Na boisko doszłam w niecałe dziesięć minut. Powietrze było ciężkie, suche, kompletnie nie nastrajające do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. Cały Dortmund był skąpany w złocie jasnych promieni wiosennego słońca. Taka pogoda byłaby idealna na beztroski relaks w ogrodzie ze szklanką mrożonej coli w towarzystwie przystojnego chłopaka, niekoniecznie Niemca...
- Lauf! Lauf! * - usłyszałam ochrypnięty głos trenera żółto-czarnych, który za wszelką cenę chciał zmobilizować drużynę do treningu.
Bezszelestnie usiadłam na jednym z krzesełek i przyglądałam się ich wybrykom. Niestety zostałam szybko zauważona przez Mario, który z tempie ekspresowym podbiegł do mnie, by złożyć krótkiego buziaka na moim policzku.
- A to za co? - spytałam zdziwiona, przykładając dłoń w miejscu, które przed chwilą dotknęły jego usta.
- Za to, że jesteś - odparł zadowolony i łapiąc mnie za rękę, pociągnął w kierunku murawy.
Zostałam entuzjastycznie przywitana przez resztę chłopaków i zachęcona do wspólnej rozgrywki.
- Zagramy krótki mecz - oznajmił Błaszczykowski. - Ja będę z Mario, Matsem, Nurim, Svenem, Łukaszem i Amelią. Pozostali to drugi team. Na pozycje - zakomenderował.
Po usłyszeniu gwizdka trenera, rozpoczęliśmy grę. Za punkt honoru postawiłam sobie, że zrobię krótki pokaz moich umiejętności, zdobywając zespołowi bramkę. Ot tak, by zaistnieć w oczach mojego byłego i trochę go pokusić . W końcu jak człowiekowi na czymś, bądź na kimś zależy, to dokona wszelkich starań, aby dopiąć swego.
Siły były podzielone, walka bardzo wyrównana, remisowaliśmy... do czasu.
Mario, bardzo pewny siebie, odebrał piłkę Robertowi i zaczął kierować się w stronę Romana, który zawzięcie pilnował swego. Wiedziałam, że nie pozwoli, abyśmy przegrali. Gotze biegł szybkim tempem, po drodze mijając zawadzających mu graczy. Dryblował, zwodził, robił uniki , myśląc, że jest niezwyciężony, jednak mylił się. Zrozumiałam, że nadszedł mój czas. Pędem rzuciłam się do przodu, chcąc jak najskuteczniej zabrać mu piłkę i odciążyć Weidenfellera.
Byłam o krok od Mario, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. W jego pięknych oczach dostrzegłam nutkę zafascynowania i chęć rywalizacji. Uśmiechnął się cwaniacko i z całą siłą wykopał piłkę przed siebie.
" Chce wojny, to ją dostanie. " - pomyślałam i z uśmiechem na ustach pobiegłam w kierunku kopniętego przedmiotu. Zdążyłam do niego dobrnąć, przyjąć na klatę i sprawnie zabrać. Wtedy nic już się nie liczyło. Byłam w swoim żywiole - ja, piłka i pewność siebie. Wyminęłam go szerokim łukiem i skierowałam się do bramki przeciwnika, której bronił Langerak.Po drodze wpadł we mnie Łukasz, Kuba i Hummels, ale wszyscy zostali brutalnie wyprzedzeni. Kiedy znacznie zbliżyłam się do upragnionego zwycięstwa, kątem oka w lewym skrzydle dostrzegłam nieustraszonego Mario. Podbiegł do mnie, próbując zatrzymać ręką.
Nabrałam powietrza w płuca, przyłożyłam stopę do piłki i kopnęłam ją z całą mocą, która we mnie drzemała. Nie zdążyłam zobaczyć, czy moje trafienie było celne, bo ktoś perfidnie mnie przewrócił. Z resztą, domyślałam się kto. Po krótkiej chwili usłyszałam gwizdek kończący mecz. Salwa radosnych okrzyków wypełniła moje uszy i piątka ciężkich mężczyzn przygniotła do ziemi. Wygraliśmy.
Ujrzałam radosne, pełne optymizmu twarze zawodników.
- Ty jesteś po prostu niesamowita! - zawołał Marcel. - Powinnaś zostać piłkarzem! - śmiał się.
- Dziękuję - odparłam skromnie i wstałam z murawy. Widziałam na sobie wzrok Gotze. Ewidentnie był zażenowany całą zaistniałą sytuacją, ale nie chciał dać tego tak po sobie poznać. Został pokonany i to w dodatku przez dziewczynę. Oczywiście wcale nie wątpiłam we własne możliwości, jednak kto by pomyślał, że taka szara myszka jak ja da radę wytrawnemu piłkarzowi. Wspaniałe uczucie.
- Zazdrosny? - podeszłam do niego i uśmiechnęłam się słodko. Popatrzył na mnie chwilę, ściągnął koszulkę i szepnął:
- Nie, prędzej zafascynowany- uśmiechnął się. - Za tak dobrą grę zapraszam cię na kawę, przyjdę o 16- dodał, kierując się do szatni.
