze, że częściej wygrywacie, niż przegrywacie. Jesteście naprawdę dobrą drużyną, każdemu zdarzają się gorsze dni. Nie przejmuj się. Twoja bramka była cudowna, dziękuję - pocieszyłam go soczystym buziakiem w policzek, na co chłopak uśmiechnął się zadowolony. 
- Za godzinę chłopacy postanowili urządzić małe after party w jakimś klubie, Marco nalegał żebyś przyszedł - oznajmiłam. 
- No tak, kolejne pochlejewo w wersji hard - przewrócił oczami. - Zawsze tak robią po meczach, bez znaczenia czy wygramy, czy nie. Imprezowicze cholerne. Nie idę, nie ma bata. Nie mam co świętować - zdjął z siebie koszulę, ukazując boskie ciało i zabrał się za odpinanie paska. - A ty idziesz? 
- Tak i liczyłam na to, że dotrzymasz mi towarzystwa - mrugnęłam do niego i oparłam się o framugę drzwi od łazienki. - To jak? - zerknęłam na niego ze słodkim uśmiechem. - Proszę Mario, chodź. 
- Nie umiem tobie odmówić kochanie - zamruczał mi do ucha, wywołując tym samym falę obezwładniających dreszczy - Będę gotowy za dwadzieścia minut. 
- Świetnie, wiedziałam, że się zgodzisz. Idę się przygotować - odparłam i zniknęłam za drzwiami w łazience.
To miało być moje pierwsze w życiu after party. Uwielbiałam imprezy w świetnym towarzystwie, więc od razu się zgodziłam. Z resztą, co innego robiłabym w hotelu?
Miałam też doskonałą okazję, aby po bajerować trochę Gotzego. Na razie nie było żadnych postępów w naszych relacjach, a ktoś musiał wykonać krok w przód. Wybór padł na mnie. 
Zawsze kiedy chodziłam z Amelią na imprezy, faceci patrzyli się głównie na mnie. Obcisła kiecka, duży dekolt, kieliszek w ręku i zalotne spojrzenie. Kiedy komuś o tym opowiadam nikt nie może się nadziwić , a tym bardziej uwierzyć w usłyszane słowa. Jak taka niewinna, grzeczna i ułożona Gabrysia może tańczyć na stole w wyzywającej  kreacji i podrywać nieznanych kolesi? Otóż drodzy państwo może i niekiedy wychodzi jej to naprawdę świetne. 
Wydobyłam z dna walizki czarną, krótką  sukienkę z dużym dekoltem, która ledwo zakrywała tyłek i połyskliwe szpilki do kompletu z torebką. Całość dopełniłam biżuterią i makijażem, w którym kluczową rolę odgrywały kreski i podkręcone rzęsy. Spryskałam ciało ulubionymi perfumami i byłam gotowa na zabawę. 
Wyszłam z łazienki w doskonałym nastroju i usiadłam na łóżku, zastanawiając się gdzie podział się mój współlokator.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Szybko do nich doskoczyłam, aby przyjąć w progu odpicowanego Wojtka. 
Szczęsny wybałuszył oczy ze zdziwienia podczas oględzin mojego stroju i jak każdy mężczyzna zawiesił oczy na wyeksponowanym przez sukienkę biuście. 
- Wojtuś, oczy mam wyżej - powiedziałam zadziornie i pociągnęłam go za krawat. - Widziałeś może gdzieś Mario? Mieliśmy jechać razem.
- Tak, musiał wyjść wcześniej, bo Marco poprosił go o pomoc w przygotowaniach. Wysłali mnie jako twojego lokaja - odpowiedział i uśmiechnął się zadowolony. 
- Dobra, już wszystko jasne, idziemy - odparłam i uprzednio zamknąwszy apartament, udałam się na parking. 
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zostałam otoczona przez natarczywych fotoreporterów, którzy z każdej strony robili mi zdjęcia i wypytywali o to, kim jestem dla piłkarzy i co mnie z nimi łączy. Oczywiście olałam ich bez większego zastanowienia i łapiąc pod rękę bramkarza Arsenalu, weszłam do budynku. 
W lokalu panował znajomy zapach i ogromny przepych. Ludzie jak oszaleli podchodzili po kolejne drinki do baru i tańczyli dookoła swoich stolików. Wojtek podprowadził nas do wykupionej loży, a sam zasiadł pod barem i wypił swój trunek. 
- O kurwa, Gabrysia  ... wyglądasz obłędnie... - Mario podniósł się z miejsca i obrzucił wzrokiem mój strój, po czym pocałował lekko w policzek. 
- Dzięki, o to mi chodziło - przygryzłam z uśmiechem wargę i zasiadłam obok przyjaciółki, która posłała mi znaczące spojrzenie. Ona jako jedyna wiedziała o moim zamiłowaniu do imprez i doskonale wiedziała, do czego jestem zdolna. 
- Napijecie się? - Kuba podsunął nam pod nos kieliszki z kolorowym napojem, którym sam się już delektował. Bez wahania wzięłam w rękę naczynie i umoczyłam usta w różowej cieczy. Trzeba przyznać, że Błaszczykowski zna się na alkoholach. Drink był naprawdę niezły. 
Po upływie godziny część zaproszonych gości była już nieźle wstawiona. Tylko ja, Amelia, Mario, Marco i Robert pozostaliśmy trzeźwi, ze śmiechem patrząc na ich głupkowate zachowanie. Prowadziliśmy między sobą luźną konwersację i cieszyliśmy się z uroków miłego wieczoru. 

