czwartek, 30 maja 2013

3 - Welcome to Dortmund!

Ze snu wybudził mnie przenikliwy, metaliczny dźwięk budzika. Dopiero kiedy wypełnił całe pomieszczenie, zdecydowałam się podnieść z łóżka. Niechętnie otworzyłam powieki i spojrzałam na zegarek. Czwarta. No tak, autokar, którym miałyśmy jechać do Niemiec miał być o szóstej, więc aby się wyszykować musiałam odpowiednio wcześnie wstać. Szybkim ruchem zeskoczyłam z posłania i porządnie je zaścieliłam, uklepując różową kołdrę na bokach. Podeszłam do okna. Niebo tamtego dnia było przejrzysto-modre, miejscami jeszcze lekko fioletowe, przyozdobione delikatnymi chmurkami.. Westchnęłam smutno na myśl o opuszczeniu Warszawy, opuszczeniu ojczyzny. Byłam pewna, że w Niemczech wszystko będzie inne jak dotąd i że ten wyjazd obróci moje dotychczasowe życie do góry nogami.
Po kilku minutach obojętnego wpatrywania się próżnię pomaszerowałam do łazienki, aby trochę się ogarnąć. Ciemne włosy związałam w luźną kitkę i weszłam pod prysznic. Chłodne strumienie wody całkowicie mnie orzeźwiły i zachęciły do dalszego działania,więc w  tempie ekspresowym ubrałam na siebie fioletową, luźną bluzkę z numerem 1, czarne legginsy i conversy tego samego koloru,a rzęsy dodatkowo pociągnęłam tuszem. Tak przygotowana zbiegłam na dół, do kuchni, gdzie krzątała się już Amelia.

