- My się chyba już będziemy zbierać - ziewnęła Amelia i skierowała się do drzwi. - Tylko nie zaśpijcie na trening, oszołomy - rzuciła w kierunku chłopaków z drużyny i wyszła z pokoju.
Ja również nie czekając zbyt długo udałam się do wyjścia. Chłopcom chyba nie podobał się fakt, że żeńska część towarzystwa opuszcza ich pokój bez konkretnej przyczyny i pozostawia samych. Wszyscy zrobili żałosną minę, którą chcieli mnie przekupić do spędzenia z nimi wieczoru, jednak byłam już na tyle zmęczona, że posłałam im tylko buziaka w powietrzu i wymaszerowałam na hol.
W naszym apartamencie urzędowała Amelia, która pieczołowicie
układała bluzki w garderobie.
- Miałyśmy mieć sprzątaczkę - mruknęła niezadowolona pod nosem. - Znowu
muszę ogarniać sama ten cały sajgon.
- Gdybyśmy miały sprzątaczkę, kochanie, to ona prędzej czy później utknęłaby
pod stertą naszych rzeczy - zaśmiałam się i weszłam do łazienki.
Napuściłam do wanny ciepłej wody po brzegi, dolałam pachnącego płynu i
zanurzyłam się w relaksacyjnej kąpieli. Przymknęłam powieki, oddając się
cudownej chwili, której towarzyszyło rozmyślanie o Mario.
W głowie cały
czas miałam obraz przystojnego chłopaka o zniewalającym uśmiechu i
przenikliwym, lekko konspiracyjnym spojrzeniu. Pamiętałam dokładnie każdy,
nawet najmniejszy skrawek jego twarzy, którą tak dogłębnie analizowałam za
każdym razem, gdy się spotykaliśmy ( czyt. codziennie ) na wypadek gdyby jakimś
trafem było nam dane oddalić się od siebie. Miałam go tylko na miesiąc. Jeden,
jedyny miesiąc, który musiałam maksymalnie wykorzystać. Chciałam wrócić do
Polski ze świadomością, że w Niemczech czeka na mnie mój chłopak, a nie
wypłakiwać oczy faktem kolejnej odniesionej miłosnej porażki.
Obudziło mnie głośne stukanie w drzwi, podirytowany głos i pojękiwania. Z
niechęcią otworzyłam oczy i rozejrzałam się po łazience. Woda w wannie była już
całkowicie zimna, a po jej powierzchni pływały resztki różowego płynu. Kiedy po
ciele przeszedł silny dreszcz zrozumiałam, że należałoby pomyśleć o
opuszczeniu oazy relaksu. Owinęłam się w miękki ręcznik i weszłam do pokoju, w
którym ku mojemu zdziwieniu siedziała przerażona Amelia.
- Czyś ty oszalała? - krzyknęła w moją stronę. - Myślałam, że zemdlałaś,
zabiłaś się albo Bóg wie co jeszcze, a ty sobie najspokojniej w świecie
bierzesz kąpiel! Chcesz mnie doprowadzić do zawału? - denerwowała się.
- Nowaczyk wyluzuj, przysnęło mi się. Nic wielkiego - zbagatelizowałam i
naciągnęłam na siebie piżamę.
Dziewczyna popatrzyła na mnie gniewnie, zabrała z łóżka przybory toaletowe i poduszkę i ze złością warknęła:
- Idę spać do Roberta.
Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami, tupot bosych stóp po korytarzu i czyjąś wzburzoną mowę.
No i pięknie, pierwsza kłótnia i to w dodatku o taką "błahostkę".
Wskoczyłam pod puszystą kołderkę, zgasiłam światło i zamknęłam oczy, chcąc przywołać do siebie sen, który jak na złość nie chciał do mnie dotrzeć. Po omacku dobrnęłam do balkonu, nacisnęłam klamkę i wyszłam na zewnątrz.
Noc była śliczna, dziwnie ciepła i cicha. Na modro-granatowym niebie rozsypane były drobniutkie srebrne, migoczące punkty. Przypominało ono szal, po którym rozsypane zostały najczystsze perełki. Wzięłam głęboki wdech, pozwalając by do moich płuc dotarła mocna woń świeżych sosen i rosnących nieopodal aromatycznych kwiatów. Przysiadłam na małej, drewnianej ławeczce i wpatrywałam się w pięknie oświetlony stadion Signal Iduna Park.
Mijały kolejne minuty, a ja nadal w tej samej pozycji i przygnębiającej samotności siedziałam na dworze. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk przekręcanej klamki i postać Gotzego, wyłaniającego się z pokoju. Otworzyłam oczy ze zdumienia, zastanawiając się w jaki sposób znalazł się na tym samym balkonie co ja mimo, że ma pokój zupełnie gdzie indziej. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że cały hotel jest nim otoczony i każdy pokój ma do niego dostęp.Chłopak obnażony do pasa, w szarych spodniach dresowych i narzuconej na ramiona fioletowej bluzie wyglądał niezwykle pociągająco. Uroku jak zawsze dodał mu zaplanowany nieład na głowie i odbijający srebrną poświatę księżyca umięśniony tors.
Mario oparł się łokciami o balustradę i w ciszy przyglądał się nocnej scenerii. W pewnym momencie obruszył się, wsadził dłoń do kieszeni i wyciągnął z niej papierosy, których widok wywołał u mnie niemałą konsternację. Wyjął jednego blanta, odpalił i zaciągnął się jego trującym smakiem, by po chwili wypuścić z ust dym. Patrzyłam na niego osłupiała, próbując wyjaśnić sobie dlaczego on, jako sportowiec w tak paskudny sposób ukraca sobie żywot.
- Czyżby nasz pomocnik popadł w nałóg? - spytałam z ironią i podniosłam się z dotychczasowego miejsca obserwacji.
- Gabrysia?! Co ty tu robisz o tak późnej porze?
- O to samo mogę zapytać również ciebie - odparłam cwaniacko. - Jesteś uzależniony? - zagadnęłam, uśmiechając się podejrzliwie.
- Nie, tylko nie radzę sobie z niektórymi sprawami. Czasami już nie wytrzymuję... - odparł i zwiesił smutno głowę.
- Ej, przestań się pogrążać. Masz prywatną panią psycholog, pamiętasz? Możesz mi się wyżalić, to nie kosztuje, spróbuję ci pomoć - powiedziałam ochoczo.
- Dziękuję, ale to chyba nie będzie konieczne. Sam muszę radzić sobie z rozterkami miłosnymi - uśmiechnął się kwaśno.
- Z rozterkami miłosnymi nawet ja nie mogę sobie poradzić mimo, że studiuję psychologię. To chyba jest nieodgadniona i niezrozumiana przez ludzi dziedzina - uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco i oparłam dłonie na drewnianym brzegu balustrady. - Cudowna noc, prawda? Księżyc tak jasno świeci...
- Księżyc może i jasno świeci, ale i tak nigdy nie będzie piękniejszy od ciebie - zamruczał, swoim głosem wywołując u mnie gęsią skórkę. Serce nagle przyspieszyło bicie, oddech stawał się dziwnie urywany, płytki, czułam jak podniosło mi się ciśnienie, jak niezidentyfikowane ciepło pokryło twarz. Byłam dogłębnie zakochana i przyłapywałam się na tym coraz częściej. Każdy milimetr mojego ciała domagał się obecności chłopaka, a kiedy tego nie otrzymywał, odczuwał wielki niedosyt. Nie chciałam być niewolnicą własnego serca, jednak z drugiej strony wiedziałam, że podążając za jego głosem dotrę do upragnionego celu.
- Och przestań, nie przesadzajmy... - powiedziałam nieśmiało i spąsowiałam niczym pomidorki koktajlowe na ulubionej pizzy.
- Zimno ci, trzęsiesz się - stwierdził po chwili, chcąc odskoczyć od rozmowy, widząc moje zaklopotanie. - Trzymaj - ściągnął z ramion bluzę i narzucił ją na mnie, a potem dodatkowo objął ramieniem i przytulił do siebie. To była zdecydowanie najprzyjemniejsza chwila podczas mojego pobytu. Uśmiechnęłam się w duchu i przymknęłam powieki, chcąc na zawsze zapisać ten obraz w pamięci.
Obudziłam się rano, nieco przed siódmą, obficie przykryta kocem i kołdrą. Niechętnie otworzyłam zmęczone nocnymi wędrówkami oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu - byłam u siebie. Niedbałym ruchem wygramoliłam się z łóżka, ściągnęłam bluzę Mario, którą jeszcze miałam na sobie i weszłam pod prysznic.
Na murawę weszłam za pięć ósma, kiedy chłopaki mieli rozgrzewkę. Robili ćwiczenia rozgrzewające, biegi na czas, podania, drybling. Pracowali bardzo ciężko, chcąc wypaść odpowiednio na meczu z Schalke, który miał się odbyć już niedługo. Usiadłam na ławie rezerwowych i wpatrywałam się w ich wyczyny, kątem oka doszukując się ciemnowłosej przyjaciółki na trybunach. W pewnej chwili przysiadł się do mnie trener pszczółek, Klopp, który zawsze budził u mnie szczery podziw.
- I jak ci się pracuje z tymi mazgajami? - zażartował na wstępie i poprawił okulary na nosie.
- Bardzo dobrze, myślałam, że będzie gorzej dojść z nimi do ładu - zaśmiałam się i dopiero po chwili oprzytomniałam, uświadamiając sobie pewne fakty. Przyjechałam do Dortmundu na miesiąc, aby pracować i szkolić się przed zawodem psychologa,a co robiłam? Biegałam po sklepach, siedziałam do późna nad kartami i zabawiałam się z drużyną, zapominając o obowiązkach. Postanowiłam, że po popołudniowym treningu obwieszczę im o moich przemyśleniach i wprowadzę nowy plan w życie.