Mario

Podczas trwania imprezy mój wzrok cały czas skupiał się na Gabrielli. Wyglądała tak cholernie ponętnie i pociągająco, że mimowolnie utrzymywałem emocje na miejscu. Byłem uzależniony od jej widoku, a każdy gest, który wykonywała powodował, że miękło mi serce. Z uśmiechem patrzyłem jak zapalczywie opowiada o swoich ostatnich wakacjach, sącząc "Błękitną Lagunę". 
W pewnej chwili poczułem kobiece dłonie na swoich ramionach i zadowoloną twarz Amelii, która pochylała się obok. Dziewczyna wyciągnęła mnie w kanapy i zaproponowała drinka. Zgodziłem się, pozostawiając uosobienie piękna z resztą kolegów. 
Usiedliśmy wygodnie na wysokich krzesełkach przy ladzie i pochłonęliśmy się rozmową. 
- Jak się bawisz? - spytała Nowaczyk, biorąc do ust różową słomkę. 
- Świetnie, cieszę się, że mnie wyciągnęliście. Jest naprawdę fantastycznie - uniosłem kąciki ust ku górze i zerknąłem w kierunku naszego stolika.
- Gabryśka wygląda niesamowicie, prawda? - Amelia spojrzała na mnie wyczekująco i zaśmiała się widząc moją minę. 
- Tak, sama z resztą widzisz jak na mnie działa - odparłem i zmieniłem pozycję. - Nie wiedziałem, że taki z niej balangowicz. 
- Jeszcze wielu rzeczy o niej nie wiesz Gotze - wypowiedziała z poważną miną i spojrzała na mnie chłodno. - Stała się taka od waszego rozstania. Tak Mario, ona nadal pamięta, ja też pamiętam. Wylewała łzy nad umywalką każdego dnia i zamykała się na długie godziny w pokoju. Cholernie przez ciebie cierpiała. Nie chciała widywać się z ludźmi, oglądać telewizji, chodzić do szkoły. Zamknęła się w sobie. Wiesz jak to przeżywała? Ach tak, zapomniałam, nie wiesz, bo nie masz uczuć. Wtedy też nie miałeś. Zabawiłeś się, naobiecywałeś i porzuciłeś, a ona czekała i popadała w coraz większą depresję z każdym kolejnym dniem. 
Nie mogłam znieść smutku i bólu, który zdobił jej wątłą twarzyczkę. Pogrążała się. 
Któregoś dnia zabrałam ją na małą, kameralną imprezę, żeby się troszeczkę zabawiła. Wypiła kilka piw, potańczyła i po raz pierwszy od kilku tygodni wróciła zadowolona do domu. 
Chciałam jej pomóc, sprawić by z powrotem stała się silna, by uwierzyła w siebie i otrząsnęła się z tej żałości. Zapisałam ją na boks. Chodziła regularnie na treningi, wspaniale jej szło, wyjeżdżała na różne rozgrywki, trener był z niej dumny. Udało mi się doprowadzić ją do stabilnego stanu. Miała siłę walczyć z problemami, kłopotami i udrękami. Wiedziała, że potrafi stawić im czoła. Później to była rutyna. Treningi boksu, piłki nożnej, nauka i imprezy. Poradziła sobie z ciężarem jaki ją przytłaczał, rozkuła łańcuchy, które przygniatały ją do dna. Teraz jest pewna siebie i zdecydowana, nie da sobie wyrządzić drugi raz krzywdy. Ma w sobie więcej siły niż myślisz, popatrz - Amelia przerwała swój monolog i wskazała palcem na Gabrysię, która stała tyłem i rozmawiala z Reusem. W pewnym momencie podszedł do niej jakiś obleśny typ i zaczął macać ją po tyłku. Ona odwróciła się do niego gwałtownie i syknęła krótkie "spierdalaj". Koleś jednak nie poprzestał na tym i ponowił swoje zaloty. Kochmańska zacisnęła pięści, spojrzała mu gniewnie w oczy i sprzedała  ostre uderzenie w szczękę, z której zaczęły splywać niezliczone ilości strużek krwi, krzycząc "powiedziałam spierdalaj!". Facet złapał się za brodę i ze strachem w oczach, wyleciał jak opażony z klubu. 
- Widzisz? - przyjaciółka zwróciła się z powrotem do mnie. - Gabrysia nie da sobą pomiatać. Zna swoją wartość i wie komu na co może pozwolić. Ona nadal ciebie kocha, wiesz? Kocha cię cholernie i mówi o tym od początku naszego urlopu . Kiedy chociaż na chwilę się ze sobą zetkniecie, cieszy japę jak dziecko, które dostało cukierka. 
Zależy jej na tobie i za każdym razem stara się tobie przypodobać. Nie spieprz tego, idioto - zakończyła i zostawiła mnie samego z kupą myśli w głowie. Boże, co ja zrobiłem? Jak mogłem doprowadzić Kochmańską do takiego stanu? Ona siedziała w tej Warszawie i czekała na mój telefon, a ja niczego nie świadomy lizałem się z innymi po kątach. Zachowałem się jak debil do potęgi n-tej. Nie zasługuję na nią. 
Ze spuszczoną głową odwróciłem się do barmana i zamówiłem trzy kieliszki jakiejś taniej wódki. Wypiłem je na jeden raz i zakryłem twarz dłońmi. Jestem potworem, potworem ukrytym w ciele nędznego piłkarzyka, który ma na względzie tylko swoje dobro.  
W pewnym momencie poczułem czyjeś delikatne dłonie i zapach. Jej zapach. 
- Zatańczysz? - szepnęła mi do ucha i uśmiechnęła się słodko. 
Skinąłem lekko głową w odpowiedzi i zaprowadziłem ją za rękę na parkiet. Dziewczyna zarzuciła mi ręce na kark i przybliżyła się znacznie, swoją osobą utrudniając  racjonalne myślenie. Złapałem ją w pasie i kołysałem lekko na boki. Gabrysia wodziła dłońmi po moich plecach i uśmiechała się pożądliwie. W jej głębokich oczach dostrzegłem nutkę niedosytu i dzikości. Wbiła paznokcie w moje łopatki i pociągnęła za sobą do ściany, co bez wątpienia było zielonym światłem do dalszych zamiarów. 