- Cześć, mój ranny ptaszku. - zaśmiałam się i dałam jej buziaka w policzek na przywitanie - Co pysznego zjemy? - spytałam, zerkając na blat kuchenny.
- Płatki z mlekiem, albo jak wolisz mleko z płatkami. - uśmiechnęła się szyderczo, wkładając mi miskę do rąk. 
- Kurcze patrzcie ją, drugi Andersen... - mruknęłam i nasypałam sobie cynamonowych kuleczek do miski - Mam nadzieję, że w tym hotelu będzie lepsze żarcie. - powiedziałam pod nosem i wyciągnęłam się na kanapie.
- Szczerze? To ja też, mam dosyć wymyślania co zrobimy na obiad. Przyda się ten miesiąc odpoczynku... - rozmarzyła się brunetka, oblewając mlekiem spodnie. 
Punktualnie o szóstej pod nasz dom podjechał czarny autokar. Na bokach i z tyłu miał ponaklejane logo Borussii i napis "Echte Liebe" , który od razu skojarzył mi się z rysowanym na nadgarstku "tatuażem" w gimnazjum. Sprawnie zapakowałyśmy nasze walizki do bagażnika i usiadłyśmy na końcu pojazdu. Fotele były duże, obite kremową skórą i w dodatku rozkładane. Tobias, kierowca był bardzo miły i uczynny, a przede wszystkim dobrze rozumiał nasz lekko spolszczony niemiecki. To był początek niesamowitej przygody. Wygodnie oparłam się o okno, nakrywając nogi puszystym kocem i żeby zabić czas włączyłam ulubioną playlistę w telefonie. Po upływie kilku minut mimowolnie odpłynęłam do krainy Morfeusza.
- Gabi, gabi śpisz? - ze snu wyrwał mnie ściszony głos mojej przyjaciółki. 
Wyjęłam białą słuchawkę z ucha i kilkakrotnie zamrugałam, chcąc wpuścić więcej światła do oka. Popatrzyłam obojętnie to na zegar, to na nią, czując się jak wyrwana z transu.
- Śpisz? - dziewczyna nadal powtarzała to idiotyczne pytanie.
- Nie kurwa, zastanawiam się nad sensem życia... - sarknęłam i zmierzyłam ją groźnie, dając do zrozumienia, że wcale nie jestem zadowolona z tego, że przerwała mi cudowny sen, w którym strzelam hattricka Barcelonie.
- Przepraszam, że cię obudziłam, ale stwierdziłam, że muszę z tobą pogadać zanim dojedziemy na miejsce. - parsknęła śmiechem.
- Zamieniam się w słuch. - ziewnęłam i upiłam  łyk coli.
 - Musimy postawić sprawę jasno. Chodzi o Mario. - zaczęła i uśmiechnęła się zadowolona, widząc jak źrenice rozszerzają mi się na dźwięk jego imienia - Na ten wyjazd zgodziłam się głównie z twojego powodu. Nie chcę, żebyś wiecznie cierpiała i ryczała, kiedy zobaczysz go w telewizji. Starczy tej katorgi. Jedziemy tam po to, aby zbudować między wami nową relację i obiecuję, że zrobię wszystko, abyś z nim z powrotem była, rozumiesz? Tak więc żadnych sprzeciwów, wykrętów i Bóg wie czego jeszcze. Masz być silna pamiętasz? Kochasz go przecież, prawda? - ton jej głosu stał się nagle niezwykle poważny i opanowany. Wywierała na mnie naprawdę wielki wpływ. Miała zadatki na psychologa. 
- Tak, kocham go...cholernie... - szepnęłam i opuszkiem palca wytarłam miejsce, w którym przed chwilą pojawiła się łza. 
- No wreszcie. - uśmiechnęła się sama do siebie - Pamiętaj, że taka szansa może się już nie trafić. - dodała i słodko się uśmiechnęła.
- Taak, chyba masz rację. - powiedziałam i popatrzyłam za okno na umykające krajobrazy Niemiec.
- Kochanie ja mam zawsze rację. 
- Wmawiaj sobie, wmawiaj. Ale nie mówmy wiecznie o mnie, przecież sam Mario tam mieszkać nie będzie. Tobie też przydałby się jakiś przystojniak. To na kogo zapolujesz? Reusa, Leitnera, Hummelsa? - podniosłam do góry brwi, oczekując jej reakcji.
- Wiesz... - jej policzki omiótł delikatny buraczek - Lewandowski jest wolny... - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ach no tak! Zupełnie zapomniałam o Robercie! Przecież on ci się podobał już za czasów Lecha Poznań! - zaśmiałam się. 
- Mam nadzieję, że się uda. Cholernie mi na nim zależy... - posmutniała.
- Nie martw się, gwarantuję ci, że do Polski wrócimy u boku naszych przystojniaków. - powiedziałam, na co obie wybuchnęłyśmy śmiechem. 
Do Dortmundu dojechałyśmy około siedemnastej. Hotel, w którym miałyśmy mieszkać wyglądał bajecznie. Był to wysoki, nowoczesny budynek, pomalowany kremową farbą, w dodatku niemalże cały oszklony. Krajobraz ożywiał przepiękny, zadbany ogród otaczający posesję. Tobias pomógł nam wnieść bagaże na recepcję. Odebrałyśmy klucze od niewysokiej, rudej recepcjonistki i udałyśmy się do pokoju, który był równie piękny jak i cały hotel. 

____________________________________________________________

Wybaczcie, że taki krótki. Obiecuję poprawę w kolejnych rozdziałach, a ocenę pozostawiam wam. Pozdrawiam, Sognante.