- Gabrysiu? Mógłbym mieć do ciebie małą prośbę? - niepewny głos trenera wyrwał mnie z zamyśleń.
- Naturalnie - uśmiechnęłam się łagodnie i spojrzałam na mężczyznę.
- Jutro mam ważny wyjazd służbowy, który potrwa najwięcej dwa dni i chciałbym cię prosić o to, abyś przejęła na ten czas obowiązek trenera i zajęła się moimi podopiecznymi. Wiem, że sama trenujesz piłkę nożną, więc zapewne niemało o niej wiesz i wierzę, że solidnie przygotowałabyś ich do meczu. Zrobiłabyś to dla mnie? - spojrzał mi błagalnie w oczy, doszukując się w nich jakichkolwiek oznak zgody.
- Jak najbardziej , to będzie dla mnie czysta przyjemność. Dziękuję za okazane zaufanie - odparłam radośnie, a Jurgen odetchnął z ulgą rad, że się zgodziłam.
- Stokrotne dzięki, to naprawdę duża pomoc. Zaczynasz jutro - uścisnął mi dłoń i powrócił do wykonywanego zajęcia. Ja tymczasem wróciłam do pokoju z nadzieją, że zastanę tam obrażoną Amelię.
Gdy tylko przekroczyłam próg apartamentu moim oczom ukazała się niezbyt przyjemna dla mojego poszarpanego cierpieniem serca. Nowaczyk siedziała na kolanach przystojnego napastnika polskiej reprezentacji i zapalczywie całowała jego szyję. Poczułam jak w moich oczach pojawiają się drobniutkie łzy smutku, a blade policzki zaczynają nabierać różowy kolor. Zamknęłam drzwi i jak gdyby nigdy nic weszłam do naszej łazienki, w której mogłam w spokoju odetchnąć i uspokoić się.
Skąd ta złość, skąd te łzy i smutek?
Nie byłam zazdrosna o Roberta, czy Amelię. Wręcz przeciwnie cieszyłam się, że dziewczyna jest szczęśliwa ze swoim wymarzonym chłopakiem. Byłam po prostu nieszczęśliwa, bo tak samo łaknęłam bezgranicznej miłości tyle, że ze strony Gotzego, do której czekała mnie długa wędrówka, a każda napotkana scena z wymienianiem śliny, czy obściskiwaniem się przez osoby trzecie doprowadzała mnie do rozpaczy. Tak było przez bite cztery lata.
Tak, cztery lata użalałam się nad sobą i coraz bardziej popadałam w depresję.
Nigdy nie byłam typem osoby, której pragnienie pożądania drugiej osoby po kilku tygodniach przechodzi. Bywają chłopcy ( w tym przypadku Mario ) , do których moja miłość wzrasta z dnia na dzień jak regularnie podlewana roślinka. Niekiedy bywa, że wskutek nieprzyjemnych zdarzeń roślinka obumiera i przemija, albo odwrotnie, zakorzenia mocno i domaga się więcej.
Gdy nieco ochłonęłam i otrząsnęłam się z pierwszego szoku, wydobyłam z niewielkiej kosmetyczki, starannie ukrytej pod zlewem paczkę papierosów i zapaliłam jednego.
Czasami tak jak mój wybranek, nie radziłam sobie z rzeczywistością i jedyną alternatywą na odcięcie się od niej było palenie. Nie robiłam jednak tego często, bo prowadziłam aktywny tryb życia i chciałam się nim jak najdłużej cieszyć.
Razem w dymem moje utrapienia, żale i boleści uwolniły się z ciała i zniknęły między azotem i tlenem.
Podeszłam do umywalki, opłukałam twarz i wyszłam z pomieszczenia, chcąc jak najszybciej znaleźć się na łóżku.
- Paliłaś? - zostałam zaatakowana pierwszym pytaniem.
- Musiałam... - usprawiedliwiłam się cicho i opadłam na miejsce, w którym przed dziesięcioma minutami siedział Robert.
- Gabrysia, przepraszam, nie powinnam była tak się tak wczoraj zachować. Zrozum, bałam się o ciebie... - wyjaśniła Amelia i przytuliła mnie lekko.
- Nie gniewam się, ja też zawiniłam - posłałam jej ciepły uśmiech, który momentalnie odwzajemniła. - Pomóż mi wybrać lepiej sukienkę, niedługo idę z namolnym Szczęsnym do kina, a nie chcę wyglądać jak ostatnia sierota - poprosiłam i radośnie pociągnęłam przyjaciółkę w kierunku szafy. Po długiej debacie zdecydowałam się na koktajlową sukienkę w kolorze pomarańczowym, beżowe szpilki, torebkę tego samego koloru i srebrną biżuterię.
Punkt o dziewiętnastej w drzwiach 411 zjawił się Szczęsny, z bukietem czerwonych róż w ręku.
Czerwone? Mario przyniósł moje ulubione, herbaciane... - pomyślałam i chcąc zatuszować moje rozczarowanie, uśmiechnęłam się do niego słodko.
- Ślicznie wyglądasz, z resztą jak zawsze - nie ma to jak komplementy na osłodę nudnego wieczoru - Możemy iść? - zapytał, na co skinęłam głową w odpowiedzi.
Miasto, którym szliśmy było pogrążone w półmroku. Niebo przybrało kolor ciemno lazurowy z akcentami delikatnej fuksji. Drzewa leniwie kołysały się na wietrze, swoją melodią przywołując nadchodzącą noc.
Gdzieniegdzie było słychać pojedyncze cykady, pomrukiwania silników i rozmowy, prowadzone przez nieliczne grupki ludzi.
Do kina doszliśmy w niecałe piętnaście minut. Wojtek kupił zamówione wcześniej bilety, podczas gdy ja zajmowałam się zorganizowaniem jakiegoś popcornu. Kiedy kasjerka oznajmiła nam, że na salę kinową zaczynają wchodzić zainteresowani, udaliśmy się w tamtą stronę.
Film, jak się później okazało, by horrorem. Szczęsny chyba naumyślnie wybrał ten gatunek, bo liczył na to, że w przypływie strachu będę się do niego kleić. Niestety lub stety było odwrotnie, bo wprost uwielbiałam takie filmy. Z entuzjazmem wpatrywałam się w sylwetkę kobiety, która brutalnie zostaje pozbawiona górnych i dolnych kończyn, aby uwolnić więzione przez seryjnego mordercę dziecko.
Kiedy seans się zakończył razem z bramkarzem zaczęliśmy wracać do hotelu, całą drogę milcząc.
Wiem, że było to raniące, bo on się starał, a ja go odpychałam, ale nic do niego nie czułam. Byliśmy tylko przyjaciółmi i chciałam, by tak pozostało. Nie chciałam jednak zachowywać się jak zimna suka, która nie dostrzega zainteresowania ze strony przyjaciela.
Tuż przed drzwiami jego pokoju przytuliłam go mocno i w ramach podziękowania musnęłam jego policzek.
On uśmiechnął się szczerze, szepnął nikłe "Dziękuję" i odprowadził wzrokiem, by za chwilę odtańczyć dziki taniec radości.
_____________________________________________________________________
Surprise, surprise dzisiaj nieco dłuższy! :D
Mam nadzieję, że się wam podoba, bo powiem skromnie, że ja jestem z niego osobiście zadowolona.
Oglądaliście mecz Borussia-Bayern? Myślałam, że padnę na zawał widząc wynik 4:2! Jestem taka dumna z pszczółek <3
Piszcie jak oceniacie zachowanie poszczególnych bohaterów, co wam się podoba, a co nie.
Pozdrawiam, Sognante :**
środa, 31 lipca 2013
sobota, 27 lipca 2013
9 - Do you know that he likes you?
Zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi lodówki i z zastanowieniem wpatrywałam się w zawarte w niej produkty, których ilość stanowczo przekraczała normę.
- To chyba nie musimy się nadto zastanawiać, co przygotować - zauważył Mario, opierający się o framugę drzwi. - Co powiesz na sałatkę z fetą? Nie mówili co konkretnie by zjedli, a przecież to ma być tylko forma przekąski - uśmiechnął się.
- W sumie to nie najgorszy pomysł. Może być i sałatka. - wyjęłam z urządzenia potrzebne warzywa i rozstawiłam je na blacie.
Już miałam zabierać się za obieranie, gdy poczułam na biodrach męskie ręce mojego towarzysza. Serce automatycznie podskoczyło mi do gardła, a ciśnienie w żyłach zaczęło płynąć z coraz to większą siłą.
- Przestań, nie będziesz się tu produkować. Ja szybko zrobię co trzeba i pójdziemy z powrotem do pokoju. Usiądź. - posadził mnie na szafce i złożył delikatnego buziaka na czole.
- Dlaczego to ty masz gotować, a ja się tylko przyglądać? - zrobiłam niezadowoloną minę. Nie chciałam, żeby pomyślał, że go wykorzystuję.
- A dlaczego nie? - uśmiechnął się zadziornie i powrócił do ogórków.
Westchnęłam ze zrezygnowaniem i wpatrywałam się jak jego ręce sprawnie obracają zielone warzywo. Niby taka głupia czynność, jak nazwijmy to "wspólne " gotowanie, a ile mogą zakochanej osobie sprawić przyjemności.Spojrzałam na zegar. Było dosyć późno, bo coś po jedenastej, a oni zamiast położyć się wcześniej i wyspać na poranny trening woleli wysłać nas do kuchni, bo ich żołądki wygrywały coraz głośniejsze koncerty.
- Mogę ci pomóc? - podeszłam do niego z miną zbitego psiaka. - Nie wysiedzę tak dłużej.
