niedziela, 24 listopada 2013

17 - Ich liebe dich

- Śpisz laleczko?
Zamruczałam z zadowolenia i nadal z zamkniętymi powiekami wsłuchiwałam się w kojącą ciszę naszej sypialni. Czułam jego obecność. Czułam jak wpatruje się we mnie tymi przenikliwymi, ciemno-orzechowymi tęczówkami, jak uśmiecha się ponętnie i przeczesuje grzywkę palcami. Czułam zapach jego obłędnych perfum, które zdążyłam aż za dobrze poznać. Czułam go w całym pokoju. Był ze mną. Był każdego dnia, sprawiając, że stawałam się bardziej szczęśliwa niż dotychczas. To mogłoby trwać wiecznie.
- Gabrysia, skarbie... - szepnął po raz drugi, muskając wargami moją szyję. Boże.
Obróciłam się do niego plecami, udając, że śpię. Poza tym nie mogłam wytrzymać tej cholernej bliskości. Nie żeby mi to nie odpowiadało. Po prostu ten facet działał na mnie tak pociągająco, że aż było to do nie opanowania. Miłość jest głupia.
Mario jednak nie poprzestał na tym i objął mnie dłońmi w talii, całując jednocześnie moje ramię. Zbliżał się do dekoltu, szyi, ust. Kurwa.
- Mario... - westchnęłam i przeciągnęłam się wygodnie, spoglądając na niego z ukosa. Ideał w rzeczy samej.
- Cześć śliczna - wymówił i pocałował mnie na powitanie. Subtelny, delikatny, "przyjacielski" pocałunek. - Zbieraj się, niedługo wyjeżdżamy - dodał i zabrał się za pakowanie swojej torby. Po niedługim czasie dołączyłam do niego, a w efekcie po upływie kwadransa byliśmy gotowi do drogi.
Razem zeszliśmy na śniadanie, gdzie siedziała już reszta naszych towarzyszy. Wszyscy byli maksymalnie zmęczeni i śpiący. W końcu nie codziennie trzeba przejechać niemal całe Niemcy, bo koleżanka-gapa tonie w morzu. Przywitałam się z każdym całusem w policzek i usiadłam do stołu z kubkiem kawy.
- Gotowi do drogi panowie? - zaczął Marco, zajadając się jogurtem naturalnym.
- Powiedzmy, mam nadzieję, że w końcu będziemy mogli odpocząć jak ludzie...
- No nie wiem Wojtuś, nie wiem. Przy twojej popularności i gorącym ciałku żadna panienka nie usiedzi spokojnie - zaśmiał się Mario i pogłaskał kolegę po nienagannie ułożonych włosach.
Chłopak udał, że nie usłyszał ironicznego komentarza kolegi i beznamiętnie zwrócił się do mnie:
- A ty, jak się czujesz Gabrysia? Lepiej? 
- Tak, czuję się cudownie, dziękuję - uśmiechnęłam się do niego słodko i przeleciałam wzrokiem po zebranych, którzy ze złośliwym uśmieszkiem patrzyli na Mario. - Co? - zmarszczyłam brwi.
- Chyba wiem, czemu czujesz się cudownie - zaśmiał się Marcel. - Czyżby erotyczne doznania z panem Gotze tak poprawiły ci nastrój? - spytał, na co cała drużyna wybuchła śmiechem, no... z wyjątkiem Szczęsnego. 
- Jesteście najbardziej zboczonymi ludźmi, jakich poznałam, serio - odparłam i wzruszyłam ramionami.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - Schmelzer poruszył brwiami. - Czekamy. 
- Oj, dajcie spokój - do rozmowy wtrącił się mój ukochany. - Umiecie drążyć dziurę w brzuchu. Nie wasza sprawa. Choć Gabi pójdziemy po walizki - wziął mnie za rękę i zaprowadził na piętro. W oddali usłyszałam tylko głośne "Uuu..." i głupkowaty chichot. Banda niewyżytych idiotów. 
- Chyba musimy porozmawiać... - zaczęłam i przytrzymałam nadgarstek Mario, kiedy dobrnęliśmy do apartamentu. - "To coś" co między nami jest chyba...
- Potem kochanie, potem - Chłopak zatkał mi usta namiętnym pocałunkiem i wyszedł z bagażem na zewnątrz. Cholera!