Kiedy weszłam do pokoju, zobaczyłam Amelię siedzącą z Robertem na naszym łóżku. Śmiali się, rozmawiali i wyglądali na cholernie szczęśliwych. Nie byłam tylko do końca pewna, czy są razem, czy nie. Ostatnio w ogóle bardzo mało rozmawiałam z przyjaciółką i czułam, że powoli się od siebie oddalamy.
Odłożyłam torbę treningową w kąt i zaszyłam się w łazience, chcąc ochłonąć po meczu. Wskoczyłam pod prysznic, umyłam włosy i zabrałam się za ubieranie. Postawiłam na odrobinę elegancji, zakładając miętową sukienkę i beżowe szpilki.
Gdy wróciłam z powrotem do pokoju, dziewczyna siedziała już sama. Bawiła się kosmykami ciemnych włosów i uśmiechała się do sufitu. Zawsze tak robiła, gdy coś lub ktoś zatrzymał się w jej głowie na dłużej. Niewątpliwie przeżywała teraz najlepszy okres w swoim życiu. Oprzytomniała dopiero wtedy, kiedy zauważyła, że stoję nad nią i się jej przyglądam.
- Jesteście razem? - wypaliłam bez ogródek, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się prawdy. Cała Kochmańska - dociekliwa i bezpośrednia.
- Nie, ale idzie nam coraz lepiej - Nowaczyk promieniała entuzjazmem. - A ty gdzieś się tak wystroiła? Mario zaprosił cię na randkę? - uśmiechnęła się cwaniacko.
- Nie, to tylko spotkanie koleżeńskie - odparłam, czując jak moje policzki oblewają się słodką purpurą.
- Aha! To tak się teraz na to mówi! - roześmiała się, dźgając mnie palcem w bok. - Byłaś z nimi na treningu? Lewy mówił, że ograłaś Mario. Szkoda, że tego nie widziałam... - westchnęła.
- Tak jakoś wyszło... - rzekłam tajemniczo. - Ostatnio spędzamy ze sobą mało czasu... Co powiesz na babski wieczór? Malowanie paznokci, komedie i lody czekoladowe? - zaproponowałam, chcąc trochę odbiec od rozmowy o piłkarzach.
- Dobry pomysł, dzięki - pocałowała mnie w policzek i wstała z łóżka. - Idę z chłopakami na lunch, będę wieczorem. Miłej randki - wypowiedziała z radością i uciekła z pokoju, widząc moje spojrzenie. Gdybym w tamtym momencie posiadała moc zabijania wzrokiem, Amelia byłaby już zapewne moją ofiarą.
Punktualnie o czwartej do drzwi naszego lokum zapukał Niemiec, trzymający w ręku bukiet herbacianych róż. Wyglądał cholernie przystojnie. Wąskie ciemne jeansy, błękitna koszula i granatowa marynarka tak wspaniale na nim wyglądały, że dobre kilka minut patrzyłam na niego jak na obrazek.
- Pięknie wyglądasz - powiedział po chwili i wręczył mi kwiaty.
- Moje ulubione! - westchnęłam - Skąd wiedziałeś?
- Niezawodna męska intuicja - uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę do wyjścia.
Szliśmy przepełnionymi ulicami Dortmundu ramię w ramię. Nasze dłonie... one były tak blisko, wywołując u mnie palpitacje serca. W takich właśnie chwilach potwierdzały się moje najgorsze przeczucia - byłam od niego cholernie uzależniona.
Każdy jego gest, uśmiech był dla mnie wyjątkowy i nasycał szczęściem.
Najgorsze było to, że nie wiedziałam czy druga strona czuje to samo. Przecież zostawił mnie przed cztery laty, więc chyba musiał mieć ku temu powody, prawda? Co z tego, że ja kocham go całym sercem, jak on widzi między nami tylko przyjaźń. Musiałam się pilnować, aby nie zagalopować się za bardzo.
Weszliśmy do Starbucksa i zajęliśmy stolik w kącie. Zamówiliśmy kawę. Ja caffe latte, on latte macchiato. Niezręczną ciszę co jakiś czas przerywał odgłos stawianej na stół filiżanki z napojem. Mieliśmy tak siedzieć i patrzeć na siebie z grobowymi minami? To przecież nie stypa! Kochmańska, jak chcesz poderwać faceta skoro siedzisz jak słup i nic nie mówisz?
- Zagramy w prawdę? - spytał po chwili i zadziornie się uśmiechnął. - Tak mało o sobie wiemy...
- Niech ci będzie - westchnęłam, bo osobiście nienawidziłam tej gry, zawsze musiałam się spowiadać z tego, co było dla mnie drażliwym tematem.
- No dobrze, panno Gabrielo... - zamyślił się. - Jak miał na imię twój ostatni chłopak? - zapytał i upił łyk kawy. Gorszego pytania nie mógł sobie znaleźć!
