- Dlaczego się tak szczerzysz? - spytałam, obrzucając ją pretensjonalnym spojrzeniem.
- Przepraszam... Ale ty wyglądasz tak cholernie słodko jak się denerwujesz! - roztkliwiała się nad Bóg wie czym.
- Oj przestań, jesteś taka sama jak reszta tych palantów... - wywróciłam lekceważącego młynka oczami i zsunęłam się na podłogę. - Po co się tak stroisz, Królowej Elżbiety raczej tam nie spotkasz... - zauważyłam, obrzucając spojrzeniem amarantową sukienkę, którą powiesiła na poręczy krzesła.
- Właściwie masz rację - stwierdziła i usiadła obok mnie. - Nie mogę uwierzyć, że niedługo wracamy do Polski. Dopiero, co zeszłam się z Lewym, a już jest nam dane się od siebie oddalić... - powiedziała smutno.
- Tak, wy się przynajmniej zeszliście, a ja utknęłam w jednym miejscu i nie wiem jak postępować dalej. Mam już kurwa dosyć tych całych podchodów - wypowiedziałam ze łzami w oczach. - Dosyć tej niepewności i czekania, dosyć! - zaakcentowałam wyniośle i poszłam do łazienki poprawić rozmazany tusz.
Jak zwykle emocje wzięły górę i nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Kiedy postanawiałam, że będę silna i nie rozpłaczę się przy pierwszej możliwej okazji, byłam pewna, że dam radę i spróbuję być twarda. Teraz jednak sądzę, że takie obietnice dla człowieka są bezsensowne i nic nie warte. Zawsze wychodzi nie po naszemu.
Po upływie piętnastu, może dwudziestu minut zjawiłyśmy się w progu pokoju piłkarzy.
Na podłodze, obłożonej obficie miękką kremową wykładziną siedzieli chłopacy z drużyny i prowadzili między sobą wesołą wymianę zdań. Dopiero kiedy znacząco chrząknęłam, zorientowali się, że nie są już sami.
- Pani Trener! - wykrzyczał wesoło Mitchell i przytulił mnie na powitanie. - Humorek się poprawił? - spytał z szerokim uśmiechem.
- Gdy tylko ciebie zobaczyłam, od razu się poprawił - zaśmiałam się, siadając na łóżku obok Mario, najbliżej jak tylko można było. On na to zachowanie zareagował pozytywnie, co wywnioskowałam po jego ramieniu, którym kurczowo oplótł moją talię. Wtuliłam się jeszcze bardziej w piłkarza i patrzyłam na zdziwione gęby reszty nieudaczników.
- U lala, nasi zakochańce znowu się migdalą. Może zostawimy was samych? - Marco charakterystycznie poruszył brwiami i roześmiał się głośno, co podłapała reszta zawodników.
- Spadaj kapciu - rzuciłam w niego poduszką, co on skomentował cichym prychnięciem.
- Też cię kocham, Kochmańska.
- A kto powiedział, że ja odwzajemniam te uczucia? - łypnęłam na niego groźnie.
- No tak zapomniałem, nasza miłość jest zagrożona, bo ty przecież kochasz kogo innego - odparł półgębkiem, kierując lazurowe oczy w stronę przystojnego pomocnika z Memmingen.
- Skończ.
- Wedle życzenia, Pani Trener. Czy zechciałaby Pani uraczyć nas swoją obecnością podczas gry w karty? - ukłonił się nisko, chcąc zjechać odrobinę z drażliwego tematu.
- Skoro muszę... - westchnęłam i wyswobodziłam się z uścisku Gotzego.
- Świetnie, to jak, rozbierany poker? - zaproponował Szczęsny.
- Wojtek, naprawdę nie znasz innych gier? Tobie tylko jedno siedzi w głowie... - machnęłam zniesmaczona ręką.