                                                                                *

Do Czarnogóry dojechaliśmy dopiero popołudniu. Słońce, jak to bywa o tej porze roku, nie grzało najmocniej, ale przyjemne ciepło dawało się we znaki. Wszyscy byli w świetnych humorach i cieszyli się na błogie lenistwo, przy morskich falach i winie. Czarnym vanem Wojtka dotarliśmy do prestiżowego hotelu, który był położony w odległości zaledwie stu metrów od plaży. W dodatku jego lokalizacja odpowiadała naszym potrzebom prywatnym. Z dala od tłocznych kąpielisk, tłumu fotoreporterów i ciekawskich gapiów - na uboczu. Rozkład w pokojach był oczywisty. Ja z Mario na parterze w "jedynce" z tarasem i łóżkiem małżeńskim, Reus z Matsem, Mitchem i Marcelem w "dwójce" obok nas, a Wojtek, Illy i Kevin w "trójce" na piętrze. Brakowało mi tylko dwóch osób, których wymienienie jest chyba niepotrzebne...
Zmęczona długą podróżą położyłam się w miękkiej, satynowej pościeli i przymknęłam oczy, rozkoszując się kojącym szumem fal i krzyku mew. Spodziewałam się, że dołączy do mnie zaraz Mario, więc próbowałam wykorzystać jak najlepiej chwilę samotności. Podeszłam do wielkiego, drewnianego okna i zatopiłam wzrok w falującym turkusie bezkresnych wód. Na krótki moment myślami wróciłam do Warszawy, rodzinnego miasta. Do uczelni, rodziców, którzy zawsze na względzie mieli tylko siebie, przyjaciół, którzy tak naprawdę nigdy nimi nie byli, miejsc, w których lubiłam przebywać. Wtedy przypomniałam sobie, że niedługo wracam do domu, niedługo zakończę ten magiczny rozdział pod tytułem "Dwa miesiące z Mario" i znowu zacznę żyć smutną rzeczywistością. Ostatni tydzień szczęścia, radości, ostatnie chwile z nim...
"Wszystko, co dobre szybko się kończy" - szepnęła łza, spływająca po moim policzku.
- Płaczesz? - ciepłe dłonie przystojnego piłkarza oplotły moją talię, a jego głowa spoczęła na barku. - Co się stało kochanie? - spytał z troską.
- Nic, nie płakałam - sprostowałam szybko i błyskawicznie otarłam strużkę wody. - Coś mi do oka wpadło, nic więcej - zmusiłam się do bladego uśmiechu. - Co tam u reszty? - raptownie zmieniłam temat.
- Wyszli, mamy dużo czasu dla siebie skarbie, choć na plażę - szepnął mi do ucha i pociągnął za rękę na zewnątrz.
Usiedliśmy w wąskim zakątku plaży, gdzie widok był inny niż wszędzie. Otwarte morze, dookoła rozmaite drzewa, uformowane wydmy z piasku. Znałam to miejsce dokładnie. To właśnie tutaj siedzieliśmy w ostatni dzień naszych wspólnych wakacji kilka lat wcześniej. To właśnie tutaj mówił mi, jak bardzo mnie kocha. Wspomnienia wróciły. Serce mi pękło. Dzięki Mario.
- Pięknie tutaj prawda? - spytał i złapał mnie za rękę.
- Bardzo... - wymówiłam z drżącym głosem. - Już kiedyś tutaj byłam - zaczęłam niepewnie - dokładnie w tym samym miejscu.
- Ja też - powiedział i spojrzał mi głęboko w oczy. Zadrżałam. - Byłem tu razem z Tobą kochanie. 
Cisza. Cisza. Cisza.
- Kocham Cię... - zamruczał mi do ucha i pocałował w szyję.
- Czemu nie powiedziałeś mi tego wcześniej? - spytałam wzruszona ze łzami w oczach.
- Bo u mnie słowa się nie liczą. Ja nie kocham słowami Gabrysia, ja kocham czynami. Parę lat temu też powiedziałem ci o moich uczuciach. Naobiecywałem gwiazdek z nieba i co? Nic nie zrobiłem. Zawiodłem twoje zaufanie i zraniłem cię. Nie umiałem nawet zadzwonić, skontaktować się z Tobą w żaden sposób. Zachowałem się jak bezmyślny szczeniak, który myśli, że może mieć każdą. Nie chcę więcej popełnić tego błędu, nie chcę wyznawać miłości słowami. Gdy tylko cię zobaczyłem na murawie, dwa miesiące temu, zakochałem się po raz drugi. Zrozumiałem, ile straciłem, zrozumiałem swoje zachowanie. Zniszczyłem ci przez to życie, zrujnowałem twoje serce i jestem całkowicie świadomy swojego beznadziejnego czynu. Teraz wiem, że jesteś mi potrzebna jak powietrze. Bez ciebie moja egzystencja jest niczym, jak róża bez wody, jak tęcza bez deszczu. Czy jesteś mi w stanie jeszcze wybaczyć? - zakończył i spojrzał wyczekująco na mnie. Jak ja bardzo chciałam to usłyszeć, jak bardzo tęskniłam za dwoma słowami "Kocham cię" wypowiadanymi przez niego z namacalną delikatnością, subtelnością i przywiązaniem. Byłam wtedy cholernie szczęśliwa. 
- Jestem, Mario - odrzekłam - jestem.
Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i wpił się z niepohamowaną zachłannością w moje usta. Całowaliśmy się spragnieni siebie jak nigdy dotąd. Złapał mnie ostrożnie w pasie i opuszczając plażę dostał się do pokoju przez półotwarty taras. Położył mnie na łóżku i rozpiąwszy swoją koszulę, spojrzał na mnie niepewnie.
Wahał się. Nie wiedział, czy może sobie pozwolić na więcej, nie wiedział w też jaki sposób zareaguję.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, zetknęłam nasze usta ze sobą i pociągnęłam w swoją stronę. Ściągnęłam z niego jeansową koszulę, rzucając ją niedbale w kąt przestronnego pokoju. Szatyn nie pozostawał mi dłużny. Opinająca sukienka, którą kupiłam specjalnie na wyjazd po chwili leżała już wciśnięta między komodę a ścianę. Mario przeniósł swoje usta z szyi na obojczyki i dekolt, a potem pozbył się przeszkadzającej mu koronkowej bielizny, którą miałam na sobie. 
- I love you to the moon and back... - wyszeptał między pocałunkami. Były to ostatnie słowa, które zapamiętałam. Zatraciliśmy się w sobie natychmiastowo...