- Skoro tak bardzo chcesz... - westchnął niezadowolony i podał mi paprykę.
- To brzmi lepiej - posłałam mu szyderczy uśmieszek - Robisz postępy.
Kiedy nasze ekspresowe danie było gotowe, wyciągnęliśmy kilka łyżek z szafki i udaliśmy się w drogę powrotną do apartamentu.
- Co tak długo? Ile można robić sałatkę? Czekaliście, aż te pomidory wam wyrosną, czy co? - usłyszeliśmy niesamowicie miłe podziękowanie od Wojtka, który odbierał miskę z jedzeniem. - Myślałem, że skonam z głodu - jęknął.
- Och nie ma sprawy, to była dla nas istna przyjemność, by robić za kucharki, smacznego - sarknęłam z przekąsem i usadowiłam się półprzytomnej Amelii na kolanach.
- A może jakieś procenty do tego? - Marco poruszył brwiami.
- Oszalałeś? Rano macie trening! Będziecie pić, kiedy przyjdzie na to odpowiednia chwila! - fuknęłam i zabrałam się za jedzenie.
Obudziłam się nieco później niż zazwyczaj, zważywszy na fakt, że poszliśmy spać około trzeciej. Nie chciałam wiedzieć jak chłopcy poradzą sobie ze wstawaniem kolejnego dnia o świcie, ale w gruncie rzeczy sami się o to prosili. Ja ich nie zmuszałam do ślęczenia nad kartami i grania w pokera. Wyciągnęłam się pod puszystą kołdrą i zerknęłam przez okno. Lekko rozpogadzało się, a słońce świecące przyjemnym, bladym blaskiem powoli przepędzało woal szarych chmur. Wyskoczyłam z łóżka, wpierw ogarniając czy nieopodal nie leży jakiś piłkarz, który nie miał siły doczołgać się do pokoju i weszłam pod szybki prysznic. Ubrałam luźne dresy, koszulkę, włosy związałam w koka, ulubione pefrumy poszły w ruch i byłam gotowa by zejść na śniadanie.
W sali jadalnej nie panował przepych. Gdzieniegdzie siedziały zamożne panie wcinające obficie wypełnione naleśniki, panowie w czarnych garniturach sączący kawę i zaspana jeszcze Amelia z głową w misce płatków.
- Nie śpimy, zwiedzamy - szturchnęłam ją lekko, na co dziewczyna momentalnie powróciła do pozycji wertykalnej.
- O, cześć - zmrużyła oczy - Mario i reszta już na treningu. Dołączymy do nich? - spytała półgłosem.
- Pewnie, ale najpierw zgarnę jakieś śniadanko, bo umieram z głodu. - odparłam i nałożyłam sobie jajecznicę na talerz. - Co powiesz na mały wypad na miasto popołudniu? Ostatnio miałyśmy mieć babski wieczór, ale jak zwykle przeszkodziło nam przedszkole w wersji hard - przewróciłam oczami.
- Nie podoba ci się fakt, że nie możemy się odpędzić od przystojnych piłkarzy? - zapytała żywo.
- Och Nowaczyk, wiesz o czym mówię...
- Widzę, że koleżanka nie ma dziś chętki na żarty - zaśmiała się. - Jasne, może pójdziemy od razu po treningu? Małe zakupy plus kawa i lody? Piszesz się?
- A jakże! - orzekłam bez zastanowienia na co obie wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem.
Nasze pszczółki od dobrych dwóch godzin zasuwały w tempie małego rowerka po murawie z takim skupieniem, że nawet nie zauważyły naszego przyjścia. Dopiero po paru minutach zostałyśmy dostrzeżone przez Romana.
- Co tak późno? - grunt to porcja pretensji na dobry początek dnia - Mario już usychał z tęsknoty - zaśmiał się bramkarz.
Udałam, że nie dosłyszałam jego pytania i wpatrywałam się w pracujących piłkarzy. Kiedy skończyli, bez słowa udali się do szatni, co chwila wycierając szyję żółtym ręcznikiem. Twarze mieli zgaszone, zmęczone, bez wyrazu.
- Czy my jesteśmy niewidzialne? - warknęła głośno Amelia i usiadła obrażona na krześle.
Zauważył to zatroskany Robert, który ciągnąc za sobą Gotzego i Reusa dołączył do nas.
- Przepraszam - musnął jej policzek w ramach rekompensaty. - To chyba nie był dobry pomysł, żeby siedzieć do późna kiedy ciężkie treningi za pasem.
- Może wyjdziemy gdzieś razem jak trochę się ogarniemy? - zasugerował Marco, widząc po naszych minach, że mamy im za złe ich obojętność - Mamy dzisiaj wolne popołudnie.
- Więc spędzicie to wolne popołudnie w męskim gronie, bo my zaplanowałyśmy sobie już resztę dnia - oznajmiłam, z zadowoleniem patrząc jak ich entuzjazm gaśnie.
- Wiecie jak popsuć humor... - Mario obrzucił nas pełnym wyrzutu spojrzeniem i rozgoryczony udał się w kierunku szatni.
Bezpośrednio po treningu udałyśmy się do centrum, ale to nie było chyba najlepsze przedsięwzięcie. Paskudny wiatr, któremu towarzyszyły litry przenikliwie zimnego deszczu, lejącego się z nieba, tabuny ludzi, usiłujących przedostać się do metra jak to zwykle bywa w piątkowe południe oraz zupełny brak orientacji w nowym miejscu zmusiły nas do przystopowania wojaży w pobliskiej, kameralnej kawiarence.
- Chłopacy chyba nie byli zbytnio uradowani, kiedy powiedziałyśmy im, że dzisiaj wybywamy same. Widziałaś ich rozżalone miny?- Nowaczyk wybuchła śmiechem.
- Widziałam, to było przekomiczne - stwierdziłam. - Piłkarze, którzy się za nami uganiają... To marzenie wielu dziewczyn, a nam zwyczajnie przeszkadza - upiłam łyk kawy.
- A co z Mario? Jesteście razem? - spytała przyjaciółka, której to pytanie cisnęło się na usta od paru dobrych godzin.
- Nie, jeszcze nie - odpowiedziałam smutno.
- Ale chyba idzie wam coraz lepiej, prawda? Widziałam jak on na ciebie patrzy, jak szuka wzrokiem twoich oczu, a jak się uśmiecha kiedy idziesz w jego stronę... To takie cholernie słodkie! - roztkliwiała się - A on ciebie w ogóle pamięta? Wie, że byliście ze sobą?
- Nie wiem, wydaje mi się , że nie, ale nie przypominam mu. Tak jest chyba lepiej -odparłam. - Traktowałby mnie inaczej wiedząc, jaki błąd popełnił w przeszłości i jak doszło do rozstania. To byłoby bezsensu. Niech nasza znajomość odbuduje się jeszcze raz, na nowych fundamentach, z czystą kartą - zdążyłam podsumować i momentalnie wygrzebałam smartfona z kieszeni, bo jak zwykle ktoś musiał mi przeszkodzić namolnym telefonowaniem.
- Wojtuś, jestem z Amelią w mieście, nie zrobię wam kanapek - wywróciłam młynka oczami, słysząc wesołe " Cześć Gabrysia " w słuchawce.
- Nie o to miałem pytać - odparł.
- W takim razie co jest na rzeczy? Bądź bardziej konkretny, nie mam nieograniczonej ilości czasu przy sobie - westchnęłam zdenerwowana.
- Ja, ty, jutrzejszy wieczór, kino... Pasuje ci? - mimo, że rozmawiałam z nim tylko przez telefon wiedziałam, że w tym momencie wystawił swoje białe ząbki w szerokim uśmiechu.
- Rozumiem, że jak odmówię będziesz mnie jeszcze bardziej dręczył?
- Dokładnie tak.
- W porządku, zatem zgadzam się, bo chyba nie mam innego wyjścia, do potem - rozłączyłam się, chcąc jak najprędzej uciec od dalszej rozmowy z trującym życie bramkarzem.
- Randka? Lecisz na dwa fronty? - Amelia uśmiechnęła się pod nosem.
- Wymęczył u mnie zgodę na pójście z nim do kina. Pierwszy i ostatni raz.
- Podobasz mu się, wiesz? - spytała niewinnie, bawiąc się końcówką ciemnych włosów.
- Poważnie? - nie kryłam zdumienia. Zawsze uważałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi i nic więcej nas łączyć nie będzie, jednak najwidoczniej moje przypuszczenia były mylne.
- Poważnie - odpowiedziała pewnie. - Kiedy poszłaś z Mario na to " spotkanie koleżeńskie " - namalowała cudzysłów w powietrzu - był ewidentnie zawiedziony, a potem wyżalił mi się z wszystkiego, zważywszy na to, że jestem tutaj na posadzie pani psycholog - wyjaśniła.
- Tego bym się nie spodziewała... Ja i Szczęsny... To nawet do siebie nie pasuje... - pogrążyłam się w myślach, nie zważając na obecność przyjaciółki.
Wróciłyśmy do hotelu grubo po osiemnastej i chwytając w biegu talerz spaghetti, udałyśmy się do pokoju.
- Widzę, że ładnie sobie zorganizowaliście czas, kiedy nas nie było - wymamrotałam widząc, jak połowa drużyny siedzi przed telewizorem i gra na PlayStation.
- Kiedy kobiet nie ma w pobliżu trzeba korzystać z gier, natomiast kiedy kobiety są to.. - chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- Nie kończ, Robert, nie kończ. Wszyscy wiemy, co chciałeś powiedzieć. Wam tylko jedno chodzi po głowie. Niewyżyte dzieci - pokręciłam głową z dezaprobatą i zasiadłam obok Mario.
_______________________________________________________________________
Znowu spóźniony, wybaczcie...
