sobota, 27 lipca 2013

9 - Do you know that he likes you?

Zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi lodówki i z zastanowieniem wpatrywałam się w zawarte w niej produkty, których ilość stanowczo przekraczała normę.
- To chyba nie musimy się nadto zastanawiać, co przygotować - zauważył Mario, opierający się o framugę drzwi. - Co powiesz na sałatkę z fetą? Nie mówili co konkretnie by zjedli, a przecież to ma być tylko forma przekąski - uśmiechnął się.
- W sumie to nie najgorszy pomysł. Może być i sałatka. - wyjęłam z urządzenia potrzebne warzywa i rozstawiłam je na blacie. 
Już miałam zabierać się za obieranie, gdy poczułam na biodrach męskie ręce mojego towarzysza. Serce automatycznie podskoczyło mi do gardła, a ciśnienie w żyłach zaczęło płynąć z coraz to większą siłą. 
- Przestań, nie będziesz się tu produkować. Ja szybko zrobię co trzeba i pójdziemy z powrotem do pokoju. Usiądź. - posadził mnie na szafce i złożył delikatnego buziaka na czole.
- Dlaczego to ty masz gotować, a ja się tylko przyglądać? - zrobiłam niezadowoloną minę. Nie chciałam, żeby pomyślał, że go wykorzystuję. 
- A dlaczego nie? - uśmiechnął się zadziornie i powrócił do ogórków. 
Westchnęłam ze zrezygnowaniem i wpatrywałam się jak jego ręce sprawnie obracają zielone warzywo. Niby taka głupia czynność, jak nazwijmy to "wspólne " gotowanie, a ile mogą zakochanej osobie sprawić przyjemności.Spojrzałam na zegar. Było dosyć późno, bo coś po jedenastej, a oni zamiast położyć się wcześniej i wyspać na poranny trening woleli wysłać nas do kuchni, bo ich żołądki wygrywały coraz głośniejsze koncerty.
- Mogę ci pomóc? - podeszłam do niego z miną zbitego psiaka. - Nie wysiedzę tak dłużej.
- Skoro tak bardzo chcesz... - westchnął niezadowolony i podał mi paprykę.
- To brzmi lepiej - posłałam mu szyderczy uśmieszek - Robisz postępy.
Kiedy nasze ekspresowe danie było gotowe, wyciągnęliśmy kilka łyżek z szafki i udaliśmy się w drogę powrotną do apartamentu.
- Co tak długo? Ile można robić sałatkę? Czekaliście, aż te pomidory wam wyrosną, czy co? - usłyszeliśmy niesamowicie miłe podziękowanie od Wojtka, który odbierał  miskę z jedzeniem. - Myślałem, że skonam z głodu - jęknął.
- Och nie ma sprawy, to była dla nas istna przyjemność, by robić za kucharki, smacznego - sarknęłam z przekąsem i usadowiłam się półprzytomnej Amelii na kolanach.
- A może jakieś procenty do tego? - Marco poruszył brwiami.
- Oszalałeś? Rano macie trening! Będziecie pić, kiedy przyjdzie na to odpowiednia chwila! - fuknęłam i zabrałam się za jedzenie. 
Obudziłam się nieco później niż zazwyczaj, zważywszy na fakt, że poszliśmy spać około trzeciej. Nie chciałam wiedzieć jak chłopcy poradzą sobie ze wstawaniem kolejnego dnia o świcie, ale w gruncie rzeczy sami się o to prosili. Ja ich nie zmuszałam do ślęczenia nad kartami i grania w pokera. Wyciągnęłam się pod puszystą kołdrą i zerknęłam przez okno. Lekko rozpogadzało się, a słońce świecące przyjemnym, bladym blaskiem powoli przepędzało woal szarych chmur. Wyskoczyłam z łóżka, wpierw ogarniając czy nieopodal nie leży jakiś piłkarz, który nie miał siły doczołgać się do pokoju i weszłam pod szybki prysznic. Ubrałam luźne dresy, koszulkę, włosy związałam w koka, ulubione pefrumy poszły w ruch i byłam gotowa by zejść na śniadanie.
W sali jadalnej nie panował przepych. Gdzieniegdzie siedziały zamożne panie wcinające obficie wypełnione naleśniki, panowie w czarnych garniturach sączący kawę i zaspana jeszcze Amelia z głową w misce płatków. 