*
Adriatyckie promienie słońca, pozłacające pomieszczenie z każdą sekundą coraz bardziej pokrywały moje odsłonięte ramiona, a były przy tym tak natarczywe, że w efekcie zmusiły mnie do otwarcia powiek. Spojrzałam w lewo. Mario już nie spał. Wodził delikatnie palcem po mojej dłoni i w ciszy przyglądał się jak próbuję doprowadzić swoje myśli na miejsce.
Tyle czasu czekałam aż w końcu będzie dane nam ponownie się spotkać. Tyle wycierpiałam, żeby otrzymać swoje. Teraz byłam w pełni szczęśliwa. Miałam swoją miłość przy sobie.
- Jak się spało? - spytał i musnął wargami moją skroń.
- Z tobą? Wspaniale... - rozmarzyłam się i owijając umięśnione ciało w jedwabną tkaninę przysiadłam na balustradzie tarasu. Mario po chwili dołączył do mnie, objął od tyłu w pasie i docisnął do siebie.
- Kocham cię, wiesz? 
- Wiem idioto, wiem. Ja ciebie też kocham - odparłam i złożyłam na jego ustach nieśmiały pocałunek.
Zaczęliśmy go coraz bardziej pogłębiać i pewnie drugi raz wylądowalibyśmy w łóżku, gdyby nie gromada piłkarzy z wyszczerzem na twarzach, którzy ni stąd ni zowąd wpadli do środka.
- Chyba trochę przeszkadzamy... - zaśmiał się Marco i obleciał nas wzrokiem. Mario mocniej złapał mnie w pasie, dociskając dłońmi śliski materiał na moim tułowiu. No tak, nieźle by było gdyby owy "strój" nagle zsunął się na podłogę. 
- No, trochę - Gotze popatrzył krzywo na przyjaciela. - Zejdźcie do jadalni, zaraz dołączymy.
- W porządku, dokończcie sobie to co mieliście zacząć, poczekamy. Kocham was! - wybuchnął śmiechem i posyłając buziaka w powietrzu, zniknął za drzwiami.