piątek, 24 maja 2013

2 - New chance for life

Wracając do naszego apartamentu, w głowie cały czas huczały mi słowa profesora Sławińskiego. Sama nie byłam do końca pewna, czy chcę tam pojechać, ale gdzieś na dnie serca czułam, że ten wyjazd obróciłby moje życie o 360 stopni. Bałam się tylko jednego - spotkania z Mario.Przecież to mogłoby skończyć się fatalnie. Wszystkie głęboko skrywane  dotąd uczucia, uaktywniłyby się lada moment, tylko, że druga strona by tego nie odwzajemniała, a to cholernie boli...
- Gdzie ty się podziewałaś głupku? - Przyjaciółka przywitała mnie entuzjastycznym uśmiechem, jednak widząc mój posępny wyraz twarzy spoważniała - Co się stało?
Popatrzyłam tylko na nią smutno i usiadłam na beżowej kanapie. Amelia bez wahania powtórzyła czynność za mną i z wyczekiwaniem wpatrywała się w moje szmaragdowe tęczówki, dopatrując się w nich jakichkolwiek oznak radości.
- Rozmawiałam z profesorem Sławińskim... - zaczęłam niepewnie - Chce, żebyśmy w ramach praktyk psychologicznych pojechały na miesiąc do Dortmundu, aby popracować z piłkarzami... - wydusiłam i odetchnęłam głęboko. 
- Naprawdę? Wspaniale! - zakrzyczała z werwą, a zaraz potem usłyszałam jej stłumiony przez poduszkę pisk. - Nie cieszysz się? - trajkotała - To dla nas życiowa szansa, poznamy Kloppa, Reusa, Piszczka, Lewandowskiego, Leitnera, Goe...- i tu zatrzymała się na chwilę, jakby chciała dokładnie zanalizować swoją wypowiedź. - Więc tutaj tkwi problem! - klasnęła w dłonie i rzuciła się na mnie. - Wiem, że nie chcesz się z nim spotkać, doskonale to rozumiem, ale nie mam zamiaru rezygnować z prawdopodobnie najlepszej przygody jaka może mnie jeszcze w życiu spotkać. Chcesz zostać psychologiem? To musisz przełamywać swoje słabości! Pojedziesz tam ze mną i gwarantuję ci, że tego miesiąca nie zapomnisz do końca życia. Zrobimy wszystko, żebyś znowu z nim była! No rusz dupę! Pakuj się! - Popatrzyłam na nią oszołomiona. Ten cały chaotyczny potok słów całkowicie odebrał mi mowę. Miała rację. Nie mogłam tak po prostu ukrywać się przed problemem, musiałam być silna i wreszcie znaleźć jego rozwiązanie. W tamtej chwili nie byłam pewna, czy możliwe jest, by dwoje ludzi zakochało się w sobie po raz drugi, ale postanowiłam dać nam jeszcze jedną szansę, bez względu na to czy poskutkuje, czy nie. 
Zeskoczyłam raźnie z kanapy i pobiegłam na strych po wielkie, zielone walizki, po drodze wrzucając do nich ubrania i buty. Amelia uśmiechnęła się zadowolona, widząc, że jej wykład poskutkował.
- Tak w ogóle to kiedy wyjeżdżamy? - spytała, składając malinową sukienkę.
- Dobre pytanie... - podrapałam się po głowie - Powiedziałam Sławińskiemu, że jutro zadzwonimy, ale myślę, że nie będzie miał nic przeciwko jak zrobimy to dziś. - To powiedziawszy chwyciłam białego smartphona i wyszłam do łazienki, aby wykonać telefon. - O cholera! Już w niedzielę! W niedzielę! - krzyknęłam po chwili i odtańczyłam taniec szczęścia.
- No proszę, przed chwilą siedziałaś tutaj załamana, zasypując się myślami, a teraz wyginasz się jak oszalała w przypływie radości. Nie idzie z tobą wytrzymać! - zaśmiała się i rzuciła we mnie poduszką, na co odpowiedziałam wytknięciem języka. 
- Wiesz co? - zagadnęłam, wyrzucając turkusowy kostium kąpielowy do kosza - Chyba trzeba będzie pójść na jakieś zakupy. Skoro będą tam przystojni piłkarze.. - tu Amelia spojrzała na mnie spode łba - To trzeba będzie pokazać się od jak najlepszej strony. - dokończyłam z chytrym uśmieszkiem.
- Chyba masz rację. Wezmę tylko torebkę i możemy ruszać. - podchwyciła pomysł i wyszła do sypialni.
Oszczędzając na czasie, ale nie oszczędzając na pieniądzach dojechałyśmy do największej galerii handlowej - jak szaleć, to szaleć. Bez wahania wparowałyśmy do H&M'u , skąd wyszłyśmy z torbami pełnymi sukienek i szortów. Zwiedziłyśmy chyba każdy sklep, oczywiście nie wychodząc z niego z pustymi rękami. Pod koniec Amelia wyciągnęła mnie jeszcze do Victoria's Secret, bo stwierdziła, że przyda mi się jakiś seksowny kostium na wyjazd.
- Po co mi on? - jęknęłam, kiedy wcisnęła mi do ręki miętową górę od stroju. 
- Musisz wyglądać porządnie. Ten kolor fajnie na tobie wygląda. Zakładaj i nie marudź. - zakomenderowała.
Kiedy wyszłam z przymierzalni, moja towarzyszka obleciała mnie wzrokiem i pokręciła przecząco głową. 
- Niee, zdecydowanie nie mięta... - mruknęła - Zmierz jeszcze ten malinowy.
W końcu po wielkim namyśle wybrałyśmy łososiowy. Wyszłam ze sklepu z kwaśną miną, bo nie byłam zachwycona kosmiczną ceną kostiumu.
- Jeszcze mi za to podziękujesz! - pocałowała mnie w policzek i otworzyła drzwi taksówki.  
Kiedy dojechałyśmy do mieszkania padłyśmy wykończone na kanapę. Wokół nas walały się ubrania, te nowe i te spakowane, talerze i jak zwykle brudne skarpetki.         
- Myślisz, że w tym hotelu będzie sprzątaczka? - spytałam, rzucając różową stopką w przyjaciółkę.
- Nie wiem, mam nadzieję, że tak. Nie wytrzymam codziennego sprzątania tego syfu. - mruknęła i wyszła do kuchni.   