Gabriella 

Rozochocony Mario docisnął mnie do ściany dyskoteki i podniecony zaczął pieścić pocałunkami moje usta. Odważnie je odwzajemniałam, pozwalając mu na coraz więcej. Chłopak zachłannie całował mnie w żuchwę, brodę, szyję, powodując, że prężyłam się przed nim jak kot. Zmierzwiłam mu włosy dłonią i przyciągnęłam do siebie bardziej. Jego pieszczoty z biegiem czasu przeniosły się na dekolt i biust. Syknęłam zadowolona i rozpięłam mu kilka guzików od koszuli, rozkoszując się widokiem półnagiego ideału. W pewnym momencie jednak przerwałam tę pełną namiętności chwilę, gdy zdałam sobie sprawę, że to wszystko dzieje się za szybko.
- Mario, przepraszam, sprawa zaszła za daleko, nie powinno do tego w ogóle dojść - powiedziałam zmieszana i pobiegłam do łazienki, chcąc ochłonąć po tej krępującej sytuacji. 
W chwilę później u mojego boku zjawiła się Amelia, która uśmiechała się radośnie i przypatrywała się jak obmywam zimną wodą twarz, rozmazując perfekcyjny makijaż. 
- Widziałam jak się całowaliście, reszta też - powiedziała z bananem na twarzy, podając mi papierowy ręcznik. - To było cholernie słodkie, czemu przerwałaś?
- Może i było słodkie, ale na pewno nie na miejscu. Nie wiem czemu na to pozwoliłam, przyjaciele raczej namiętnie się nie całują - odparłam lakonicznie  i wróciłam do przyjaciół. 
 ___________________________________________________________________

Witajcie moje  dziewczynki!
Wiem, że trochę późno dodaję ten rozdział, ale wcześniej jakoś nie mogłam się za niego zabrać. 
Wyszedł mi  dłuższy niż zazwyczaj, jednak mam nadzieję, że to wam nie przeszkadza :)
Kolejny powinien pojawić się pod koniec tygodnia.
Wykorzystajcie godnie ostatni tydzień wakacji [*] 
Kocham was, Sognante :*


wtorek, 20 sierpnia 2013

12 - I love you more than you can imagine

Przewróciłam się na drugi bok i zerknęłam w kierunku szykującej się do wyjścia Amelii. Dziewczyna co jakiś czas patrzyła na mnie niepewnie i uśmiechała się pod nosem. Co? Co znowu tym razem? Naprawdę każdy musi śmiać się, kiedy wybucham gniewem? To takie fascynujące?
- Dlaczego się tak szczerzysz? - spytałam, obrzucając ją pretensjonalnym spojrzeniem.
- Przepraszam... Ale ty wyglądasz tak cholernie słodko jak się denerwujesz! - roztkliwiała się nad Bóg wie czym.
- Oj przestań, jesteś taka sama jak reszta tych palantów... - wywróciłam lekceważącego młynka oczami i zsunęłam się na podłogę. - Po co się tak stroisz, Królowej Elżbiety raczej tam nie spotkasz... - zauważyłam, obrzucając spojrzeniem amarantową sukienkę, którą powiesiła na poręczy krzesła.
- Właściwie masz rację - stwierdziła i usiadła obok mnie. - Nie mogę uwierzyć, że niedługo wracamy do Polski. Dopiero, co zeszłam się z Lewym, a już jest nam dane się od siebie oddalić... - powiedziała smutno.
- Tak, wy się przynajmniej zeszliście, a ja utknęłam w jednym miejscu i nie wiem jak postępować dalej. Mam już kurwa dosyć tych całych podchodów - wypowiedziałam ze łzami w oczach. - Dosyć tej niepewności i czekania, dosyć! - zaakcentowałam wyniośle i poszłam do łazienki poprawić rozmazany tusz.
Jak zwykle emocje wzięły górę i nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Kiedy postanawiałam, że będę silna i nie rozpłaczę się przy pierwszej możliwej okazji, byłam pewna, że dam radę i spróbuję być twarda. Teraz jednak sądzę, że takie obietnice dla człowieka są bezsensowne i nic nie warte. Zawsze wychodzi nie po naszemu.
Po upływie piętnastu, może dwudziestu minut zjawiłyśmy się w progu pokoju piłkarzy. 
Na podłodze, obłożonej obficie miękką kremową wykładziną siedzieli chłopacy z drużyny i prowadzili między sobą wesołą wymianę zdań. Dopiero kiedy znacząco chrząknęłam, zorientowali się, że nie są już sami.
- Pani Trener! - wykrzyczał wesoło Mitchell i przytulił mnie na powitanie. - Humorek się poprawił? - spytał z szerokim uśmiechem.
- Gdy tylko ciebie zobaczyłam, od razu się poprawił - zaśmiałam się, siadając na łóżku obok Mario, najbliżej jak tylko można było. On na to zachowanie zareagował pozytywnie, co wywnioskowałam po jego ramieniu, którym kurczowo oplótł moją talię. Wtuliłam się jeszcze bardziej w piłkarza i patrzyłam na zdziwione gęby reszty nieudaczników. 
- U lala, nasi zakochańce znowu się migdalą. Może zostawimy was samych? - Marco charakterystycznie poruszył brwiami i roześmiał się głośno, co podłapała reszta zawodników.
- Spadaj kapciu - rzuciłam w niego poduszką, co on skomentował cichym prychnięciem.
- Też cię kocham, Kochmańska.
- A kto powiedział, że ja odwzajemniam te uczucia? - łypnęłam na niego groźnie.
- No tak zapomniałem, nasza miłość jest zagrożona, bo ty przecież kochasz kogo innego - odparł półgębkiem, kierując lazurowe oczy w stronę przystojnego pomocnika z Memmingen. 
- Skończ. 
- Wedle życzenia, Pani Trener. Czy zechciałaby Pani uraczyć nas swoją obecnością podczas gry w karty? - ukłonił się nisko, chcąc zjechać odrobinę z drażliwego tematu.
- Skoro muszę... - westchnęłam i wyswobodziłam się z uścisku Gotzego. 
- Świetnie, to jak, rozbierany poker? - zaproponował Szczęsny.
- Wojtek, naprawdę nie znasz innych gier? Tobie tylko jedno siedzi w głowie... - machnęłam zniesmaczona ręką.
- Widząc takie piękne dziewczyny,  nie łatwo utrzymać moralne myśli na miejscu... - skwitował,wskutek czego oberwał pięścią w bark od Roberta. No tak, Amelia to jego dziewczyna. Zazdrość jak najbardziej na miejscu . - Skoro nie poker, to może butelka? Co wy na to? - zaproponował, na co wszyscy w geście zgody skinęli głowami. - Bosko, ja zaczynam. 
Jako pierwszy zadanie otrzymał Kuba. Może i początkowo  wszyscy stwierdzili, że udawanie jakiegoś zwierzęcia jak głupie i przereklamowane, ale jak zobaczyli co wyprawia Błaszczykowski, całkowicie zmienili zdanie. Wyobrażacie sobie ułożonego, poważnego  kapitana polskiej reprezentacji z paluszkami w gębie, który pełza po hotelowym korytarzu i z dziwnymi odgłosami udaje morsa? 
Potem przyszła kolej na Weidenfellera, który miał rozpiąć koszulę Piszczka zębami. Myślałam, że padnę ze śmiechu widząc go w pozycji wyglądającej bardzo dwuznacznie i męczącego się z malutkimi guzikami garderoby obrońcy.