__________________________________________________________________________

Nie obiecuję, że następny za tydzień, ale pamiętam o was i nie zawieszam bloga. Buzi :**

sobota, 9 listopada 2013

16 - And I'll be there...

Mario

Cali zdenerwowani i przestraszeni dobiliśmy wreszcie do portu. Szybko zabraliśmy nasze bagaże z pokładu jachtu i owijając Gabrysię w koc, raźnym krokiem wyprowadziliśmy ją na ląd. Usiadłem z dziewczyną na niewielkiej ławeczce, trzymając jej wątłe, wychłodzone ciało na kolanach. Moje dłonie drżały ze strachu. Bałem się, że coś może pójść nie tak, że jest za późno na jakiekolwiek poważniejsze działania. Bałem się, że ją bezpowrotnie stracę i już nigdy nie odzyskam. Poczułem jak ciemne oczy zachodzą łzami. Nie można się poddawać - pomyślałem, ocierając je rąbkiem brązowej bluzy. Nie teraz, kiedy zaszedłem tak daleko, kiedy zbliżyłem się znacznie do osiągnięcia upragnionego sukcesu. Zrozumiałem jak wstrętnie się zachowałem i jak wobec niej postąpiłem. Zrozumiałem jak cholernie mi na niej zależy. Jak się zachowuję, gdy nie ma jej przy mnie. Jak na mnie działa. Jej najdrobniejszy gest, niewinny uśmiech, najcichsze słowo sprawia, że powraca do mnie iskierka radości. Nikt nigdy nie dawał mi takiego szczęścia. Ona jest całym moim światem, który muszę chronić przez wszelkim uszczerbkiem.
- Gdzie tak pierdolona karetka?! - warknąłem w stronę chłopaków, którzy niecierpliwie przestępowali z  nogi na nogę. - Powinna już dawno być... - mruknąłem ponownie i raptownie wstałem z miejsca, widząc nadjeżdżający pojazd. Ratownicy medyczni szybko zajęli się moją ukochaną i zawieźli ją do najbliższego szpitala. Władowaliśmy się wszyscy do vana Wojtka i pośpiesznie podążyliśmy za samochodem. Kolejne sekundy nerwów.

Gabriella

Otworzyłam z niechęcią zdrętwiałe powieki i wysiliłam się na niewielki wysiłek fizyczny jakim było rozejrzenie się dookoła. Z niewiadomych przyczyn znajdowałam się w szpitalnym pokoju, na szpitalnym łóżku z podłączoną aparaturą do ręki. Wszystko wokół mnie było białe. Białe ściany, zlepiające się w jedno z białą podłogą, meblami i zasłonami. Białe drzwi i okna. Biała pościel. Zdecydowanie zbyt dużo bieli, która przyprawiała mnie o mdłości. Dlaczego ja tu właściwie jestem?
W pomieszczeniu panowała zupełna cisza, co jakiś czas przerywana mechanicznym "pik" wydawanym przez maszynę. Z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej i dopiero wtedy zobaczyłam, że na skraju łóżka leży wsparta na łokciach głowa Mario, który słysząc szmery przebudził się gwałtownie.
- Gabrysia... - wyszeptał cicho i w mgnieniu oka znalazł się przy mnie. - Boże, skarbie, jak ja się martwiłem... - mówił, gładząc mnie po włosach - Tak cholernie się bałem, myślałem, że już nigdy się nie wybudzisz... Pobiegnę po lekarza... - powiedział w pośpiechu i ulotnił się z pokoju, w którym po chwili pojawił się sędziwy, starszy pan w białym kitlu z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Dobrze, że się pani wybudziła - zaczął z dziwnym akcentem i podszedł do mnie, odczytując coś z tych hieroglifów na ekranie. - Wykonam niezbędne badania i wtedy stwierdzę czy jest pani w stanie opuścić szpital - poinformował i po-odłączał ode mnie wszystkie kabelki. - Pana poproszę o opuszczenie sali - zwrócił się uprzejmie do Mario. - Za kwadrans wszystko będzie skończone, wtedy będzie mógł pan wrócić z powrotem do dziewczyny.
- To moja przyjaciółka, panie doktorze - sprostował lekko speszony Gotze i wyszedł na korytarz, pozostawiając mnie samą z doktorem Heinzem.
- Co się właściwie stało, doktorze? Jestem totalnie zdezorientowana... - złapałam się za pulsującą skroń, próbując przypomnieć sobie wydarzenia z popołudnia. 
- Płynęliście państwo jachtem na samym środku morza, kiedy zerwał się silny sztorm. Z zeznań pani chłopaka... 
- Przyjaciela - wtrąciłam znacząco.
- Przepraszam, przyjaciela wynika, że poślizgnęła się pani na oblanym wodą podkładzie i z hukiem wpadła do wody, uprzednio uderzając się w metalową poręcz głową. Woda była niezwykle zimna, zważywszy na aktualną porę roku i były silne fale. Gdyby nie pani przyjaciel, z pewnością walczyłaby pani o życie - uprzejmie wyjaśnił doktor i sprawdził wyniki badań, zapisane na białej tabliczce, wiszącej na skraju mojego szpitalnego łóżka. - Wszystko w normie, to bardzo dobrze. Będzie mogła pani jeszcze dzisiaj opuścić szpital. 
- To cudownie, lepiej być nie mogło - odparłam i radośnie uścisnęłam jego pomarszczoną dłoń. - Dziękuję.
- Nie ma za co dziękować, to mój obowiązek - uśmiechnął się delikatnie i opuścił pomieszczenie, do którego wpadła cała gromada chłopaków.
- I co Gabryśka, wychodzisz dzisiaj? - spytał Wojtek i popatrzył na mnie wyczekująco. 
- Tak idioto, wychodzę - odparłam i przytuliłam go mocno. - Cieszę się, że was mam, popaprańcy. 