Jest tu jeszcze ktoś? Czytacie to? Piszcie, co wam się podoba, a co nie, bo nie wiem czy mam to dalej ciągnąć. Jak fabuła, znośna? Znów wir pytań...
Jak emocje przed dzisiejszym meczem?
Pozdrawiam, Sognante.
- To chyba nie musimy się nadto zastanawiać, co przygotować - zauważył Mario, opierający się o framugę drzwi. - Co powiesz na sałatkę z fetą? Nie mówili co konkretnie by zjedli, a przecież to ma być tylko forma przekąski - uśmiechnął się.
- W sumie to nie najgorszy pomysł. Może być i sałatka. - wyjęłam z urządzenia potrzebne warzywa i rozstawiłam je na blacie.
Już miałam zabierać się za obieranie, gdy poczułam na biodrach męskie ręce mojego towarzysza. Serce automatycznie podskoczyło mi do gardła, a ciśnienie w żyłach zaczęło płynąć z coraz to większą siłą.
- Przestań, nie będziesz się tu produkować. Ja szybko zrobię co trzeba i pójdziemy z powrotem do pokoju. Usiądź. - posadził mnie na szafce i złożył delikatnego buziaka na czole.
- Dlaczego to ty masz gotować, a ja się tylko przyglądać? - zrobiłam niezadowoloną minę. Nie chciałam, żeby pomyślał, że go wykorzystuję.
- A dlaczego nie? - uśmiechnął się zadziornie i powrócił do ogórków.
Westchnęłam ze zrezygnowaniem i wpatrywałam się jak jego ręce sprawnie obracają zielone warzywo. Niby taka głupia czynność, jak nazwijmy to "wspólne " gotowanie, a ile mogą zakochanej osobie sprawić przyjemności.Spojrzałam na zegar. Było dosyć późno, bo coś po jedenastej, a oni zamiast położyć się wcześniej i wyspać na poranny trening woleli wysłać nas do kuchni, bo ich żołądki wygrywały coraz głośniejsze koncerty.
- Mogę ci pomóc? - podeszłam do niego z miną zbitego psiaka. - Nie wysiedzę tak dłużej.
- Skoro tak bardzo chcesz... - westchnął niezadowolony i podał mi paprykę.
- To brzmi lepiej - posłałam mu szyderczy uśmieszek - Robisz postępy.
Kiedy nasze ekspresowe danie było gotowe, wyciągnęliśmy kilka łyżek z szafki i udaliśmy się w drogę powrotną do apartamentu.
- Co tak długo? Ile można robić sałatkę? Czekaliście, aż te pomidory wam wyrosną, czy co? - usłyszeliśmy niesamowicie miłe podziękowanie od Wojtka, który odbierał miskę z jedzeniem. - Myślałem, że skonam z głodu - jęknął.
- Och nie ma sprawy, to była dla nas istna przyjemność, by robić za kucharki, smacznego - sarknęłam z przekąsem i usadowiłam się półprzytomnej Amelii na kolanach.
- A może jakieś procenty do tego? - Marco poruszył brwiami.
- Oszalałeś? Rano macie trening! Będziecie pić, kiedy przyjdzie na to odpowiednia chwila! - fuknęłam i zabrałam się za jedzenie.
Obudziłam się nieco później niż zazwyczaj, zważywszy na fakt, że poszliśmy spać około trzeciej. Nie chciałam wiedzieć jak chłopcy poradzą sobie ze wstawaniem kolejnego dnia o świcie, ale w gruncie rzeczy sami się o to prosili. Ja ich nie zmuszałam do ślęczenia nad kartami i grania w pokera. Wyciągnęłam się pod puszystą kołdrą i zerknęłam przez okno. Lekko rozpogadzało się, a słońce świecące przyjemnym, bladym blaskiem powoli przepędzało woal szarych chmur. Wyskoczyłam z łóżka, wpierw ogarniając czy nieopodal nie leży jakiś piłkarz, który nie miał siły doczołgać się do pokoju i weszłam pod szybki prysznic. Ubrałam luźne dresy, koszulkę, włosy związałam w koka, ulubione pefrumy poszły w ruch i byłam gotowa by zejść na śniadanie.
W sali jadalnej nie panował przepych. Gdzieniegdzie siedziały zamożne panie wcinające obficie wypełnione naleśniki, panowie w czarnych garniturach sączący kawę i zaspana jeszcze Amelia z głową w misce płatków.
- Nie śpimy, zwiedzamy - szturchnęłam ją lekko, na co dziewczyna momentalnie powróciła do pozycji wertykalnej.
- O, cześć - zmrużyła oczy - Mario i reszta już na treningu. Dołączymy do nich? - spytała półgłosem.
- Pewnie, ale najpierw zgarnę jakieś śniadanko, bo umieram z głodu. - odparłam i nałożyłam sobie jajecznicę na talerz. - Co powiesz na mały wypad na miasto popołudniu? Ostatnio miałyśmy mieć babski wieczór, ale jak zwykle przeszkodziło nam przedszkole w wersji hard - przewróciłam oczami.
- Nie podoba ci się fakt, że nie możemy się odpędzić od przystojnych piłkarzy? - zapytała żywo.
- Och Nowaczyk, wiesz o czym mówię...
- Widzę, że koleżanka nie ma dziś chętki na żarty - zaśmiała się. - Jasne, może pójdziemy od razu po treningu? Małe zakupy plus kawa i lody? Piszesz się?
- A jakże! - orzekłam bez zastanowienia na co obie wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem.
Nasze pszczółki od dobrych dwóch godzin zasuwały w tempie małego rowerka po murawie z takim skupieniem, że nawet nie zauważyły naszego przyjścia. Dopiero po paru minutach zostałyśmy dostrzeżone przez Romana.
- Co tak późno? - grunt to porcja pretensji na dobry początek dnia - Mario już usychał z tęsknoty - zaśmiał się bramkarz.
Udałam, że nie dosłyszałam jego pytania i wpatrywałam się w pracujących piłkarzy. Kiedy skończyli, bez słowa udali się do szatni, co chwila wycierając szyję żółtym ręcznikiem. Twarze mieli zgaszone, zmęczone, bez wyrazu.
- Czy my jesteśmy niewidzialne? - warknęła głośno Amelia i usiadła obrażona na krześle.
Zauważył to zatroskany Robert, który ciągnąc za sobą Gotzego i Reusa dołączył do nas.
- Przepraszam - musnął jej policzek w ramach rekompensaty. - To chyba nie był dobry pomysł, żeby siedzieć do późna kiedy ciężkie treningi za pasem.
- Może wyjdziemy gdzieś razem jak trochę się ogarniemy? - zasugerował Marco, widząc po naszych minach, że mamy im za złe ich obojętność - Mamy dzisiaj wolne popołudnie.
- Więc spędzicie to wolne popołudnie w męskim gronie, bo my zaplanowałyśmy sobie już resztę dnia - oznajmiłam, z zadowoleniem patrząc jak ich entuzjazm gaśnie.
- Wiecie jak popsuć humor... - Mario obrzucił nas pełnym wyrzutu spojrzeniem i rozgoryczony udał się w kierunku szatni.
Bezpośrednio po treningu udałyśmy się do centrum, ale to nie było chyba najlepsze przedsięwzięcie. Paskudny wiatr, któremu towarzyszyły litry przenikliwie zimnego deszczu, lejącego się z nieba, tabuny ludzi, usiłujących przedostać się do metra jak to zwykle bywa w piątkowe południe oraz zupełny brak orientacji w nowym miejscu zmusiły nas do przystopowania wojaży w pobliskiej, kameralnej kawiarence.
- Chłopacy chyba nie byli zbytnio uradowani, kiedy powiedziałyśmy im, że dzisiaj wybywamy same. Widziałaś ich rozżalone miny?- Nowaczyk wybuchła śmiechem.
- Widziałam, to było przekomiczne - stwierdziłam. - Piłkarze, którzy się za nami uganiają... To marzenie wielu dziewczyn, a nam zwyczajnie przeszkadza - upiłam łyk kawy.
- A co z Mario? Jesteście razem? - spytała przyjaciółka, której to pytanie cisnęło się na usta od paru dobrych godzin.
- Nie, jeszcze nie - odpowiedziałam smutno.
- Ale chyba idzie wam coraz lepiej, prawda? Widziałam jak on na ciebie patrzy, jak szuka wzrokiem twoich oczu, a jak się uśmiecha kiedy idziesz w jego stronę... To takie cholernie słodkie! - roztkliwiała się - A on ciebie w ogóle pamięta? Wie, że byliście ze sobą?
- Nie wiem, wydaje mi się , że nie, ale nie przypominam mu. Tak jest chyba lepiej -odparłam. - Traktowałby mnie inaczej wiedząc, jaki błąd popełnił w przeszłości i jak doszło do rozstania. To byłoby bezsensu. Niech nasza znajomość odbuduje się jeszcze raz, na nowych fundamentach, z czystą kartą - zdążyłam podsumować i momentalnie wygrzebałam smartfona z kieszeni, bo jak zwykle ktoś musiał mi przeszkodzić namolnym telefonowaniem.
- Wojtuś, jestem z Amelią w mieście, nie zrobię wam kanapek - wywróciłam młynka oczami, słysząc wesołe " Cześć Gabrysia " w słuchawce.
- Nie o to miałem pytać - odparł.
- W takim razie co jest na rzeczy? Bądź bardziej konkretny, nie mam nieograniczonej ilości czasu przy sobie - westchnęłam zdenerwowana.
- Ja, ty, jutrzejszy wieczór, kino... Pasuje ci? - mimo, że rozmawiałam z nim tylko przez telefon wiedziałam, że w tym momencie wystawił swoje białe ząbki w szerokim uśmiechu.