Mario

Po paru głupich zadaniach, podyktowanych przez równie głupich pomysłodawców oparłem się o łóżko, z nadzieją wyczekując zakończenia zabawy. Niestety, bądź stety pech chciał, że ciemnozielona szyjka butelki po drogim winie zatrzymała się na mnie. Ze zrezygnowaniem w oczach popatrzyłem na kolegów z drużyny, którym błazeński uśmiech nie schodził z twarzy. Poczułem lekki niepokój. Co oni knują?
- Mariooo.. - Reus zerknął na mnie, wyszczerzając białe ząbki - Zrobisz to, na co wszyscy od dawna czekamy... Przeliżesz się z Trener Kochmańską! - wykrzyczał radośnie, a donośne śmiechy reszty zawodników dodatkowo spotęgowały jego entuzjazm.
Gwałtownie obróciłem się w stronę Gabrysi, która siedziała wciśnięta w kąt mojego posłania. No pięknie. 
Rozprostowałem palce i głośno przełknąłem ślinę, marszcząc się na natrętne "gorzko, gorzko!" śpiewane przez chłopaków.
Znalazłem się w dołku, nie bardzo wiedząc co mam zrobić. Kochałem ją, więc pocałunek byłby idealną alternatywą dla naszego "związku", jednak z drugiej strony taki podyktowany przez osoby trzecie jest udawany i na siłę. 
Wstałem w miejsca i usiadłem na przeciwko dziewczyny, delikatnie zbliżając nasze twarze do siebie. Oparłem prawą dłoń na jej kolanie, a lewą przytrzymałem podbródek i niepewnie wpiłem się w jej usta. Nasz pocałunek z sekundy na sekundę coraz bardziej się pogłębiał. Gabrysia splotła palce na moim karku, wyginając się w łuk i przycisnęła swoje kruche ciało do mojego torsu. Boże. Zaczęliśmy się całować jakbyśmy byli parą od lat. Poczułem jak z pożądaniem przygryza moją wargę i ciągnie mnie za sobą na miękką pościel. Przeniosłem dłoń z kolana na plecy brunetki, a z linią moich pocałunków zacząłem powoli wyznaczać na szyi, na co Gabrysia syknęła z zadowolenia. Sukces. 
- Ojejej, kochani, nie zapędzajcie się tak. Pieprzyć się będziecie przy następnej okazji - z tego cudownego doznania wyrwał nas głos zniecierpliwionego Reusa. Z niechęcią odsunęliśmy się od siebie, powracając do poprzedniej pozycji.

Gabriela

Kiedy w końcu odkleiłam się od zabójczo przystojnego w tamtym momencie Mario, zauważyłam, że oczy wszystkich zebranych świdrują nas wzrokiem.Co wtedy czułam? Niezidentyfikowaną ulgę i cholerną radość, która rozpierała mnie od środka. W końcu, po czterech latach męczącej rozłąki, na nowo zetknęliśmy nasze usta ze sobą. Ta pełna namiętności chwila przypieczętowała tylko fakt, że moja miłość do niego nie zgasła, ani przez chwilę. 
Popatrzyłam na niego spode łba. Siedział zapatrzony w próżnię i uśmiechał się, delikatnie głaszcząc moje włosy.Po chwili zmienił pozycję, kładąc się na plecach i układając ręce za głową. Oparłam się o jego klatkę piersiową i wsłuchiwałam się w kojące bicie serca chłopaka.

- Gabrysia, spadamy, już trzecia - oznajmiła sennie Amelia, pociągając mnie za rękę do wyjścia. 
Z niechęcią odessałam się od Mario i nakładając jego bluzę, podniosłam się z łóżka. 
- Rano macie trening, nie zaspać - uświadomiłam ich półgłosem i nacisnęłam klamkę od drzwi - A bluzę oddam kiedy indziej - puściłam oczko przystojnemu brunetowi i wyszłam na zewnątrz.