- Widząc takie piękne dziewczyny, nie łatwo utrzymać moralne myśli na miejscu... - skwitował,wskutek czego oberwał pięścią w bark od Roberta. No tak, Amelia to jego dziewczyna. Zazdrość jak najbardziej na miejscu . - Skoro nie poker, to może butelka? Co wy na to? - zaproponował, na co wszyscy w geście zgody skinęli głowami. - Bosko, ja zaczynam.
Jako pierwszy zadanie otrzymał Kuba. Może i początkowo wszyscy stwierdzili, że udawanie jakiegoś zwierzęcia jak głupie i przereklamowane, ale jak zobaczyli co wyprawia Błaszczykowski, całkowicie zmienili zdanie. Wyobrażacie sobie ułożonego, poważnego kapitana polskiej reprezentacji z paluszkami w gębie, który pełza po hotelowym korytarzu i z dziwnymi odgłosami udaje morsa?
Potem przyszła kolej na Weidenfellera, który miał rozpiąć koszulę Piszczka zębami. Myślałam, że padnę ze śmiechu widząc go w pozycji wyglądającej bardzo dwuznacznie i męczącego się z malutkimi guzikami garderoby obrońcy.
Mario
Po paru głupich zadaniach, podyktowanych przez równie głupich pomysłodawców oparłem się o łóżko, z nadzieją wyczekując zakończenia zabawy. Niestety, bądź stety pech chciał, że ciemnozielona szyjka butelki po drogim winie zatrzymała się na mnie. Ze zrezygnowaniem w oczach popatrzyłem na kolegów z drużyny, którym błazeński uśmiech nie schodził z twarzy. Poczułem lekki niepokój. Co oni knują?
- Mariooo.. - Reus zerknął na mnie, wyszczerzając białe ząbki - Zrobisz to, na co wszyscy od dawna czekamy... Przeliżesz się z Trener Kochmańską! - wykrzyczał radośnie, a donośne śmiechy reszty zawodników dodatkowo spotęgowały jego entuzjazm.
Gwałtownie obróciłem się w stronę Gabrysi, która siedziała wciśnięta w kąt mojego posłania. No pięknie.
Rozprostowałem palce i głośno przełknąłem ślinę, marszcząc się na natrętne "gorzko, gorzko!" śpiewane przez chłopaków.
Znalazłem się w dołku, nie bardzo wiedząc co mam zrobić. Kochałem ją, więc pocałunek byłby idealną alternatywą dla naszego "związku", jednak z drugiej strony taki podyktowany przez osoby trzecie jest udawany i na siłę.
Wstałem w miejsca i usiadłem na przeciwko dziewczyny, delikatnie zbliżając nasze twarze do siebie. Oparłem prawą dłoń na jej kolanie, a lewą przytrzymałem podbródek i niepewnie wpiłem się w jej usta. Nasz pocałunek z sekundy na sekundę coraz bardziej się pogłębiał. Gabrysia splotła palce na moim karku, wyginając się w łuk i przycisnęła swoje kruche ciało do mojego torsu. Boże. Zaczęliśmy się całować jakbyśmy byli parą od lat. Poczułem jak z pożądaniem przygryza moją wargę i ciągnie mnie za sobą na miękką pościel. Przeniosłem dłoń z kolana na plecy brunetki, a z linią moich pocałunków zacząłem powoli wyznaczać na szyi, na co Gabrysia syknęła z zadowolenia. Sukces.
- Ojejej, kochani, nie zapędzajcie się tak. Pieprzyć się będziecie przy następnej okazji - z tego cudownego doznania wyrwał nas głos zniecierpliwionego Reusa. Z niechęcią odsunęliśmy się od siebie, powracając do poprzedniej pozycji.
Gabriela
Kiedy w końcu odkleiłam się od zabójczo przystojnego w tamtym momencie Mario, zauważyłam, że oczy wszystkich zebranych świdrują nas wzrokiem.Co wtedy czułam? Niezidentyfikowaną ulgę i cholerną radość, która rozpierała mnie od środka. W końcu, po czterech latach męczącej rozłąki, na nowo zetknęliśmy nasze usta ze sobą. Ta pełna namiętności chwila przypieczętowała tylko fakt, że moja miłość do niego nie zgasła, ani przez chwilę.