 ________________________________________________________
Jest i 2 rozdział :) Mam nadzieję, że wam się podoba. Liczę na szczere komentarze. Kolejnego parta dodam w środę, więc długo czekać nie musicie. Żegnam się z wami cieplutko i trzymam kciuki za nasze pszczółeczki jutro , pozdrawiam Sognante xo :* 

piątek, 17 maja 2013

1 - Unexpected surprise

4 lata później 

 -Gabriella! Spóźnisz się na wykłady! -usłyszałam zachrypnięty głos mojej przyjaciółki. Obróciłam się na lewy bark i  otworzyłam oczy, lustrując ją wzrokiem. Stała obok mojego łóżka w różowym szlafroku i kubkiem parującej kawy. Jej twarz była blada, a ciemne oczy mocno podkrążone, jednak mimo niewyspania uśmiechała się promiennie i wręcz zarażała swoim optymizmem. 
- Wstaniesz? Czy mam zasięgnąć bardziej radykalnych metod? - wykrzywiła się w złośliwym uśmieszku, na co oberwała z puchatej poduszki. Podniosłam się z miejsca i spojrzałam przez okno. Nad Warszawą wisiała biała mgła, nadając całemu krajobrazowi nieprzyjemnego wyglądu. W Polsce takie poranki były codziennością, więc zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Westchnęłam tylko ciężko i pomaszerowałam do kuchni. Amelia siedziała już przy stole, pałaszując płatki i wpatrywała się w program, nadawany w telewizji. Omiotłam obojętnym wzrokiem nasz salon, w którym panował ogromny bałagan i wyjęłam z lodówki butelkę soku. 
- Trzeba będzie tu posprzątać. - zagaiłam i upiłam łyk napoju, dosiadając się do stołu.
- Jak wrócisz ze szkoły będzie dawno posprzątane. - rzuciła pomiędzy kolejnymi kęsami śniadania.
- Jesteś chora, nie powinnaś się nadwyrężać. - zauważyłam.
- Przestań, od zbierania brudnych talerzy i skarpetek z podłogi, nikomu jeszcze nic się nie stało. - posłała mi ciepły uśmiech, który w sekundę przerodził się twór kształtem przypominający ogromne "o". 
- Matko boska, zobacz kto jest w telewizji! - krzyknęła i wskazała ręką na urządzenie - To przecież twój Goetze! - piszczała jak opętana.
Niechętnie przeniosłam wzrok z drobinek pomarańczy, pływających w soku na telewizor. Kiedy go zobaczyłam serce mi się ścisnęło, a do oczu napłynęły łzy. To był Mario, Mario, który zostawił mnie cztery lata temu przy schodach pięknego hotelu, aby spełnić najskrytsze marzenia. Ten melodyjny głos i śliczny uśmiech rozpoznałabym wszędzie.
- Am, błagam, przełącz to... - poprosiłam drżącym głosem, jednak dziewczyna pozostała głucha na moją prośbę. Tak jak ja z niedowierzaniem wpatrywała się piksele tańczące po ekranie, w odstępach głośno przełykając ślinę. Kiedy wywiad się skończył obie popatrzyłyśmy na siebie ze smutkiem. Dziewczyna przysunęła się do mnie i delikatnie objęła ramieniem, chcąc jakoś mnie pocieszyć. Wiedziała jak bardzo go kochałam i nie chciała bym cierpiała.