Pierwsze, co zrobiłam po powrocie z dzikiej imprezy w sąsiednim pokoju, było rzucenie się na łóżko. Powieki same opadały mi na gałki i całkowicie odmawiały mi posłuszeństwa, toteż nie chciałam ich dalej męczyć. Wtuliłam się w miękką, jasnoróżową pościel i zasnęłam, wsłuchując się w tykanie wskazówek zegara i odgłos mycia zębów przez Nowaczyk. 
 *
- Gabrysia! Widziałaś moją koronkową bluzkę? Nigdzie nie mogę jej znaleźć! - darła mi się nad uchem Amelia, która po raz pierwszy od początku naszego urlopu wstała wcześniej, by się ogarnąć. 
- Nie nie widziałam, zjeżdżaj - odpowiedziałam sucho i zrzuciłam ją ze swoich kolan. Wspominałam już, że  wprost nienawidzę, gdy ktoś budzi mnie w ten sposób?
- Pomóż mi! - kontynuowała, niewzruszona moją odpowiedzią. - Idę dzisiaj z Robertem do kina, Gabi... - modliła się przy szafie, doprowadzając mnie swoim płaczliwym głosem do granic wytrzymałości. 
Zrezygnowana wstałam, założyłam fioletową bluzę, którą oddawałam Gotzemu od dłuższego czasu i wyjęłam poszukiwany przez brunetkę obiekt z torby podróżnej. 
- Brawo - sarknęłam, pukając ją w czoło i skierowałam się do pokoju, z którego wczoraj wróciłam w stanie półżywego człowieka. 
 *
- Oddawaj tę bluzkę, ty chuju niedorobiony! - takimi oto słowami zostałam poczęstowana przez Marco, który skakał nad Robertem, próbując wyrwać mu granatowy t-shirt z rąk. - Słyszysz imbecylu? Oddawaj to do cholery! - Lewandowski pastwił się nad przyjacielem, szczerząc swoje śnieżnobiałe zęby w kąśliwym uśmiechu. Puścił własność blondyna dopiero wtedy, gdy zauważył, że stoję w progu i przyglądam się tej całej błazenadzie. 
- Ooo, pani Trener, jak miło, dzień dobry! - wyściskał mnie ze wszystkich stron i na koniec skradł soczystego buziaka w policzek. Uroczo. 
- A co to za słodkie powitanie? Czyżby dzisiaj był dzień miłości? - spytałam i z wrednym uśmieszkiem sprezentowałam mu sójkę w bok. 
- Do ciebie zawsze, kochana - odparł na odchodne i zaszył się w łazience. 
Korzystając z okazji, rozejrzałam się po ich apartamencie. "Trupy" spitych do nieprzytomności piłkarzy, leżały porozwalane po całym pomieszczeniu niczym brudne skarpetki. 
Kanapka ze ściskających się wzajemnie Kuby i Łukasza, gniotła się  pod balkonem, Wojtek zwisający jak małpa z poręczy fotela, urozmaicał krajobraz, a Illy i Langerak pomrukiwali przez sen wciśnięci jak śmieci pod łóżko. 
Wzięłam do ręki, stojący nieopodal nasączony wodą mop i zaczęłam chlapać nim na wszystkie strony, używając go jako przyrządu do budzenia, który na szczęście poskutkował, bo już po chwili połowa  zlanych mężczyzn chwiała się niepewnie na nogach i podtrzymywała bolącą głowę. 
- Ale kurwa faza... - mamrotał Mitchell, wyplątując się z objęć Gundogana. - Cześć Gabrysia - posłał mi buziaka w powietrzu i zatoczył się do szafki, chcąc jak najszybciej wypić butelkę wody. 
Powoli cały pokój wraz z gośćmi, sympatykami i mieszkańcami budził się do życia. Każdy starał się ogarnąć i przyprowadzić do porządku, no.. prawie każdy... Mario jako jedyny leżał na swoim łóżku i głośno chrapał.
Podeszłam do niego, chlusnęłam po twarzy mokrym mopem i dodatkowo sprzedałam uderzenie w bark, jednak jak się potem okazało wszystko było bezskuteczne. Spał jak zabity, a pod jego tyłkiem i w nogach tkwiły tuziny butelek piwa, opróżnionych do ostatniej kropelki. 
- Mario! Mario! Obudź się do jasnej cholery! - krzyczałam do niego, podirytowana piętnastominutowym opóźnieniem w codziennym planie pracy. 
W końcu po kilku mocniejszych turbulencjach, które otrzymało jego ciało, chłopak raczył otworzyć oczy i spojrzeć na świat z pozycji wertykalnej. 
- Oo, w końcu królewicz raczył się zbudzić. Co tak długo? Trening czeka - mówiłam w gorączce, co chwila zerkając na zegarek. Klopp by mnie zabił za takie przedłużanie. On nie trawi spóźnień i niepotrzebnego odwlekania. 
- Gabrysia, błagam cię, ja konam - złapał się za głowę i głośno stęknął. - Daj mi dziesięć minut, proszę - złożył dłonie w błagalnym geście i podniósł się z posłania. 
- Jak nie zobaczę was na murawie za kwadrans, to przysięgam, że własnymi rękoma ukręcę wam łby, zrozumiano? - poinformowałam gniewnie całą gromadę  i wyleciałam z ich pokoju, trzaskając drzwiami. 
 *
Kiedy do wyznaczonego przeze mnie czasu zostały trzy minuty, zebrałam swoje rzeczy, poprawiłam włosy i wyszłam z budynku, swoje kroki kierując na Signal Iduna Park. 
Na murawie rozciągali się już piłkarze i z kwaśną miną podawali sobie piłki. 
Coś mi się jednak nie zgadzało. Zamiast standardowo widzieć  dwudziestu sześciu  matołów w pszczelich wdziankach, przed moimi oczami stanęło niemal tyle samo więcej piłkarzy w barwach biało-czerwonych.
- Więcej was matka nie miała? - spytałam, oblatując wzrokiem grupę "dzieciaczków", którymi przyszło mi się zajmować przez najbliższe pół dnia. -Skoro jest was tak dużo to  na początek zagramy sobie mały meczyk. Reprezentacja przeciwko Borussii. Niech kochana Dreifaltigkeit* zdecyduje czy woli grę z kadrowiczami czy z borussen, a ja w tym czasie polecę po sprzęt - oznajmiłam i skierowałam się w stronę niewielkiego schowka na piłki, pachołki i inne takie bzdety. 
- Gotowi? - zadałam kolejne pytanie, widząc Roberta, Łukasza i Kubę zakładających koszulki w kolorach narodowych.