Popatrzyłam na niego spode łba. Siedział zapatrzony w próżnię i uśmiechał się, delikatnie głaszcząc moje włosy.Po chwili zmienił pozycję, kładąc się na plecach i układając ręce za głową. Oparłam się o jego klatkę piersiową i wsłuchiwałam się w kojące bicie serca chłopaka.
- Gabrysia, spadamy, już trzecia - oznajmiła sennie Amelia, pociągając mnie za rękę do wyjścia.
Z niechęcią odessałam się od Mario i nakładając jego bluzę, podniosłam się z łóżka.
- Rano macie trening, nie zaspać - uświadomiłam ich półgłosem i nacisnęłam klamkę od drzwi - A bluzę oddam kiedy indziej - puściłam oczko przystojnemu brunetowi i wyszłam na zewnątrz.
Pierwsze, co zrobiłam po powrocie z dzikiej imprezy w sąsiednim pokoju, było rzucenie się na łóżko. Powieki same opadały mi na gałki i całkowicie odmawiały mi posłuszeństwa, toteż nie chciałam ich dalej męczyć. Wtuliłam się w miękką, jasnoróżową pościel i zasnęłam, wsłuchując się w tykanie wskazówek zegara i odgłos mycia zębów przez Nowaczyk.
*
- Gabrysia! Widziałaś moją koronkową bluzkę? Nigdzie nie mogę jej znaleźć! - darła mi się nad uchem Amelia, która po raz pierwszy od początku naszego urlopu wstała wcześniej, by się ogarnąć. - Nie nie widziałam, zjeżdżaj - odpowiedziałam sucho i zrzuciłam ją ze swoich kolan. Wspominałam już, że wprost nienawidzę, gdy ktoś budzi mnie w ten sposób?
- Pomóż mi! - kontynuowała, niewzruszona moją odpowiedzią. - Idę dzisiaj z Robertem do kina, Gabi... - modliła się przy szafie, doprowadzając mnie swoim płaczliwym głosem do granic wytrzymałości.
Zrezygnowana wstałam, założyłam fioletową bluzę, którą oddawałam Gotzemu od dłuższego czasu i wyjęłam poszukiwany przez brunetkę obiekt z torby podróżnej.
- Brawo - sarknęłam, pukając ją w czoło i skierowałam się do pokoju, z którego wczoraj wróciłam w stanie półżywego człowieka.
*
- Oddawaj tę bluzkę, ty chuju niedorobiony! - takimi oto słowami zostałam poczęstowana przez Marco, który skakał nad Robertem, próbując wyrwać mu granatowy t-shirt z rąk. - Słyszysz imbecylu? Oddawaj to do cholery! - Lewandowski pastwił się nad przyjacielem, szczerząc swoje śnieżnobiałe zęby w kąśliwym uśmiechu. Puścił własność blondyna dopiero wtedy, gdy zauważył, że stoję w progu i przyglądam się tej całej błazenadzie. - Ooo, pani Trener, jak miło, dzień dobry! - wyściskał mnie ze wszystkich stron i na koniec skradł soczystego buziaka w policzek. Uroczo.
- A co to za słodkie powitanie? Czyżby dzisiaj był dzień miłości? - spytałam i z wrednym uśmieszkiem sprezentowałam mu sójkę w bok.
- Do ciebie zawsze, kochana - odparł na odchodne i zaszył się w łazience.
Korzystając z okazji, rozejrzałam się po ich apartamencie. "Trupy" spitych do nieprzytomności piłkarzy, leżały porozwalane po całym pomieszczeniu niczym brudne skarpetki.
Kanapka ze ściskających się wzajemnie Kuby i Łukasza, gniotła się pod balkonem, Wojtek zwisający jak małpa z poręczy fotela, urozmaicał krajobraz, a Illy i Langerak pomrukiwali przez sen wciśnięci jak śmieci pod łóżko.