- Nie śpimy, zwiedzamy - szturchnęłam ją lekko, na co dziewczyna momentalnie powróciła do pozycji wertykalnej.
- O, cześć - zmrużyła oczy - Mario i reszta już na treningu. Dołączymy do nich? - spytała półgłosem.
- Pewnie, ale najpierw zgarnę jakieś śniadanko, bo umieram z głodu. - odparłam i nałożyłam sobie jajecznicę na talerz. - Co powiesz na mały wypad na miasto popołudniu? Ostatnio miałyśmy mieć babski wieczór, ale jak zwykle przeszkodziło nam przedszkole w wersji hard - przewróciłam oczami.
- Nie podoba ci się fakt, że nie możemy się odpędzić od przystojnych piłkarzy? - zapytała żywo.
- Och Nowaczyk, wiesz o czym mówię...
- Widzę, że koleżanka nie ma dziś chętki na żarty - zaśmiała się. - Jasne, może pójdziemy od razu  po treningu? Małe zakupy plus kawa i lody? Piszesz się?
- A jakże! - orzekłam bez zastanowienia na co obie wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem. 
Nasze pszczółki od dobrych dwóch godzin zasuwały w tempie małego rowerka po murawie z takim skupieniem, że nawet nie zauważyły naszego przyjścia. Dopiero po paru minutach zostałyśmy dostrzeżone przez Romana.
- Co tak późno? - grunt to porcja pretensji na dobry początek dnia - Mario już usychał z tęsknoty - zaśmiał się bramkarz.
Udałam, że nie dosłyszałam jego pytania i wpatrywałam się w pracujących piłkarzy. Kiedy skończyli, bez słowa udali się do szatni, co chwila wycierając szyję żółtym ręcznikiem. Twarze mieli zgaszone, zmęczone, bez wyrazu.
- Czy my jesteśmy niewidzialne? - warknęła głośno Amelia i usiadła obrażona na krześle.
Zauważył to zatroskany Robert, który ciągnąc za sobą Gotzego i Reusa dołączył do nas.
- Przepraszam - musnął jej policzek w ramach rekompensaty. - To chyba nie był dobry pomysł, żeby siedzieć do późna kiedy ciężkie treningi za pasem. 
- Może wyjdziemy gdzieś razem jak trochę się ogarniemy? - zasugerował Marco, widząc po naszych minach, że mamy im za złe ich obojętność - Mamy dzisiaj wolne popołudnie.
- Więc spędzicie to wolne popołudnie w męskim gronie, bo my zaplanowałyśmy sobie już resztę dnia - oznajmiłam, z zadowoleniem patrząc jak ich entuzjazm gaśnie. 
- Wiecie jak popsuć humor... - Mario obrzucił nas pełnym wyrzutu spojrzeniem i rozgoryczony udał się w kierunku szatni.
Bezpośrednio po treningu udałyśmy się do centrum, ale to nie było chyba najlepsze przedsięwzięcie. Paskudny wiatr, któremu towarzyszyły litry przenikliwie zimnego deszczu, lejącego się z nieba, tabuny ludzi, usiłujących przedostać się do metra jak to zwykle bywa w piątkowe południe oraz zupełny brak orientacji w nowym miejscu zmusiły nas do przystopowania  wojaży w pobliskiej, kameralnej kawiarence. 
- Chłopacy chyba nie byli zbytnio uradowani, kiedy powiedziałyśmy im, że dzisiaj wybywamy same. Widziałaś ich rozżalone miny?- Nowaczyk wybuchła śmiechem.
- Widziałam, to było przekomiczne - stwierdziłam. - Piłkarze, którzy się za nami uganiają... To marzenie wielu dziewczyn, a nam zwyczajnie przeszkadza - upiłam łyk kawy.
- A co z Mario? Jesteście razem? - spytała przyjaciółka, której to pytanie cisnęło się na usta od paru dobrych godzin.
- Nie, jeszcze nie - odpowiedziałam smutno.
- Ale chyba idzie wam coraz lepiej, prawda? Widziałam jak on na ciebie patrzy, jak szuka wzrokiem twoich oczu, a jak się uśmiecha kiedy idziesz w jego stronę... To takie cholernie słodkie! - roztkliwiała się - A on ciebie w ogóle pamięta? Wie, że byliście ze sobą? 