- Tak jest pani Trener - zasalutował mi Lewandowski, energicznie podskakując w miejscu - Możemy zaczynać. 
- To świetnie, ustawcie się. Langerak w pierwszej połowie, Roman wchodzi w drugiej, a w reprezentacji na razie broni Wojtek - rozkazałam i usiadłam obok Amelii, przypatrując się ich grze. 
 *
Po kolejnym dniu, w którym solidnie odbywałam rolę trenera, czułam się totalnie wykończona. Gardło bolało mnie od krzyczenia, ręce piekły z zimna, a całokształt dopełniały przeszywające dreszcze od sterczenia na chłodnym powietrzu w samej koszulce. Świetnie. 
Zmęczona i zziębnięta ściągnęłam z siebie ubranie, nałożyłam bokserkę i bluzę Mario i wskoczyłam pod kołdrę z kubkiem kakao. Po chwili do pokoju wpadła moja ciemnowłosa przyjaciółka. Usadowiła się wygodnie na moich kolanach i spojrzała  niepewnie w oczy. Miała mi niewątpliwie coś do powiedzenia, ale bała się mojej reakcji. 
- Amelko, chcesz mi o czymś oznajmić? - spojrzałam na nią badawczo, uśmiechając się delikatnie. 
- Nie... To nic takiego... Chociaż w sumie... Tak, chcę - język plątał jej się jak oszalały, utrudniając złożenie jakiegoś normalnego zdania. - Robert zaproponował mi, żebym się z nim przeniosła do innego pokoju, takiego dla pary, wiesz... łóżko małżeńskie, zero wariujących pijaków na głowie... Zgodziłabyś się? - popatrzyłam mi uważnie w oczy, z niecierpliwością wyczekując odpowiedzi.
- Jasne, że bym się zgodziła. Skąd takie pytanie? To chyba oczywiste, że chcesz pobyć sama z chłopakiem i bez krępacji robić to i owo - uśmiechnęłam się zadziornie. - Pakuj się mała!
- Dziękuję, kamień z serca! - pocałowała mnie w policzek. - Będziemy w stałym kontakcie. W razie czego po prostu przyjdź, mamy pokój naprzeciwko, kocham cię! - uścisnęła mnie ostatni raz i zaczęła ładować ubrania do swojej zielonej walizki. 
Kiedy dziewczyna z szerokim uśmiechem na twarzy upuściła pokój, wyszłam na balkon, siadłam na drewnianej ławeczce i zatapiając twarz w dłoniach, zaczęłam cichutko pochlipywać. 
Prawdę mówiąc wcale nie chciałam, żeby zostawiała mnie samą. Miałam kupę problemów na głowie i potrzebowałam jej wsparcia. Pragnęłam, by pomagała mi obmyślać plany co do Mario, pocieszała, gdy coś nam nie wychodziło i dawała kopa w dupę, kiedy chciałam zrezygnować. Komu miałam się teraz zwierzać? Poduszce? Nie miałam jej tego za złe. To normalne, przecież są parą i chcą mieć dla siebie więcej czasu, a ja jako "wiecznie samotna" musiałam sobie radzić sama. 
Opatuliłam się szczelniej fioletową bluzą Gotzego i wpatrywałam się w milczeniu w migoczące, srebrne punkciki. Wyszperałam z kieszeni dresów paczkę papierosów i odpalając jednego, zaciągnęłam się w ciszy. 
Wydech po wydechu moje problemu ulatniały się powoli z czaszki robiąc miejsce tym nowym, ciągle nadchodzącym. Często mówiono mi, że jestem ostoją spokoju. Grzeczna, cicha, poukładana i inteligentna dziewczyna, pozytywnie nastawiona do świata. Przykre, ale pozory mylą. Miałam masę kłopotów, problemów, z którymi borykałam się dosyć często, jednak nie mówiłam o nich za dużo.Twarda na zewnątrz, wrażliwa w środku. Czasami jednak ta wewnętrzna wrażliwość miała dosyć siedzenia w głębi i wyłaniała się na zewnątrz w postaci łez i krzyku.
Starałam się po prostu robić dobrą minę do złej gry, a palenie było dobrą alternatywą na częściowe uspokojenie się. 
Po upływie kwadransa usłyszałam szczeknięcie drzwi i postać Mario, wychodzącego na balkon. 
Chłopak obrócił się, zapiął suwak u bluzy i zauważył mnie skuloną na ławeczce.
Podszedł bliżej, kucnął i z troską spojrzał mi w oczy. Jego spojrzenie było tamtej nocy tak cholernie ponętne i piorunujące, że z trudem udawało mi się utrzymać emocje na miejscu. 
- Gabrysia, kochanie ty płaczesz? - przejechał dłonią po moim policzku, wycierając spływającą łzę. 
- Niee... - odpowiedziałam łamiącym się głosem i wybuchłam nagłym płaczem, całkowicie zapominając o tym, że mam być silna. Znowu. 
- Cii, spokojnie... - brunet przytulił mnie mocno i kołysał na boki, próbując uspokoić. - Co się stało? - zapytał, uważnie mi się przyglądając. 
- Nie radzę sobie po prostu ze sprawami sercowymi, to mój odwieczny problem - wyznałam, wtulając się w jego tors.
- Wiesz, podobno z problemami najlepiej się przespać... - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. - Nie wiem co mogę ci poradzić, bo sam mam z tym niemały kłopot. Miłość przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Musisz wierzyć i działać, to najlepsza rada ode mnie. 
- Dzięki Mario, dobrze, że jesteś. Kiedy nie ma przy mnie Amelii, całkowicie tracę nad sobą kontrolę. 
- Dlaczego jej nie ma? 
- Wyniosła się do Roberta - odpowiedziałam i westchnęłam smutno. 
- Ah, rozumiem - zamyślił się. - Zostać z tobą? Te drewniaki znowu się na pewno spiją i nie będzie można z nimi po ludzku porozmawiać - uśmiechnął się kwaśno.
- To byłaby najlepsza opcja - potrząsnęłam w odpowiedzi głową i pociągnęłam go za rękę do pokoju. 
Położyliśmy się na łóżku, co wywołało u mnie cholerne podekscytowanie i wtuliliśmy się w siebie nawzajem. 
To znaczy ja wtuliłam się w niego, dla jasności. 
Przymknęłam oczy i napawając się obłędnym zapachem jego perfum zasnęłam. 