Wzięłam do ręki, stojący nieopodal nasączony wodą mop i zaczęłam chlapać nim na wszystkie strony, używając go jako przyrządu do budzenia, który na szczęście poskutkował, bo już po chwili połowa zlanych mężczyzn chwiała się niepewnie na nogach i podtrzymywała bolącą głowę.
- Ale kurwa faza... - mamrotał Mitchell, wyplątując się z objęć Gundogana. - Cześć Gabrysia - posłał mi buziaka w powietrzu i zatoczył się do szafki, chcąc jak najszybciej wypić butelkę wody.
Powoli cały pokój wraz z gośćmi, sympatykami i mieszkańcami budził się do życia. Każdy starał się ogarnąć i przyprowadzić do porządku, no.. prawie każdy... Mario jako jedyny leżał na swoim łóżku i głośno chrapał.
Podeszłam do niego, chlusnęłam po twarzy mokrym mopem i dodatkowo sprzedałam uderzenie w bark, jednak jak się potem okazało wszystko było bezskuteczne. Spał jak zabity, a pod jego tyłkiem i w nogach tkwiły tuziny butelek piwa, opróżnionych do ostatniej kropelki.
- Mario! Mario! Obudź się do jasnej cholery! - krzyczałam do niego, podirytowana piętnastominutowym opóźnieniem w codziennym planie pracy.
W końcu po kilku mocniejszych turbulencjach, które otrzymało jego ciało, chłopak raczył otworzyć oczy i spojrzeć na świat z pozycji wertykalnej.
- Oo, w końcu królewicz raczył się zbudzić. Co tak długo? Trening czeka - mówiłam w gorączce, co chwila zerkając na zegarek. Klopp by mnie zabił za takie przedłużanie. On nie trawi spóźnień i niepotrzebnego odwlekania.
- Gabrysia, błagam cię, ja konam - złapał się za głowę i głośno stęknął. - Daj mi dziesięć minut, proszę - złożył dłonie w błagalnym geście i podniósł się z posłania.
- Jak nie zobaczę was na murawie za kwadrans, to przysięgam, że własnymi rękoma ukręcę wam łby, zrozumiano? - poinformowałam gniewnie całą gromadę i wyleciałam z ich pokoju, trzaskając drzwiami.
*
Kiedy do wyznaczonego przeze mnie czasu zostały trzy minuty, zebrałam swoje rzeczy, poprawiłam włosy i wyszłam z budynku, swoje kroki kierując na Signal Iduna Park.
Na murawie rozciągali się już piłkarze i z kwaśną miną podawali sobie piłki.
Coś mi się jednak nie zgadzało. Zamiast standardowo widzieć dwudziestu sześciu matołów w pszczelich wdziankach, przed moimi oczami stanęło niemal tyle samo więcej piłkarzy w barwach biało-czerwonych.
- Więcej was matka nie miała? - spytałam, oblatując wzrokiem grupę "dzieciaczków", którymi przyszło mi się zajmować przez najbliższe pół dnia. -Skoro jest was tak dużo to na początek zagramy sobie mały meczyk. Reprezentacja przeciwko Borussii. Niech kochana Dreifaltigkeit* zdecyduje czy woli grę z kadrowiczami czy z borussen, a ja w tym czasie polecę po sprzęt - oznajmiłam i skierowałam się w stronę niewielkiego schowka na piłki, pachołki i inne takie bzdety.
- Gotowi? - zadałam kolejne pytanie, widząc Roberta, Łukasza i Kubę zakładających koszulki w kolorach narodowych.
- Tak jest pani Trener - zasalutował mi Lewandowski, energicznie podskakując w miejscu - Możemy zaczynać.
- To świetnie, ustawcie się. Langerak w pierwszej połowie, Roman wchodzi w drugiej, a w reprezentacji na razie broni Wojtek - rozkazałam i usiadłam obok Amelii, przypatrując się ich grze.