- Rozumiem, że jak odmówię będziesz mnie jeszcze bardziej dręczył?
- Dokładnie tak.
- W porządku, zatem zgadzam się, bo chyba nie mam innego wyjścia, do potem - rozłączyłam się, chcąc jak najprędzej uciec od dalszej rozmowy z trującym życie bramkarzem.
- Randka? Lecisz na dwa fronty? - Amelia uśmiechnęła się pod nosem.
- Wymęczył u mnie zgodę na pójście z nim do kina. Pierwszy i ostatni raz.
- Podobasz mu się, wiesz? - spytała niewinnie, bawiąc się końcówką ciemnych włosów.
- Poważnie? - nie kryłam zdumienia. Zawsze uważałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi i nic więcej nas łączyć nie będzie, jednak najwidoczniej moje przypuszczenia były mylne.
- Poważnie - odpowiedziała pewnie. - Kiedy poszłaś z Mario na to " spotkanie koleżeńskie " - namalowała cudzysłów w powietrzu - był ewidentnie zawiedziony, a potem wyżalił mi się z wszystkiego, zważywszy na to, że jestem tutaj na posadzie pani psycholog - wyjaśniła.
- Tego bym się nie spodziewała... Ja i Szczęsny... To nawet do siebie nie pasuje... - pogrążyłam się w myślach, nie zważając na obecność przyjaciółki.
Wróciłyśmy do hotelu grubo po osiemnastej i chwytając w biegu talerz spaghetti, udałyśmy się do pokoju.
- Widzę, że ładnie sobie zorganizowaliście czas, kiedy nas nie było - wymamrotałam widząc, jak połowa drużyny siedzi przed telewizorem i gra na PlayStation.
- Kiedy kobiet nie ma w pobliżu trzeba korzystać z gier, natomiast kiedy kobiety są to.. - chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- Nie kończ, Robert, nie kończ. Wszyscy wiemy, co chciałeś powiedzieć. Wam tylko jedno chodzi po głowie. Niewyżyte dzieci - pokręciłam głową z dezaprobatą i zasiadłam obok Mario.
_______________________________________________________________________
Znowu spóźniony, wybaczcie...
Jest tu jeszcze ktoś? Czytacie to? Piszcie, co wam się podoba, a co nie, bo nie wiem czy mam to dalej ciągnąć. Jak fabuła, znośna? Znów wir pytań...
Jak emocje przed dzisiejszym meczem?
Pozdrawiam, Sognante.
sobota, 13 lipca 2013
8 - Football champion
Na boisko doszłam w niecałe dziesięć minut. Powietrze było ciężkie, suche, kompletnie nie nastrajające do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. Cały Dortmund był skąpany w złocie jasnych promieni wiosennego słońca. Taka pogoda byłaby idealna na beztroski relaks w ogrodzie ze szklanką mrożonej coli w towarzystwie przystojnego chłopaka, niekoniecznie Niemca...
- Lauf! Lauf! * - usłyszałam ochrypnięty głos trenera żółto-czarnych, który za wszelką cenę chciał zmobilizować drużynę do treningu.
Bezszelestnie usiadłam na jednym z krzesełek i przyglądałam się ich wybrykom. Niestety zostałam szybko zauważona przez Mario, który z tempie ekspresowym podbiegł do mnie, by złożyć krótkiego buziaka na moim policzku.
- A to za co? - spytałam zdziwiona, przykładając dłoń w miejscu, które przed chwilą dotknęły jego usta.
- Za to, że jesteś - odparł zadowolony i łapiąc mnie za rękę, pociągnął w kierunku murawy.
Zostałam entuzjastycznie przywitana przez resztę chłopaków i zachęcona do wspólnej rozgrywki.
- Zagramy krótki mecz - oznajmił Błaszczykowski. - Ja będę z Mario, Matsem, Nurim, Svenem, Łukaszem i Amelią. Pozostali to drugi team. Na pozycje - zakomenderował.
Po usłyszeniu gwizdka trenera, rozpoczęliśmy grę. Za punkt honoru postawiłam sobie, że zrobię krótki pokaz moich umiejętności, zdobywając zespołowi bramkę. Ot tak, by zaistnieć w oczach mojego byłego i trochę go pokusić . W końcu jak człowiekowi na czymś, bądź na kimś zależy, to dokona wszelkich starań, aby dopiąć swego.
Siły były podzielone, walka bardzo wyrównana, remisowaliśmy... do czasu.
Mario, bardzo pewny siebie, odebrał piłkę Robertowi i zaczął kierować się w stronę Romana, który zawzięcie pilnował swego. Wiedziałam, że nie pozwoli, abyśmy przegrali. Gotze biegł szybkim tempem, po drodze mijając zawadzających mu graczy. Dryblował, zwodził, robił uniki , myśląc, że jest niezwyciężony, jednak mylił się. Zrozumiałam, że nadszedł mój czas. Pędem rzuciłam się do przodu, chcąc jak najskuteczniej zabrać mu piłkę i odciążyć Weidenfellera.
Byłam o krok od Mario, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. W jego pięknych oczach dostrzegłam nutkę zafascynowania i chęć rywalizacji. Uśmiechnął się cwaniacko i z całą siłą wykopał piłkę przed siebie.
" Chce wojny, to ją dostanie. " - pomyślałam i z uśmiechem na ustach pobiegłam w kierunku kopniętego przedmiotu. Zdążyłam do niego dobrnąć, przyjąć na klatę i sprawnie zabrać. Wtedy nic już się nie liczyło. Byłam w swoim żywiole - ja, piłka i pewność siebie. Wyminęłam go szerokim łukiem i skierowałam się do bramki przeciwnika, której bronił Langerak.Po drodze wpadł we mnie Łukasz, Kuba i Hummels, ale wszyscy zostali brutalnie wyprzedzeni. Kiedy znacznie zbliżyłam się do upragnionego zwycięstwa, kątem oka w lewym skrzydle dostrzegłam nieustraszonego Mario. Podbiegł do mnie, próbując zatrzymać ręką.
Nabrałam powietrza w płuca, przyłożyłam stopę do piłki i kopnęłam ją z całą mocą, która we mnie drzemała. Nie zdążyłam zobaczyć, czy moje trafienie było celne, bo ktoś perfidnie mnie przewrócił. Z resztą, domyślałam się kto. Po krótkiej chwili usłyszałam gwizdek kończący mecz. Salwa radosnych okrzyków wypełniła moje uszy i piątka ciężkich mężczyzn przygniotła do ziemi. Wygraliśmy.
Ujrzałam radosne, pełne optymizmu twarze zawodników.
- Ty jesteś po prostu niesamowita! - zawołał Marcel. - Powinnaś zostać piłkarzem! - śmiał się.
- Dziękuję - odparłam skromnie i wstałam z murawy. Widziałam na sobie wzrok Gotze. Ewidentnie był zażenowany całą zaistniałą sytuacją, ale nie chciał dać tego tak po sobie poznać. Został pokonany i to w dodatku przez dziewczynę. Oczywiście wcale nie wątpiłam we własne możliwości, jednak kto by pomyślał, że taka szara myszka jak ja da radę wytrawnemu piłkarzowi. Wspaniałe uczucie.
- Zazdrosny? - podeszłam do niego i uśmiechnęłam się słodko. Popatrzył na mnie chwilę, ściągnął koszulkę i szepnął:
- Nie, prędzej zafascynowany- uśmiechnął się. - Za tak dobrą grę zapraszam cię na kawę, przyjdę o 16- dodał, kierując się do szatni.
Kiedy weszłam do pokoju, zobaczyłam Amelię siedzącą z Robertem na naszym łóżku. Śmiali się, rozmawiali i wyglądali na cholernie szczęśliwych. Nie byłam tylko do końca pewna, czy są razem, czy nie. Ostatnio w ogóle bardzo mało rozmawiałam z przyjaciółką i czułam, że powoli się od siebie oddalamy.
Odłożyłam torbę treningową w kąt i zaszyłam się w łazience, chcąc ochłonąć po meczu. Wskoczyłam pod prysznic, umyłam włosy i zabrałam się za ubieranie. Postawiłam na odrobinę elegancji, zakładając miętową sukienkę i beżowe szpilki.
Gdy wróciłam z powrotem do pokoju, dziewczyna siedziała już sama. Bawiła się kosmykami ciemnych włosów i uśmiechała się do sufitu. Zawsze tak robiła, gdy coś lub ktoś zatrzymał się w jej głowie na dłużej. Niewątpliwie przeżywała teraz najlepszy okres w swoim życiu. Oprzytomniała dopiero wtedy, kiedy zauważyła, że stoję nad nią i się jej przyglądam.
- Jesteście razem? - wypaliłam bez ogródek, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się prawdy. Cała Kochmańska - dociekliwa i bezpośrednia.
- Nie, ale idzie nam coraz lepiej - Nowaczyk promieniała entuzjazmem. - A ty gdzieś się tak wystroiła? Mario zaprosił cię na randkę? - uśmiechnęła się cwaniacko.
- Nie, to tylko spotkanie koleżeńskie - odparłam, czując jak moje policzki oblewają się słodką purpurą.
- Aha! To tak się teraz na to mówi! - roześmiała się, dźgając mnie palcem w bok. - Byłaś z nimi na treningu? Lewy mówił, że ograłaś Mario. Szkoda, że tego nie widziałam... - westchnęła.
- Tak jakoś wyszło... - rzekłam tajemniczo. - Ostatnio spędzamy ze sobą mało czasu... Co powiesz na babski wieczór? Malowanie paznokci, komedie i lody czekoladowe? - zaproponowałam, chcąc trochę odbiec od rozmowy o piłkarzach.