- Nie wiem, wydaje mi się , że nie, ale nie przypominam mu. Tak jest chyba lepiej -odparłam. - Traktowałby mnie inaczej wiedząc, jaki błąd  popełnił w przeszłości i jak doszło do rozstania. To byłoby bezsensu. Niech nasza znajomość odbuduje się jeszcze raz, na nowych fundamentach, z czystą kartą - zdążyłam podsumować i momentalnie wygrzebałam smartfona z kieszeni, bo jak zwykle ktoś musiał mi przeszkodzić namolnym telefonowaniem.
- Wojtuś, jestem z Amelią w mieście, nie zrobię wam kanapek - wywróciłam młynka oczami, słysząc wesołe " Cześć Gabrysia " w słuchawce.
- Nie o to miałem pytać - odparł.
-  W takim razie co jest na rzeczy? Bądź bardziej konkretny, nie mam nieograniczonej ilości czasu przy sobie - westchnęłam zdenerwowana.
- Ja, ty, jutrzejszy wieczór, kino... Pasuje ci? - mimo, że rozmawiałam z nim tylko przez telefon wiedziałam, że w tym momencie wystawił swoje białe ząbki w szerokim uśmiechu.
- Rozumiem, że jak odmówię będziesz mnie jeszcze bardziej dręczył?
- Dokładnie tak.
- W porządku, zatem zgadzam się, bo chyba nie mam innego wyjścia, do potem - rozłączyłam się, chcąc jak najprędzej uciec od dalszej rozmowy z trującym życie bramkarzem. 
- Randka? Lecisz na dwa fronty? - Amelia uśmiechnęła się pod nosem.
- Wymęczył u mnie zgodę na pójście z nim do kina. Pierwszy i ostatni raz. 
- Podobasz mu się, wiesz? - spytała niewinnie, bawiąc się końcówką ciemnych włosów.
- Poważnie? - nie kryłam zdumienia. Zawsze uważałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi i nic więcej nas łączyć nie będzie, jednak najwidoczniej moje przypuszczenia były mylne.
- Poważnie - odpowiedziała pewnie. - Kiedy poszłaś z Mario na to " spotkanie koleżeńskie " - namalowała cudzysłów w powietrzu - był ewidentnie zawiedziony, a potem wyżalił mi się z wszystkiego, zważywszy na to, że jestem tutaj na posadzie pani psycholog - wyjaśniła.
- Tego bym się nie spodziewała... Ja i Szczęsny... To nawet do siebie nie pasuje... - pogrążyłam się w myślach, nie zważając na obecność przyjaciółki.
Wróciłyśmy do hotelu grubo po osiemnastej i chwytając w biegu talerz spaghetti, udałyśmy się do pokoju.
 - Widzę, że ładnie sobie zorganizowaliście czas, kiedy nas nie było - wymamrotałam widząc, jak połowa drużyny siedzi przed telewizorem i gra na PlayStation.
- Kiedy kobiet nie ma w pobliżu trzeba korzystać z gier, natomiast kiedy kobiety są to.. - chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- Nie kończ, Robert, nie kończ. Wszyscy wiemy, co chciałeś powiedzieć. Wam tylko jedno chodzi po głowie. Niewyżyte dzieci - pokręciłam głową z dezaprobatą i zasiadłam obok Mario. 


_______________________________________________________________________


Znowu spóźniony, wybaczcie...
Jest tu jeszcze ktoś? Czytacie to? Piszcie, co wam się podoba, a co nie, bo nie wiem czy mam to dalej ciągnąć. Jak fabuła, znośna? Znów wir pytań...
Jak emocje przed dzisiejszym meczem? 
Pozdrawiam, Sognante.

6 komentarzy :

  1. Ja czytam! :D Rozdzial jak zwykle genialny! Czekam ma nexta <3 .

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział BOSKI !!! A fabuła jest idealna ;) kocham twoje opowiadanie. Mam takie jedne pytanko. Kiedy będziesz dalej pisać drugiego bloga z 1D? :) pozdrowionka. Marry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że się podoba :)
      Obiecuję, że będę, ale niestety na razie nie wiem kiedy :C
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. oczywiście, że czytam ;)
    świetny ;*
    cała fabuła genialna :D
    next ;3
    weny ;*

    OdpowiedzUsuń