- Gotowi? - zadałam kolejne pytanie, widząc Roberta, Łukasza i Kubę zakładających koszulki w kolorach narodowych.
- Tak jest pani Trener - zasalutował mi Lewandowski, energicznie podskakując w miejscu - Możemy zaczynać.
- To świetnie, ustawcie się. Langerak w pierwszej połowie, Roman wchodzi w drugiej, a w reprezentacji na razie broni Wojtek - rozkazałam i usiadłam obok Amelii, przypatrując się ich grze.
*
Po kolejnym dniu, w którym solidnie odbywałam rolę trenera, czułam się totalnie wykończona. Gardło bolało mnie od krzyczenia, ręce piekły z zimna, a całokształt dopełniały przeszywające dreszcze od sterczenia na chłodnym powietrzu w samej koszulce. Świetnie.
Zmęczona i zziębnięta ściągnęłam z siebie ubranie, nałożyłam bokserkę i bluzę Mario i wskoczyłam pod kołdrę z kubkiem kakao. Po chwili do pokoju wpadła moja ciemnowłosa przyjaciółka. Usadowiła się wygodnie na moich kolanach i spojrzała niepewnie w oczy. Miała mi niewątpliwie coś do powiedzenia, ale bała się mojej reakcji.
- Amelko, chcesz mi o czymś oznajmić? - spojrzałam na nią badawczo, uśmiechając się delikatnie.
- Nie... To nic takiego... Chociaż w sumie... Tak, chcę - język plątał jej się jak oszalały, utrudniając złożenie jakiegoś normalnego zdania. - Robert zaproponował mi, żebym się z nim przeniosła do innego pokoju, takiego dla pary, wiesz... łóżko małżeńskie, zero wariujących pijaków na głowie... Zgodziłabyś się? - popatrzyłam mi uważnie w oczy, z niecierpliwością wyczekując odpowiedzi.
- Jasne, że bym się zgodziła. Skąd takie pytanie? To chyba oczywiste, że chcesz pobyć sama z chłopakiem i bez krępacji robić to i owo - uśmiechnęłam się zadziornie. - Pakuj się mała!
- Dziękuję, kamień z serca! - pocałowała mnie w policzek. - Będziemy w stałym kontakcie. W razie czego po prostu przyjdź, mamy pokój naprzeciwko, kocham cię! - uścisnęła mnie ostatni raz i zaczęła ładować ubrania do swojej zielonej walizki.
Kiedy dziewczyna z szerokim uśmiechem na twarzy upuściła pokój, wyszłam na balkon, siadłam na drewnianej ławeczce i zatapiając twarz w dłoniach, zaczęłam cichutko pochlipywać.
Prawdę mówiąc wcale nie chciałam, żeby zostawiała mnie samą. Miałam kupę problemów na głowie i potrzebowałam jej wsparcia. Pragnęłam, by pomagała mi obmyślać plany co do Mario, pocieszała, gdy coś nam nie wychodziło i dawała kopa w dupę, kiedy chciałam zrezygnować. Komu miałam się teraz zwierzać? Poduszce? Nie miałam jej tego za złe. To normalne, przecież są parą i chcą mieć dla siebie więcej czasu, a ja jako "wiecznie samotna" musiałam sobie radzić sama.
Opatuliłam się szczelniej fioletową bluzą Gotzego i wpatrywałam się w milczeniu w migoczące, srebrne punkciki. Wyszperałam z kieszeni dresów paczkę papierosów i odpalając jednego, zaciągnęłam się w ciszy.
Wydech po wydechu moje problemu ulatniały się powoli z czaszki robiąc miejsce tym nowym, ciągle nadchodzącym. Często mówiono mi, że jestem ostoją spokoju. Grzeczna, cicha, poukładana i inteligentna dziewczyna, pozytywnie nastawiona do świata. Przykre, ale pozory mylą. Miałam masę kłopotów, problemów, z którymi borykałam się dosyć często, jednak nie mówiłam o nich za dużo.Twarda na zewnątrz, wrażliwa w środku. Czasami jednak ta wewnętrzna wrażliwość miała dosyć siedzenia w głębi i wyłaniała się na zewnątrz w postaci łez i krzyku.