____________________________________________________________________

Cześć robaczki! Wybaczcie, że znowu tak dużo czasu minęło od ostatniego postu. Mam nadzieję, że zrozumiecie moją sytuację, ale staram się wykorzystać na maksa ostatnie tygodnie wakacji :c 
Dodatkowo jeszcze miałam mały remont u siebie w pokoju i wszystko się przedłużyło.
Dziękuję za kochane komentarze pod ostatnim rozdziałem! Jesteście wspaniałe! 
Kolejny chapter powinien się pojawić w weekend. Mam nadzieję, że się uwinę. Gdyby go nie było - przepraszam :) 
Pozdrawiam skarby i czekam na wasze opinie co do tekstu powyżej, buziaki.
Sognante ;-*

niedziela, 11 sierpnia 2013

11 - Mrs. Coach

Rozdział z dedykacją dla mojej kochanej Ani, która ochoczo pomaga w wymyślaniu rozdziałów <3
__________________________________________________________________________
Zbudzona rześkim podmuchem porannego wiatru, leniwie zwlokłam się z łóżka, starając się wykonać tę czynność jak najciszej tak, aby nie przeszkodzić Amelii w twardym śnie.
Zgarniając z półki garderoby strój piłkarski w rażąco czerwonym kolorze, udałam się do łazienki, w celu zażycia chłodnego prysznica. Ściągnęłam z siebie piżamę, weszłam do kabiny i rozkoszowałam się cudowną chwilą beztroskiego spokoju, kiedy w końcu mogłam przemyśleć sobie najważniejsze sprawy. Przede wszystkim musiałam dać z siebie wszystko podczas treningu i pokazać Kloppowi, że można mi zaufać i obarczyć nawet najcięższymi obowiązkami podczas których miałam szansę pokazać nieco bardziej stanowczą i skupioną stronę pozornie potulnej Gabi . Chciałam też uświadomić drużynie, żeby nie zapominali o tym, że jesteśmy tu w roli prywatnego psychologa i w każdym momencie służymy pomocą ale nie w robieniu kanapek czy noszeniu zapasu piwa do pokoju, takiej psychicznej.
Kiedy zdałam sobie sprawę, że mój "minutowy" prysznic trwa o wiele za długo, owinęłam się cieplutkim ręcznikiem, ekspresem odziałam moje ubranie i wykonując pośpiesznie fryzurę, weszłam z powrotem do pokoju. 
- Już wstałaś? - spytała półgłosem Amelia, energicznie pocierając zaspane powieki.
- Tak sklerotyczko, mam dzisiaj prowadzić trening, bo Jurgen wyjechał na konferencję - poinformowałam dziewczynę i lekko musnęłam jej policzek w geście powitania.
- Nic mi nie mówiłaś o żadnym treningu... - mruknęła, marszcząc brwi. - Nieważne. Idę się ogarnąć, a za piętnaście minut możemy zejść razem na śniadanie, dobrze? - spojrzała pytająco w moją stronę.
- Jasne, ale pamiętaj piętnaście minut. Nie chcę wyjść na spóźnialską - odpowiedziałam z pretensją, na co Nowaczyk wywróciła lekceważącego młynka oczami i zaszyła się w pomieszczeniu, które przypominało w tamtej chwili domową saunę. 
Po zjedzonym śniadaniu sprężystym krokiem udałyśmy się w stronę Westfalenstadion, na którym o dziwo nikogo nie było. 
Pewnie nieroby siedzą w szatni - pomyślałam i zaczęłam powoli rozpakowywać sprzęt ze schowka.  Po upływie kilku minut na murawie pojawiły się niewyraźne sylwetki zmizerowanych piłkarzy, którzy wyglądem bardziej przypominali wyczerpanych robotników niż wytrzymałych sportowców. Uśmiechnęłam się szyderczo do siebie i zaczęłam powoli realizować mój plan.
- Ktoś chyba zapomniał rano łyknąć rutinoscorbin - powiedziałam z kąśliwym uśmieszkiem, patrząc na ich szare twarze.
- O, widzę, że humorek od rana dopisuje... - mruknął Marcel i gniewnie łypnął w moją stronę. - Ty mi lepiej powiedz gdzie jest Klopp? - spytał.
- Wyjechał na jakieś spotkanie i poprosił mnie, żebym się wami zajęła frajerzy - wyjaśniłam nieco głośniej i zrobiłam kwaśną miną widząc, jak ich oczy zabłysnęły w przypływie entuzjazmu.
- No to dzisiaj mamy trening w wersji light - ucieszył się Marco, rozkładając się plackiem na podłożu.
- O wersji light to ty sobie pomarzyć możesz, nie ma zmiłuj się, do szeregu Reus! - krzyknęłam wojowniczo, chcąc doprowadzić blondyna z fryzurą inspirowaną wkurzonymi dudkami, do porządku.
- Gabrysia, co ty... 
- Gabrysia? - popatrzyłam na niego z dezaprobatą i pokręciłam głową. - Reus, od kiedy my jesteśmy na ty? - spytałam z powagą w głosie, na co reszta piłkarzy popatrzyła po sobie zdezorientowana.
- Żartujesz sobie? Jak mamy do ciebie mówić? Szanowna pani trener? - zakpił Robert i popatrzył na mnie z frustracją.
- Taka nazwa mi odpowiada. Jak widzisz, Lewandowski, myślenie nie boli i jest całkiem przydatną funkcją - uśmiechnęłam się ironicznie, splatając ręce na karku. - A na dobre rozpoczęcie dnia dziesięć kółeczek gratis, do roboty kochani - wypowiedziałam, śmiejąc się w duchu z ich rozżalonych min.
- Co ty robisz? Mówisz poważnie? Oni patrzą na ciebie jak na wariatkę! - Amelia również była zaskoczona moim niecodziennym zachowaniem.
- Tak, poważnie. Niech wiedzą, że u Trener Kochmańskiej panuje surowa dyscyplina - oznajmiłam i zaczęłam obserwować ich nieudolne próby truchtu. 
 Po upływie czternastu i pół minuty ( dokładność mojego zegarka jest niezawodna ) przede mną znowu pojawili sie piłkarze Borussii.
- No widzicie jak ładnie uporaliście się z zadaniem - pochwaliłam chłopaków, na co ich twarze odrobinę się rozjaśniły. - Teraz możecie wziąć piłki i poćwiczyć podania, drybling, a na koniec rzuty z autu i karne - poinstruowałam,  podając im worek.
Po skończonym treningu wszyscy z drużyny z grobowymi minami udali się do szatni. Nie byli w stanie nawet zamienić ze mną choćby jednego słowa, tak im dałam w kość, jednak mi to nie przeszkadzało. Przynajmniej będą solidnie przygotowani do następnego meczu.
 Związując włosy w niedbałego koka, podeszłam do przyjaciółki, objęłam ją ramieniem i zagaiłam:
- Niezły wycisk dostali, prawda?
- Niezły? - wybałuszyła oczy ze zdumienia - On był okropny. Teraz nie będą chcieli z tobą rozmawiać - stwierdziła i założyła niesforny ciemnych włosów kosmyk za ucho. - I pewnie dlatego nie sprzątnęli piłek - zauważyła i wskazała głową na porozrzucane po murawie przedmioty.
- Zaraz ich opieprzę, co to za zachowanie! - warknęłam i skierowałam się w kierunku przebieralni.
Stuknęłam nerwowo dwa razy w solidne drzwi, ale kiedy za trzecim odpowiedziała mi ponownie głucha cisza, bez wahania wparowałam do środka. Moim oczom ukazały się półnagie ciała piłkarzy, którzy dumnie paradowali w bokserkach. 
- Przyszłaś nam pogratulować cudownie wykonanej roboty? - Mario rozłożył z nadzieją ręce , oczekując na to, że za chwilę utonę w jego uścisku. Błędne przewidywania, Gotze. 
- Nie przesadzaj - żachnęłam się. - Przyszłam was opierdzielić za to, że nie schowaliście rzeczy do schowka, lenie. Mógłby ktoś to zrobić? Ja od tego nie jestem... - mruknęłam niezadowolona.
- My też nie... - Reus liczył na to, że jak odezwie się  cicho, to tego nie usłyszę. Jednak ta odpowiedź na jego nieszczęście doszła do moich uszu, za co obrzuciłam go morderczym spojrzeniem. Później się z nim rozprawię. Wtedy do szatni znienacka weszła Amelia.
- Przestańcie, nie zachowujcie się jak dzieci! Kto sprzątnie te piłki, będzie mógł się przespać z panią trener! Jest o co walczyć! - zawołała radośnie i z impetem zamknęła drzwi, chcąc uchronić się od mojego ataku. Odwróciłam się ze złością na pięcie i spojrzałam na nich ze zrezygnowaniem.
-  Mario idź, bo nagrody nie dostaniesz! - krzyczeli jeden przez drugiego, ze śmiechem wskazując palcem na osłupiałego pomocnika, stojącego w kącie.
- Jesteście pierdolnięci, sama je pozbieram, dzięki wielkie - warknęłam i nie zwracając na ich wołania , wyszłam na zewnątrz.  
Na dworze panował jesienny chłód, a nad soczysto-zieloną murawą wisiała ciężka mgła.
Rozjątrzona usiadłam na trybunie i zaczęłam wpatrywać się w stadion. W pewnej chwili usłyszałam czyjeś kroki i miarowy oddech, a potem  36,6 stopni, siadające obok mnie. 
- Wszystko w porządku pani trener? - ponętny głos Gotzego doszedł do moich uszu, wywołując tym samym falę niezidentyfikowanego afektu. 
- Daj spokój - padła odpowiedź.
- Pomóc ci ze sprzątaniem? - zaoferował.
- Jak chcesz, ale bez nagrody, nie wyobrażaj sobie za dużo - zaznaczyłam i z uśmiechem wstałam z miejsca, podając mu rękę - Chodź.