- Dobry pomysł, dzięki - pocałowała mnie w policzek i wstała z łóżka. - Idę z chłopakami na lunch, będę wieczorem. Miłej randki - wypowiedziała z radością i uciekła z pokoju, widząc moje spojrzenie. Gdybym w tamtym momencie posiadała moc zabijania wzrokiem, Amelia byłaby już zapewne moją ofiarą.
Punktualnie o czwartej do drzwi naszego lokum zapukał Niemiec, trzymający w ręku bukiet herbacianych róż. Wyglądał cholernie przystojnie. Wąskie ciemne jeansy, błękitna koszula i granatowa marynarka tak wspaniale na nim wyglądały, że dobre kilka minut patrzyłam na niego jak na obrazek.
- Pięknie wyglądasz - powiedział po chwili i wręczył mi kwiaty.
- Moje ulubione! - westchnęłam - Skąd wiedziałeś?
- Niezawodna męska intuicja - uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę do wyjścia.
Szliśmy przepełnionymi ulicami Dortmundu ramię w ramię. Nasze dłonie... one były tak blisko, wywołując u mnie palpitacje serca. W takich właśnie chwilach potwierdzały się moje najgorsze przeczucia - byłam od niego cholernie uzależniona.
Każdy jego gest, uśmiech był dla mnie wyjątkowy i nasycał szczęściem.
Najgorsze było to, że nie wiedziałam czy druga strona czuje to samo. Przecież zostawił mnie przed cztery laty, więc chyba musiał mieć ku temu powody, prawda? Co z tego, że ja kocham go całym sercem, jak on widzi między nami tylko przyjaźń. Musiałam się pilnować, aby nie zagalopować się za bardzo.
Weszliśmy do Starbucksa i zajęliśmy stolik w kącie. Zamówiliśmy kawę. Ja caffe latte, on latte macchiato. Niezręczną ciszę co jakiś czas przerywał odgłos stawianej na stół filiżanki z napojem. Mieliśmy tak siedzieć i patrzeć na siebie z grobowymi minami? To przecież nie stypa! Kochmańska, jak chcesz poderwać faceta skoro siedzisz jak słup i nic nie mówisz?
- Zagramy w prawdę? - spytał po chwili i zadziornie się uśmiechnął. - Tak mało o sobie wiemy...
- Niech ci będzie - westchnęłam, bo osobiście nienawidziłam tej gry, zawsze musiałam się spowiadać z tego, co było dla mnie drażliwym tematem.
- No dobrze, panno Gabrielo... - zamyślił się. - Jak miał na imię twój ostatni chłopak? - zapytał i upił łyk kawy. Gorszego pytania nie mógł sobie znaleźć!
- Miałam tylko jednego... - próbowałam wymignąć się od udzielenia odpowiedzi.
- Nie o to pytam - zauważył z cwaniackim uśmiechem.
- Nazywał się Mario. Jesteś usatysfakcjonowany? - przewróciłam oczami z dezaprobatą.
- Bardzo - zaśmiał się.
- No to żeby było po równo... Jak miała na imię twoja ostatnia dziewczyna?
- Olivia - mruknął i zmarszczył brwi. - Ale to była paskudny związek. Tyle zachodu, a znajomość nie była nic warta. Pusta laska, której zależało na sławie... Przepraszam, trochę się wygadałem... - zwiesił głowę. - Na co zwracasz uwagę u piłkarzy?
- Na to jak grają, na charakter i na wygląd rzecz jasna.
- A co konkretnie w tym wyglądzie jest dla ciebie istotne? - ciekawość wprost zżerała go od środka.
- To już jest odrębne pytanie, mój drogi - żachnęłam się i odstawiłam pustą już filiżankę na szklany blat.
- Ile miałeś dziewczyn? - spytałam ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
- Ciężko powiedzieć. Moja uroda osobista jest tak nie przeciętna, że kandydatek przybywało w zastraszającym tempie - zaśmiał się. - Nie więcej niż dziesięć. Traktuję kobiety po ludzku. Nie chodzę dla pobijania rekordów - wyjaśnił i mrugnął do mnie. - To co w wyglądzie piłkarzy jest dla ciebie najważniejsze? - drążył.
- Uwielbiam jak mają perfekcyjnie ułożone włosy.. - powiedziałam, na co Mario momentalnie poprawił swoją nienaganną fryzurę, wywołując u mnie niepohamowany wybuch śmiechu. - Dobrze też, jak są umięśnieni. Obrzydliwa jest dla mnie ta obwisająca warstwa tłuszczu na brzuchu - wzdrygnęłam się na samą myśl o falującej "oponce".
Przesiedzieliśmy w kawiarni dobre dwie godziny. Przeszliśmy się jeszcze do kina i restauracji, czego skutkiem był powrót do hotelu o 20.
Chłopak odprowadził mnie do pokoju w którym, ku mojemu zdziwieniu, siedziała zapatrzona w telewizor część Borussii, której dodatkowo towarzyszył Wojtek z Przemkiem Tytoniem.
- Co wy tutaj robicie? - mruknęłam , odstawiając torebkę na stolik nocny. - Z tego co wiem, na babskich wieczorach nie powinno być żadnych chłopaków.
- Naginamy trochę zasady - Szczęsny wyszczerzył nieskazitelnie białe zęby w łobuzerskim uśmiechu. - Co to za impreza bez facetów? - machnął ręką z niezadowoleniem - Pozwól nam zostać.
- Niech wam będzie. Zaraz do was dołączę tylko się wpierw przebiorę - odparłam i skierowałam się do łazienki.
Mario po chwili również dołączył do kolegów i w trzynastkę siedzieliśmy na łóżku i podłodze, oglądając horror, który tak naprawdę był bardzo denny.
- Ej - zaczął marudzić Wojtek - zjadłbym coś - oświadczył, rzucając we mnie popcornem. - Kto pójdzie coś ugotować?
- Sam sobie idź - żachnęła się Amelia i wtuliła się mocniej w Lewandowskiego.
- Gabrysia? W tobie jedyna nadzieja... Tylko ty umiesz zrobić coś zjadliwego - Szczęsny zrobił maślane oczka.
-Pójdę coś przygotować , bo oczywiście każdy jest głodny, ale nikt tyłka nie podniesie żeby iść do kuchni! Mam dość patrzenia na te żałosne miny! oświadczyłam z niezadowoleniem, wyswabadzając się z uścisku Marco. - Mario, chodź pomożesz mi - zwróciłam się do chłopaka, na co ten entuzjastycznie potrząsnął głową.
__________________________________________________________________________
Trochę nudny mi wyszedł :p Jednak, żeby później było coś ciekawszego najpierw musi być do bani.
Zostawiam wam do oceny.
Kolejny rozdzial pojawi się dopiero w przyszłą niedzielę, bo jadę na obóz jeździecki i nie będę miała czasu, by coś napisać.
Życzę wam wspaniałej pogody i udanych wakacji <3
Pozdrawiam cieplutko, Sognante.
- Lauf! Lauf! * - usłyszałam ochrypnięty głos trenera żółto-czarnych, który za wszelką cenę chciał zmobilizować drużynę do treningu.
Bezszelestnie usiadłam na jednym z krzesełek i przyglądałam się ich wybrykom. Niestety zostałam szybko zauważona przez Mario, który z tempie ekspresowym podbiegł do mnie, by złożyć krótkiego buziaka na moim policzku.
- A to za co? - spytałam zdziwiona, przykładając dłoń w miejscu, które przed chwilą dotknęły jego usta.
- Za to, że jesteś - odparł zadowolony i łapiąc mnie za rękę, pociągnął w kierunku murawy.
Zostałam entuzjastycznie przywitana przez resztę chłopaków i zachęcona do wspólnej rozgrywki.
- Zagramy krótki mecz - oznajmił Błaszczykowski. - Ja będę z Mario, Matsem, Nurim, Svenem, Łukaszem i Amelią. Pozostali to drugi team. Na pozycje - zakomenderował.
Po usłyszeniu gwizdka trenera, rozpoczęliśmy grę. Za punkt honoru postawiłam sobie, że zrobię krótki pokaz moich umiejętności, zdobywając zespołowi bramkę. Ot tak, by zaistnieć w oczach mojego byłego i trochę go pokusić . W końcu jak człowiekowi na czymś, bądź na kimś zależy, to dokona wszelkich starań, aby dopiąć swego.
Siły były podzielone, walka bardzo wyrównana, remisowaliśmy... do czasu.
Mario, bardzo pewny siebie, odebrał piłkę Robertowi i zaczął kierować się w stronę Romana, który zawzięcie pilnował swego. Wiedziałam, że nie pozwoli, abyśmy przegrali. Gotze biegł szybkim tempem, po drodze mijając zawadzających mu graczy. Dryblował, zwodził, robił uniki , myśląc, że jest niezwyciężony, jednak mylił się. Zrozumiałam, że nadszedł mój czas. Pędem rzuciłam się do przodu, chcąc jak najskuteczniej zabrać mu piłkę i odciążyć Weidenfellera.
Byłam o krok od Mario, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. W jego pięknych oczach dostrzegłam nutkę zafascynowania i chęć rywalizacji. Uśmiechnął się cwaniacko i z całą siłą wykopał piłkę przed siebie.
" Chce wojny, to ją dostanie. " - pomyślałam i z uśmiechem na ustach pobiegłam w kierunku kopniętego przedmiotu. Zdążyłam do niego dobrnąć, przyjąć na klatę i sprawnie zabrać. Wtedy nic już się nie liczyło. Byłam w swoim żywiole - ja, piłka i pewność siebie. Wyminęłam go szerokim łukiem i skierowałam się do bramki przeciwnika, której bronił Langerak.Po drodze wpadł we mnie Łukasz, Kuba i Hummels, ale wszyscy zostali brutalnie wyprzedzeni. Kiedy znacznie zbliżyłam się do upragnionego zwycięstwa, kątem oka w lewym skrzydle dostrzegłam nieustraszonego Mario. Podbiegł do mnie, próbując zatrzymać ręką.