Starałam się po prostu robić dobrą minę do złej gry, a palenie było dobrą alternatywą na częściowe uspokojenie się.
Po upływie kwadransa usłyszałam szczeknięcie drzwi i postać Mario, wychodzącego na balkon.
Chłopak obrócił się, zapiął suwak u bluzy i zauważył mnie skuloną na ławeczce.
Podszedł bliżej, kucnął i z troską spojrzał mi w oczy. Jego spojrzenie było tamtej nocy tak cholernie ponętne i piorunujące, że z trudem udawało mi się utrzymać emocje na miejscu.
- Gabrysia, kochanie ty płaczesz? - przejechał dłonią po moim policzku, wycierając spływającą łzę.
- Niee... - odpowiedziałam łamiącym się głosem i wybuchłam nagłym płaczem, całkowicie zapominając o tym, że mam być silna. Znowu.
- Cii, spokojnie... - brunet przytulił mnie mocno i kołysał na boki, próbując uspokoić. - Co się stało? - zapytał, uważnie mi się przyglądając.
- Nie radzę sobie po prostu ze sprawami sercowymi, to mój odwieczny problem - wyznałam, wtulając się w jego tors.
- Wiesz, podobno z problemami najlepiej się przespać... - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. - Nie wiem co mogę ci poradzić, bo sam mam z tym niemały kłopot. Miłość przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Musisz wierzyć i działać, to najlepsza rada ode mnie.
- Dzięki Mario, dobrze, że jesteś. Kiedy nie ma przy mnie Amelii, całkowicie tracę nad sobą kontrolę.
- Dlaczego jej nie ma?
- Wyniosła się do Roberta - odpowiedziałam i westchnęłam smutno.
- Ah, rozumiem - zamyślił się. - Zostać z tobą? Te drewniaki znowu się na pewno spiją i nie będzie można z nimi po ludzku porozmawiać - uśmiechnął się kwaśno.
- To byłaby najlepsza opcja - potrząsnęłam w odpowiedzi głową i pociągnęłam go za rękę do pokoju.
Położyliśmy się na łóżku, co wywołało u mnie cholerne podekscytowanie i wtuliliśmy się w siebie nawzajem.
To znaczy ja wtuliłam się w niego, dla jasności.
Przymknęłam oczy i napawając się obłędnym zapachem jego perfum zasnęłam.
____________________________________________________________________
Cześć robaczki! Wybaczcie, że znowu tak dużo czasu minęło od ostatniego postu. Mam nadzieję, że zrozumiecie moją sytuację, ale staram się wykorzystać na maksa ostatnie tygodnie wakacji :c
Dodatkowo jeszcze miałam mały remont u siebie w pokoju i wszystko się przedłużyło.
Dziękuję za kochane komentarze pod ostatnim rozdziałem! Jesteście wspaniałe!
Kolejny chapter powinien się pojawić w weekend. Mam nadzieję, że się uwinę. Gdyby go nie było - przepraszam :)
Pozdrawiam skarby i czekam na wasze opinie co do tekstu powyżej, buziaki.