- Miałam tylko jednego... - próbowałam wymignąć się od udzielenia odpowiedzi.
- Nie o to pytam - zauważył z cwaniackim uśmiechem.
- Nazywał się Mario. Jesteś usatysfakcjonowany? - przewróciłam oczami z dezaprobatą.
- Bardzo - zaśmiał się.
- No to żeby było po równo... Jak miała na imię twoja ostatnia dziewczyna?
- Olivia - mruknął i zmarszczył brwi. - Ale to była paskudny związek. Tyle zachodu, a znajomość nie była nic warta. Pusta laska, której zależało na sławie... Przepraszam, trochę się wygadałem... - zwiesił głowę. - Na co zwracasz uwagę u piłkarzy?
- Na to jak grają, na charakter i na wygląd rzecz jasna.
- A co konkretnie w tym wyglądzie jest dla ciebie istotne? - ciekawość wprost zżerała go od środka.
- To już jest odrębne pytanie, mój drogi - żachnęłam się i odstawiłam pustą już filiżankę na szklany blat.
- Ile miałeś dziewczyn? - spytałam ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
- Ciężko powiedzieć. Moja uroda osobista jest tak nie przeciętna, że kandydatek przybywało w zastraszającym tempie - zaśmiał się. - Nie więcej niż dziesięć. Traktuję kobiety po ludzku. Nie chodzę dla pobijania rekordów - wyjaśnił i mrugnął do mnie. - To co w wyglądzie piłkarzy jest dla ciebie najważniejsze? - drążył.
- Uwielbiam jak mają perfekcyjnie ułożone włosy.. - powiedziałam, na co Mario momentalnie poprawił swoją nienaganną fryzurę, wywołując u mnie niepohamowany wybuch śmiechu. - Dobrze też, jak są umięśnieni. Obrzydliwa jest dla mnie ta obwisająca warstwa tłuszczu na brzuchu - wzdrygnęłam się na samą myśl o falującej "oponce".
Przesiedzieliśmy w kawiarni dobre dwie godziny. Przeszliśmy się jeszcze do kina i restauracji, czego skutkiem był powrót do hotelu o 20.
Chłopak odprowadził mnie do pokoju w którym, ku mojemu zdziwieniu, siedziała zapatrzona w telewizor część Borussii, której dodatkowo towarzyszył Wojtek z Przemkiem Tytoniem.
- Co wy tutaj robicie? - mruknęłam , odstawiając torebkę na stolik nocny. - Z tego co wiem, na babskich wieczorach nie powinno być żadnych chłopaków.
- Naginamy trochę zasady - Szczęsny wyszczerzył nieskazitelnie białe zęby w łobuzerskim uśmiechu. - Co to za impreza bez facetów? - machnął ręką z niezadowoleniem - Pozwól nam zostać.
- Niech wam będzie. Zaraz do was dołączę tylko się wpierw przebiorę - odparłam i skierowałam się do łazienki.
Mario po chwili również dołączył do kolegów i w trzynastkę siedzieliśmy na łóżku i podłodze, oglądając horror, który tak naprawdę był bardzo denny.
- Ej - zaczął marudzić Wojtek - zjadłbym coś - oświadczył, rzucając we mnie popcornem. - Kto pójdzie coś ugotować?
- Sam sobie idź - żachnęła się Amelia i wtuliła się mocniej w Lewandowskiego.
- Gabrysia? W tobie jedyna nadzieja... Tylko ty umiesz zrobić coś zjadliwego - Szczęsny zrobił maślane oczka.
-Pójdę coś przygotować , bo oczywiście każdy jest głodny, ale nikt tyłka nie podniesie żeby iść do kuchni! Mam dość patrzenia na te żałosne miny! oświadczyłam z niezadowoleniem, wyswabadzając się z uścisku Marco. - Mario, chodź pomożesz mi - zwróciłam się do chłopaka, na co ten entuzjastycznie potrząsnął głową.
__________________________________________________________________________
Trochę nudny mi wyszedł :p Jednak, żeby później było coś ciekawszego najpierw musi być do bani.
Zostawiam wam do oceny.
Kolejny rozdzial pojawi się dopiero w przyszłą niedzielę, bo jadę na obóz jeździecki i nie będę miała czasu, by coś napisać.
Życzę wam wspaniałej pogody i udanych wakacji <3
Pozdrawiam cieplutko, Sognante.
nie jest nudny ;)
OdpowiedzUsuńjak dla mnie świetny ;*
to poczekam na ten następny ;D
Dziękuję;*
UsuńDziewczyno, ja tutaj zachwycam się rozdziałem, a ty mówisz, że jest nudny ;x No normalnie FOCH ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na pocałunek ^^ Czuję, że "przygotowanie przekąsek" nie będzie wiało nudą ^^
(Wiem, że mam zpłon jeżeli chodzi o komentarze, ale cóż ^^ Taki ze mnie ludź :D)
Zapraszam do mnie ;)
http://walka-z-losem.blogspot.com/
Dzięki <3
Usuń