Nabrałam powietrza w płuca, przyłożyłam stopę do piłki i kopnęłam ją z całą mocą, która we mnie drzemała. Nie zdążyłam zobaczyć, czy moje trafienie było celne, bo ktoś perfidnie mnie przewrócił. Z resztą, domyślałam się kto. Po krótkiej chwili usłyszałam gwizdek kończący mecz. Salwa radosnych okrzyków wypełniła moje uszy i piątka ciężkich mężczyzn przygniotła do ziemi. Wygraliśmy.
Ujrzałam radosne, pełne optymizmu twarze zawodników.
- Ty jesteś po prostu niesamowita! - zawołał Marcel. - Powinnaś zostać piłkarzem! - śmiał się.
- Dziękuję - odparłam skromnie i wstałam z murawy. Widziałam na sobie wzrok Gotze. Ewidentnie był zażenowany całą zaistniałą sytuacją, ale nie chciał dać tego tak po sobie poznać. Został pokonany i to w dodatku przez dziewczynę. Oczywiście wcale nie wątpiłam we własne możliwości, jednak kto by pomyślał, że taka szara myszka jak ja da radę wytrawnemu piłkarzowi. Wspaniałe uczucie.
- Zazdrosny? - podeszłam do niego i uśmiechnęłam się słodko. Popatrzył na mnie chwilę, ściągnął koszulkę i szepnął:
- Nie, prędzej zafascynowany- uśmiechnął się. - Za tak dobrą grę zapraszam cię na kawę, przyjdę o 16- dodał, kierując się do szatni.
Kiedy weszłam do pokoju, zobaczyłam Amelię siedzącą z Robertem na naszym łóżku. Śmiali się, rozmawiali i wyglądali na cholernie szczęśliwych. Nie byłam tylko do końca pewna, czy są razem, czy nie. Ostatnio w ogóle bardzo mało rozmawiałam z przyjaciółką i czułam, że powoli się od siebie oddalamy.
Odłożyłam torbę treningową w kąt i zaszyłam się w łazience, chcąc ochłonąć po meczu. Wskoczyłam pod prysznic, umyłam włosy i zabrałam się za ubieranie. Postawiłam na odrobinę elegancji, zakładając miętową sukienkę i beżowe szpilki.
Gdy wróciłam z powrotem do pokoju, dziewczyna siedziała już sama. Bawiła się kosmykami ciemnych włosów i uśmiechała się do sufitu. Zawsze tak robiła, gdy coś lub ktoś zatrzymał się w jej głowie na dłużej. Niewątpliwie przeżywała teraz najlepszy okres w swoim życiu. Oprzytomniała dopiero wtedy, kiedy zauważyła, że stoję nad nią i się jej przyglądam.
- Jesteście razem? - wypaliłam bez ogródek, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się prawdy. Cała Kochmańska - dociekliwa i bezpośrednia.
- Nie, ale idzie nam coraz lepiej - Nowaczyk promieniała entuzjazmem. - A ty gdzieś się tak wystroiła? Mario zaprosił cię na randkę? - uśmiechnęła się cwaniacko.
- Nie, to tylko spotkanie koleżeńskie - odparłam, czując jak moje policzki oblewają się słodką purpurą.
- Aha! To tak się teraz na to mówi! - roześmiała się, dźgając mnie palcem w bok. - Byłaś z nimi na treningu? Lewy mówił, że ograłaś Mario. Szkoda, że tego nie widziałam... - westchnęła.
- Tak jakoś wyszło... - rzekłam tajemniczo. - Ostatnio spędzamy ze sobą mało czasu... Co powiesz na babski wieczór? Malowanie paznokci, komedie i lody czekoladowe? - zaproponowałam, chcąc trochę odbiec od rozmowy o piłkarzach.
- Dobry pomysł, dzięki - pocałowała mnie w policzek i wstała z łóżka. - Idę z chłopakami na lunch, będę wieczorem. Miłej randki - wypowiedziała z radością i uciekła z pokoju, widząc moje spojrzenie. Gdybym w tamtym momencie posiadała moc zabijania wzrokiem, Amelia byłaby już zapewne moją ofiarą.
Punktualnie o czwartej do drzwi naszego lokum zapukał Niemiec, trzymający w ręku bukiet herbacianych róż. Wyglądał cholernie przystojnie. Wąskie ciemne jeansy, błękitna koszula i granatowa marynarka tak wspaniale na nim wyglądały, że dobre kilka minut patrzyłam na niego jak na obrazek.
- Pięknie wyglądasz - powiedział po chwili i wręczył mi kwiaty.
- Moje ulubione! - westchnęłam - Skąd wiedziałeś?
- Niezawodna męska intuicja - uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę do wyjścia.
Szliśmy przepełnionymi ulicami Dortmundu ramię w ramię. Nasze dłonie... one były tak blisko, wywołując u mnie palpitacje serca. W takich właśnie chwilach potwierdzały się moje najgorsze przeczucia - byłam od niego cholernie uzależniona.
Każdy jego gest, uśmiech był dla mnie wyjątkowy i nasycał szczęściem.
Najgorsze było to, że nie wiedziałam czy druga strona czuje to samo. Przecież zostawił mnie przed cztery laty, więc chyba musiał mieć ku temu powody, prawda? Co z tego, że ja kocham go całym sercem, jak on widzi między nami tylko przyjaźń. Musiałam się pilnować, aby nie zagalopować się za bardzo.
Weszliśmy do Starbucksa i zajęliśmy stolik w kącie. Zamówiliśmy kawę. Ja caffe latte, on latte macchiato. Niezręczną ciszę co jakiś czas przerywał odgłos stawianej na stół filiżanki z napojem. Mieliśmy tak siedzieć i patrzeć na siebie z grobowymi minami? To przecież nie stypa! Kochmańska, jak chcesz poderwać faceta skoro siedzisz jak słup i nic nie mówisz?
- Zagramy w prawdę? - spytał po chwili i zadziornie się uśmiechnął. - Tak mało o sobie wiemy...
- Niech ci będzie - westchnęłam, bo osobiście nienawidziłam tej gry, zawsze musiałam się spowiadać z tego, co było dla mnie drażliwym tematem.
- No dobrze, panno Gabrielo... - zamyślił się. - Jak miał na imię twój ostatni chłopak? - zapytał i upił łyk kawy. Gorszego pytania nie mógł sobie znaleźć!
- Miałam tylko jednego... - próbowałam wymignąć się od udzielenia odpowiedzi.
- Nie o to pytam - zauważył z cwaniackim uśmiechem.
- Nazywał się Mario. Jesteś usatysfakcjonowany? - przewróciłam oczami z dezaprobatą.
- Bardzo - zaśmiał się.
- No to żeby było po równo... Jak miała na imię twoja ostatnia dziewczyna?
- Olivia - mruknął i zmarszczył brwi. - Ale to była paskudny związek. Tyle zachodu, a znajomość nie była nic warta. Pusta laska, której zależało na sławie... Przepraszam, trochę się wygadałem... - zwiesił głowę. - Na co zwracasz uwagę u piłkarzy?
- Na to jak grają, na charakter i na wygląd rzecz jasna.
- A co konkretnie w tym wyglądzie jest dla ciebie istotne? - ciekawość wprost zżerała go od środka.
- To już jest odrębne pytanie, mój drogi - żachnęłam się i odstawiłam pustą już filiżankę na szklany blat.
- Ile miałeś dziewczyn? - spytałam ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
- Ciężko powiedzieć. Moja uroda osobista jest tak nie przeciętna, że kandydatek przybywało w zastraszającym tempie - zaśmiał się. - Nie więcej niż dziesięć. Traktuję kobiety po ludzku. Nie chodzę dla pobijania rekordów - wyjaśnił i mrugnął do mnie. - To co w wyglądzie piłkarzy jest dla ciebie najważniejsze? - drążył.
- Uwielbiam jak mają perfekcyjnie ułożone włosy.. - powiedziałam, na co Mario momentalnie poprawił swoją nienaganną fryzurę, wywołując u mnie niepohamowany wybuch śmiechu. - Dobrze też, jak są umięśnieni. Obrzydliwa jest dla mnie ta obwisająca warstwa tłuszczu na brzuchu - wzdrygnęłam się na samą myśl o falującej "oponce".
Przesiedzieliśmy w kawiarni dobre dwie godziny. Przeszliśmy się jeszcze do kina i restauracji, czego skutkiem był powrót do hotelu o 20.
Chłopak odprowadził mnie do pokoju w którym, ku mojemu zdziwieniu, siedziała zapatrzona w telewizor część Borussii, której dodatkowo towarzyszył Wojtek z Przemkiem Tytoniem.
- Co wy tutaj robicie? - mruknęłam , odstawiając torebkę na stolik nocny. - Z tego co wiem, na babskich wieczorach nie powinno być żadnych chłopaków.
- Naginamy trochę zasady - Szczęsny wyszczerzył nieskazitelnie białe zęby w łobuzerskim uśmiechu. - Co to za impreza bez facetów? - machnął ręką z niezadowoleniem - Pozwól nam zostać.
- Niech wam będzie. Zaraz do was dołączę tylko się wpierw przebiorę - odparłam i skierowałam się do łazienki.
Mario po chwili również dołączył do kolegów i w trzynastkę siedzieliśmy na łóżku i podłodze, oglądając horror, który tak naprawdę był bardzo denny.
- Ej - zaczął marudzić Wojtek - zjadłbym coś - oświadczył, rzucając we mnie popcornem. - Kto pójdzie coś ugotować?