Sognante ;-*
super czekam na następny
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńJejku, jak zwykle świetny *_* Mam nadzieję, że Gabrysia i Mario będą w końcu razem :) Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńhttp://onlybvb.blogspot.com/ - zapraszam na 4 rozdział :)
Dziękuję, na pewno zaraz zajrzę ;)
UsuńOOO JEST!!! Ten pocałunek Mario i Gabrysi po prostu... CUD!!! Boskie to było serio! Jeden z najpiękniejszych momentów całego tego opowiadania! No i cieszę się, że Amelia z Robertem razem będą teraz w pokoju. Trochę czasu dla siebie, ahah... No a z Gabi cały czas może sobie pogadać i spędzać czas w dzień. W ogóle... Mam nadzieję, że dzięki wspaniałego stażu to zaproponują dziewczynom pracę na stałe! No bo nie wyobrażam sobie, że one miałyby wrócić do Polski! Buziaki kochana i zapraszam do siebie ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana! Twoje komentarze zawsze są cudowne! <3
UsuńAaaa, pocałowali się, pocałowali < 3 Cud, miód, malina < 3 No i Amelia i Robert w jednym pokoju, super ! :) Czekam na następny :) Pozdrawiam cieplutko :*
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie :-*
UsuńCudowny rozdział jak zawsze zresztą! Nareszcie się pocałowali. Niby to było tylko zadanie, ale jestem pewna, że oboje poczuli coś więcej. Mam nadzieję, że pomoc Amelii w sprawach sercowych nie będzie potrzebna, kiedy teraz ma przy sobie Mario. Myślę, że w niedługo będą parą. Fajnie, że związek Amelki i Roberta kwitnie. Kocham to opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Dziękuję za wspaniałe komentarze u mnie. Buziaki :* Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOj myszko, myszko !<3 Oczywiście, że skomentuję toje przecudne opowiadanie, które zauroczyło mnie od pierwszej namalowanej na niej kreski :))
OdpowiedzUsuńWszystko tu jest tak idealne! Masz niesamowity talent do opisywania sytuacji. Nie boisz się używać ostrzejszych słów, za co masz u mnie ogromniaśnych wielkości plusika!! :)))
Skoro ty komentowałaś moje opowiadanie od podstaw postaram się u ciebie zrobić dokładnie to samo :D
Także tego!
Gabrysia i Mario... Hmm.. Cudowna para :) Szkoda tylko, że ten cymbał ją zostawił na CZTERY LATA!! NO NA CZTERY LATA!!! Głupek jeden! Obiecywał najpierw gruszki na wierzbie, a później se wyjechał i jak gdyby nigdy nic podrywał sobie panienki :/ Jak to on określił... Nie pamiętam juz dokładnie, ale chodziło tutaj o to, że on nie traktuje dziewczyn przedmiotowa :/ Pfff... Jasne! W takim razie dlaczego nie odezwał się do Gabi w ciągu tych czterech lat i dlaczego bzykał się z dziesiątką innych !??? Nie rozumiem go!
Świetnie, że Gabrysia dała się przekonać na ten wyjazd do Niemiec. To była wspaniała okazja na odnowienie znajomości z tym pacanem i poznaniem innych przystojniaczków ( Boże!!! Jak ja cholernie zazdroszczę Amelii, ale to już za chwilę xD)
Gabi i Am są wspaniałymi koleżankami! :)) Przypominają mi mnie i moją najlepszą przyjaciółkę :)) Znam się z nią całe moje życie.. Ale ja nie o tym.
Wydaje mi się, że Gabrysię troszeczkę irytuje fakt, że Am i Lewy sa szczęśliwi ( Ja też bym chciała z nim zamieszkać w jednym pokoju !!! <3 ). Niby życzy im szczęścia, ale w głębi duszy myśli o tym, że chciałaby prowadzić takie beztroskie życie u boku Mario.
Mam nadzieję, że Goetze weźmie dupsko w troki i nie poprzestanie na jednym pocałunku ( na dodatek z głupiej gry) i przytulasach na łóżku. Jestem spragniona tego opowiadania. Chcę go więcej i więcej!! :)) Mam nadzieję, że wymyślisz coś specjalnie dla mnie w wersji hard i +18 :** Ty tak świetnie wszystko dopieścisz słowami, że nie musze się martwić o efekty specjalne. One same do mnie przyjdą ! :))
Pozdrawiam cię cieplutko :)) Mam nadzieję, że znajdziesz dużo czasu i będziesz miała ogromny przypływ weny, ponieważ ja pożądam kolejnego odcinka!!!
Buziaczki Maja :**