~*~

W kilka godzin później byliśmy już z powrotem w naszym Dortmundzkim hotelu. Zostałam bardzo entuzjastycznie powitana przez resztę drużyny. Zostali oni zawiadomieni o wypadku bardzo szybko i niezwykle się denerwowali. Słodkie. Zmęczona i wykończona badaniami udałam się do pokoju, gdzie od razu wylądowałam na łóżku. Bez skojarzeń.
Po chwili obok mnie znalazł się Mario, który szczycił mnie tym swoim uwodzicielskim uśmiechem i wodził palcem po moim rozpalonym policzku. 
- Mam dla ciebie niespodziankę Gabrysia... - zaczął i musnął moją skroń wargami, co wywołało u mnie silne dreszcze i dziwne ciepło w sercu. - Jutro jedziemy do Czarnogóry, radziłbym ci się spakować. Wyjeżdżamy o siódmej. - oznajmił i złożył na moim obojczyku delikatny pocałunek, po czym obejmując w talii ułożył się do snu. 
Boże... Czarnogóra... Tyle wspomnień...
____________________________________________________________________

WRÓCIŁAM. WRÓCIŁAM. WRÓCIŁAM.
PRZEPRASZAM WAS BARDZO ZA MOJĄ NIEOBECNOŚĆ.
NIE WIEM, CZY KTOŚ MI TERAZ UWIERZY, PEWNIE UZNACIE TO ZA SŁABE 
WYTŁUMACZENIE, ALE BYŁA CHOLERNIE ZAJĘTA SZKOŁĄ I MÓJ CZAS WOLNY BYŁ BARDZO OGRANICZONY. TO MÓJ PIERWSZY WOLNY WEEKEND, SERIO. 
PRZEPRASZAM CAŁYM MOIM SERDUSZKIEM, ŻE TAK WAS ZAWIODŁAM.
NIE WIEM CZY KTOŚ CZEKAŁ, CZY KTOŚ JESZCZE TO CZYTA. TĄ BEZNADZIEJĘ. 
JEŚLI KTOŚ TU POZOSTAŁ MIMO MOJEJ PASKUDNEJ OSOBY TO NIECH NAPISZE KOMENTARZ CZY PISAĆ DALEJ, BO NIE WIEM CZY JEST SENS CIĄGNĄC TO DLA NIKOGO. WIEM, ŻE ZWALIŁAM PO CAŁOŚCI. WIEM. DAJCIE ZNAC CZY JESTEŚCIE. JEŚLI TAK, TO KOLEJNY PRAWDOPODOBNIE W PONIEDZIAŁEK. KOCHAM WAS BARDZO <3