 *

  Po powrocie do pokoju bez zastanowienia walnęłam się na łóżko i próbowałam przemyśleć istotne sprawy. Tak, próbowałam, bo po kilku sekundach moje próby zostały brutalnie zakłócone przez Amelię, która zapalczywie całowała się w łazience z Robertem.
- Moglibyście wymieniać się tą śliną trochę ciszej?! - zawołałam i wcisnęłam twarz w poduszkę, chcąc zatamować potok napływających do oczu łez. 
- Gabrysia? Co tu ty robisz? - Nowaczyk raptownie oprzytomniała i usiadła obok mnie, trzymając za rękę ukochanego.
- Mieszkam - odparłam z ironią. - A ty chyba powinnaś stąd wylecieć za twoją durną wypowiedź w szatni.
- Nie kochaliście się? Myślałam, że to poskutkuje... - posmutniała. - No cóż, trzeba będzie wymyślić coś innego.
Już miałam ją skarcić, ale przeszkodził mi w tym Wojtek, który z wyszczerzem wparował do naszego pokoju i wygodnie rozłożył się obok mnie.
- Czyżby panią trener męczyło napięcie przedmiesiączkowe? - zaśmiał się i objął moją talię ramieniem. 
- Zjeżdżaj stąd, chyba, że znudziło ci się oddychanie prostym nosem - warknęłam i obróciłam się do okna. 
Dlaczego cały świat jest przeciwko mnie? Najpierw ci nieudacznicy zostawiają bajzel na stadionie, potem Amelia wyskakuje z jednoznacznym tekstem, który powoduje krępację u mnie i Mario, a teraz Szczęsny próbuje rozweselić mnie swoimi głupkowatymi żartami. Armagedon! 
- Oj widzę, że Kochmańska nie ma dzisiaj dobrego humoru - zauważył. - A co powiesz na miłe spędzenie tego wieczoru w fantastycznym  towarzystwie? - spytał z nadzieją w głosie. 
- Masz na myśli popijanie kawy i grę w szachy razem z bandą tych rozwścieczonych bawołów, tak? 
- Oczywiście - uśmiechnął się ironicznie. - Nikt inny nie chciał do ciebie przyjść, bo bał się, że wróci w częściach do pokoju. 
- I słusznie - mruknęłam. - Przyjdziemy o osiemnastej, a teraz wypieprzaj, chcę pobyć sama - dodałam, zrzucając bramkarza z łóżka.

__________________________________________________________________

Wiem, wiem. Beznadziejny, krótki i spóźniony - te 3 epitety nasuwają wam się na myśl po przeczytaniu tekstu na górze. Przepraszam, ale ostatnio nęka mnie brak weny. W ogóle mam do dupy humor i chyba muszę zdać z niego relację, bo dłużej nie wytrzymam. Może wy mi poradzicie...
Kocham nogę całym sercem i cholernie chciałabym nauczyć się grać. Oczywiście, umiem tam takie podstawowe rzeczy, ale czuję, że to też jest do bani. Nie wiem jak robić dobre podania, drybling, rzuty. Krótko mówiąc jestem do niczego, a mój wiek dyskwalifikuje możliwość zaczęcia nauki "od zera" ( taa. piętnastka na karku -.- ).
Jest u mnie w mieście jeden klub, do którego mogę chodzić i trochę chodziłam, ale są tam treningi dziewczyn, które grają na poziomie zaawansowanym, a ja jedyna jestem początkująca i rozwalam im zajęcia.
Nie umiem wykonać ich ćwiczeń, więc trener musi mi je specjalnie tłumaczyć, a w dodatku one trochę krzywo na mnie patrzą i mam wrażenie, że kpią w duchu. 
Co myślicie? Chodzić dalej, czy zrezygnować? Trener powiedział, że jak najbardziej mogę kontynuować, ale nie chcę też być dla innych ciężarem... 
Jeśli ktoś to przeczytał - dziękuję. Kocham was <3
Czekam na komentarze, 3majcie się, buziaki :*