- Słuchaj Gab, nie możesz tak więcej reagować.  Rozumiem, że Mario znaczy dla ciebie bardzo dużo, ale musisz zrozumieć, że płaczem niczego nie wskórasz, a tym bardziej nie przywrócisz go tutaj. Musisz przestać o nim myśleć, to już przeszłość, na pewno znajdziesz równie fajnego chłopaka. Ogarnij się, słyszysz? - po raz kolejny doświadczyłam jej nagminnej wrażliwości. Dała mi lekką sójkę w bok i odgarnęła za ucho niesforny kosmyk moich ciemnych włosów. Pokiwałam tylko niechętnie głową i poczłapałam do łazienki, aby przygotować się do zajęć. 
Kiedy wybiła piętnasta wszyscy uczniowie mojej klasy z entuzjazmem opuścili salę lekcyjną. Na ustach każdego z nich malował się uśmiech zadowolenia i szczęścia, tylko ja jak zawsze byłam znudzona życiem i przygnębiona. Przed oczami cały czas miałam piłkarza. Piłkarza, który... 
- Panno Kochmańska, mogłaby pani poświęcić mi minutkę? - z zamyśleń wyrwał mnie baryton profesora Sławińskiego.  Z niechęcią odwróciłam się do nauczyciela psychologii, oczekując najgorszego.
- Wiem, że skończyliście już lekcje dlatego nie będę owijał w bawełnę, na pewno śpieszy się pani do domu. - mrugnął w moją stronę - Widzę, że jest pani bardzo zaangażowana w zajęcia, odrabia każde zadanie, wykonuje pracę projektową i aktywnie uczestniczy w praktykach psychologicznych. Pomyślałem sobie, że idealną alternatywą dla uczących się zawodu psychologa sportowego studentek, byłyby praktyki z osobami, które pomocy psychologa naprawdę potrzebują. W zeszłym tygodniu zadzwoniłem do pana Jurgena Kloppa z zapytaniem o miesięczną pracę w Dortmundzie, jako psycholog piłkarzy. Prawie natychmiastowo się zgodził, bo stwierdził, że przed ważnymi meczami zawodnicy powinni się całkowicie odstresować. Razem z panną Nowaczyk zamieszkałybyście w luksusowym hotelu tuż obok Westfalenstadion, w którym przebywaliby również zawodnicy Borussii. Oczywiście dostałybyście za to wszystko należyte wynagrodzenie, a pobyt w Niemczech byłby przeze mnie odpowiednio opłacony. Myślę, że byłby to dobry sprawdzian przed zajęciem posady psychologa sportowego, którym chciałybyście, jak przypuszczam, zostać w przyszłości. - Tu zakończył swój monolog i spojrzał na mnie, oczekując jakiejkolwiek reakcji. 
- Jest to naprawdę bardzo interesująca oferta i myślę, że Amelii również by się spodobała, ale musiałabym wpierw dokładnie z nią to uzgodnić. Mogłybyśmy się z panem jutro skontaktować? - spytałam, przeczesując włosy palcami. 
- Ależ nie ma najmniejszego problemu! - zadowolony zatarł ręce i z uśmiechem dodał - Byłaby to taka "mała" - w powietrzu zrobił cudzysłów - nagroda za całoroczną ciężką pracę. Byłbym naprawdę niezmiernie ukontentowany.  
- Dobrze, w takim razie proszę oczekiwać telefonu jutro do południa. - uśmiechnęłam się i z mieszanymi uczuciami opuściłam gmach szkoły.  

I co sądzicie o pierwszym rozdziale? :) Początki są zawsze najtrudniejsze, ale wierzę, że dzięki wam wszystko pójdzie jak z płatka. Kolejnego rozdziału dopatrujcie się w okolicach środy, czwartku, zależy kiedy znajdę dla was czas! Zapraszam też przy okazji na mojego drugiego bloga, na którym piszę opowiadania o One Direction! Ściskam wam mocno, Sognante.  
 
      

poniedziałek, 13 maja 2013

Prologue




 Rok 2009



Siedziałam zapłakana na kamiennych stopniach nowoczesnego hotelu, ze smutkiem patrząc jak Mario pakuje swoje bagaże do samochodu. Widziałam, że na jego ślicznej twarzy przygnębienie miesza się z niezrozumiałym podekscytowaniem. Cóż… Nie mogłam mu się dziwić, w końcu miał szansę spełnić swoje marzenia. Kiedy skończył upychać torby w bagażniku odwrócił się i zredukował dzielącą nas odległość do minimum.
-Gabi. –wyszeptał z niemieckim akcentem, na co momentalnie oblałam się rumieńcem. Starał się wymawiać moje imię jak najbardziej po polsku, jednak ze względu na to, że był Niemcem wychodziło mu to zawsze bardzo pokracznie. Ujął moją twarz w swoje silne, męskie dłonie i zamruczał mi do ucha – Kocham cię, rozumiesz? Nie martw się, będzie dobrze, cały czas będę myśleć o Tobie, będziemy się spotykać, ułoży się zobaczysz… Nie pozwolę, abyś przez to cierpiała… Zaufaj mi.
Chciałam w to wierzyć, chciałam w to tak cholernie uwierzyć, lecz nie mogłam. Nie mogłam zaakceptować tego, że  mój chłopak będzie ode mnie oddalony o jakieś kilkaset kilometrów z małą szansą na to, że uda nam się choć raz zobaczyć. Próbowałam zakończyć naszą znajomość, ale było to niewykonalne, bo kochałam go jak wariatka, zresztą z wzajemnością. I chociaż utwierdziłam się w przekonaniu, że miłość na odległość nie ma najmniejszego sensu postanowiłam spróbować.
Goetze wytarł kciukiem pojedynczą łzę spływającą po moim policzku i z zachłannością wpił się w moje usta bez śladu zastanowienia. Jego pocałunek był namiętny i zmysłowy toteż od razu go odwzajemniłam. Po upływie paru chwil odsunęliśmy się od siebie, nabierając w płuca nową dawką tlenu. Uśmiechnęłam się do niego smutno, przytuliłam ostatni raz i pozwoliłam, aby wsiadł do pojazdu i odjechał w stronę Dortmundu, pozostawiając mnie w rozsypce. Ból jaki przeszył moje serce był nie do opisania. Czułam jak ogarnia całe ciało, paraliżując je. Z moich szmaragdowych oczu, które tak uwielbiał zaczęły wypływać łzy. Najpierw drobne, niewinne z biegiem czasu przeradzające się w te ciężkie, pełne goryczy. Zrozpaczona osunęłam się na ziemię i żałośnie zawyłam, jakby to miało przywrócił mojego ukochanego z powrotem…
  

Taak! Uporałam się z prologiem! :) Mam nadzieję, że zachęci was to do czytania, ściskam was mocno i pozdrawiam Sognante.