- Sam sobie idź - żachnęła się Amelia i wtuliła się mocniej w Lewandowskiego.
- Gabrysia? W tobie jedyna nadzieja... Tylko ty umiesz zrobić coś zjadliwego - Szczęsny zrobił maślane oczka.
-Pójdę coś przygotować , bo oczywiście każdy jest głodny, ale nikt tyłka nie podniesie żeby iść do kuchni! Mam dość patrzenia na te żałosne miny! oświadczyłam z niezadowoleniem, wyswabadzając się z uścisku Marco. - Mario, chodź pomożesz mi - zwróciłam się do chłopaka, na co ten entuzjastycznie potrząsnął głową.
__________________________________________________________________________
Trochę nudny mi wyszedł :p Jednak, żeby później było coś ciekawszego najpierw musi być do bani.
Zostawiam wam do oceny.
Kolejny rozdzial pojawi się dopiero w przyszłą niedzielę, bo jadę na obóz jeździecki i nie będę miała czasu, by coś napisać.
Życzę wam wspaniałej pogody i udanych wakacji <3
Pozdrawiam cieplutko, Sognante.
wtorek, 2 lipca 2013
7 - Memories that returned back...
Nagle usłyszeliśmy przenikliwy dźwięk rozbijanego o posadzkę szła i w drzwiach stojącego Szczęsnego z butelką wina, który ledwo trzymał się na nogach. Wyglądał na nieźle wstawionego i kompletnie nie kontrolującego własnych ruchów. Co nadmiar alkoholu potrafi zrobić z człowiekiem... A on tak zarzekał się, że nigdy z nim nie przesadza...
- Konie-e-c impr-ee-zy mo-oo-je gołąbeczki.. - wydukał w naszą stronę i gwałtownie zachwiał się w drzwiach. Mario podszedł do kolegi, wziął go pod rękę i rzucił w moją stronę:
- Zaprowadzę go do pokoju, bo ten pijak jeszcze gdzieś upadnie pod schodami. Spotkajmy się za dziesięć minut pod stołówką.
Skinęłam tylko głową i wstałam z miejsca, energicznie pocierając zdrętwiałe z zimna ramiona. Weszłam do sali, w której unosił się zapach potraw, przytłaczany przed odór papierosów, alkoholu i potu. Pijani mężczyźni zataczali błędne koła wokół stolików lub zabawiali nieśmiesznymi kawałami swoje partnerki. W rogu dostrzegłam Matsa i Marcela, którzy drżącymi dłońmi wypijali kolejne kieliszki wódki, Marco i Moritza, grających w karty i Kevina, śpiącego na jednym z foteli. Pokręciłam z niezadowoleniem głową i idąc w ślady Mario, odholowałam każdego po kolei do pokoju. Było już grubo po pierwszej, kiedy spotkałam się z chłopakiem w wyznaczonym miejscu.
- Padam z nóg, możemy już iść? - spytałam ściszonym tonem, czując jak resztki sił się ze mnie ulatniają.
- Myślę, że tak, ale jest jednen problem... - odparł.
- Jaki to?
- Wszystkie pokoje są zajęte, z wyjątkiem mojego. W waszym śpi Robert z Amelią... Nie pytaj dlaczego... - na te słowa zaśmiałam się w duchu, wiedząc, że prędzej czy później z ich chorej znajomości wyniknie jakaś nieprzyjemna niespodzianka.
- Czyli musimy spać w jednym lokum razem, tak? - wywnioskowałam zrezygnowana.
- Na to wychodzi - odpowiedział. - Mam tylko nadzieję, że ci to nie przeszkadza...
- Nie, skąd taki pomysł? Chodźmy już, bo zaraz zasnę na tych schodach... - jęknęłam, na co niemiec wziął mnie na ręce i zaniósł do pomieszczenia, mimo moich nieustających protestów.
Jego pokój znajdował się na trzecim piętrze, także droga do niego była całkiem długa, zważywszy na informację o awarii widny.
Jako pierwsze w oczy rzuciło mi się ogromne małżeńskie łóżko, dokładnie takie jak w naszym pokoju. Zajmowało prawie całą wolną przestrzeń, jednak widać było, że ta obszerność zwiastuje wysokie poczucie komfortu . Ściany i posadzka otulone były łagodnym, jasnym beżem z akcentami brązu. Wąskie okna i drzwi balkonowe, szafa w rogu i piękna łazienka - wszystko było ustawione w odpowiednim miejscu tak, aby dobrze spełnić swoją funkcję. Usiadłam na jednym z pojedynczych posłań, na których zapewne spał jeden z reszty stacjonujących tam piłkarzy i przyglądałam się, jak Gotze wyjmuje swoje rzeczy z szafy.
- Wejdę na pięć minut do łazienki. Możesz w tym czasie skorzystać z komputera. - puścił do mnie oczko i wyszedł do toalety.
Zerknęłam w kierunku IMaca, leżącego na kwiecistej pościeli nie miałam jednak siły by go do siebie przysunąć, nie mówiąc już o włączaniu. Zrezygnowana opadłam na łóżko i w przypływie nudy, zaczęłam liczyć żarówki w pięknym żyrandolu, wiszącym tuż nad moją głową.
W chwilę później w pokoju z powrotem zjawił się Niemiec, bez krępacji paradując przy mnie w samych bokserkach. Oczywiście mój nieznośny wzrok od razu powędrował na jego umięśniony tors. Szybko odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, wyraźnie przytłoczoną bliskością takiego ideału.
- Pożyczyłbyś mi jakąś swoją bluzkę? - spytałam niepewnie,wstając z łóżka- Moja została w pokoju... - wyjaśniłam.
- Jasne, trzymaj. - zaśmiał się, rzucając we mnie swoją koszulką meczową.
Skierowałam się do łazienki, szczelnie zamknęłam jej drzwi, chcąc zabezpieczyć się przed niemoralnymi pomysłami piłkarza i weszłam pod gorący prysznic, który trwał prawie kwadrans. Kiedy na ciele nie był już ani jednej kropelki wody narzuciłam na siebie żółto-czarną koszulkę z napisem Gotze i liczbą 10 na plecach, która obłędnie pachniała drogimi, subtelnymi perfumami.
- Do twarzy ci w moich ciuchach - powiedział napastnik, kiedy z powrotem pojawiłam się w pokoju. - Ich długość też jest dla ciebie odpowiednia... - zaśmiał się cwaniacko, cały czas badając mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Jesteś debilem. - parsknęłam, obciągając skrawek materiału sięgającego mi ledwo do połowy ud.
Mario poklepał miejsce obok siebie, zachęcając mnie tym samym do położenia się przy nim. Uśmiechnęłam się delikatnie i zajęłam wyznaczoną część łóżka. Piłkarz popatrzył na mnie z niedowierzaniem, pokręcił głową i zredukował dzielącą nasze ciała odległość do minimum tak, że stykaliśmy się ramionami, a ta bliskość wywołała u mnie falę ekscytacji. W pewnej chwili naszła mnie dziwna myśl. Poczułam jak moje powieki stają się coraz cięższe, oczy same się zamykają, chcąc odpocząć od codziennego zgiełku i harmideru...
- Mogę użyczyć twojego ramienia? - spytałam półgłosem, oszołomiona swoją śmiałością.
- Bierz co chcesz. - zaśmiał się i przytulił się do mnie.
Tak ułożona momentalnie dałam się porwać silnym dłoniom Morfeusza.
Mario
To była zdecydowanie najprzyjemniejsza chwila, jaka miała mnie okazję spotkać podczas pobytu "pani psycholog" w Dortmundzie. Ja, Gabriella, jedno łóżko, ta bliskość. Chociaż nie chodziło tutaj wcale o jakieś nieprzyzwoite sceny, które nasuwają się na myśl osobie, która ma zaszczyt o tym usłyszeć, to czułem się spełniony i zadowolony. Prawdę mówiąc byłem nią cholernie zauroczony, można nawet powiedzieć, że głęboko zakochany. Odkąd przyjechałem na trening wiedziałem, że jest dziewczyną o idealnym dla mnie usposobieniu, charakterze i wyglądzie.
Te piękne szmaragdowe oczy, skrywane pod wachlarzami rzęs w nocy i w pełni odkryte za dnia, jasna niczym u porcelanowej lalki twarz, burza ciemnych włosów, melodyjny głos, łagodne usposobienie, miłość do footballu i otaczającego świata dogłębnie mnie fascynowały. Płacz, łzy, które uroniła tej nocy w ogrodzie były jak nóż wbity w serce.
Kompletnie odbiegały od codziennego wyglądu i zachowania pięknej istoty, wzbudzając gorycz i żal, wzbudzając wszechogarniający smutek. Te gorzkie łzy zdecydowanie przeważyły szalę mojego progu współczucia, momentalnie uruchamiając zew empatii.
Żywiłem maksymalną odrazę do chłopaka, który ją tak mocno zranił, że nie mogła wydusić choćby słowa o wydarzeniach sprzed lat...
W pewnym momencie coś mnie tknęło, coś zawrzało w głowie przywracając wspomnienia. Przewertowałem zawartość mózgu, szukając w nim odpowiedzi na dziwnie, znikąd zaistniałe pytanie... Kim był ten chłopak?
Niemcy, 10 lat, polka, piłka nożna, zranione serce, piękne włosy, głębokie oczy, ujmujący uśmiech, melodyjny głos - te wszystkie rzeczy, określające Gabrielę...
Nie... to nie może być prawda... to nie może...
Zdenerwowany wydobyłem spod łóżka obszerną walizkę i zacząłem przerzucać w niej ubrania, chcąc odnaleźć uparcie poszukiwany album ze zdjęciami. Kiedy dłonią namacałem kształt przedmiotu, położyłem go przed sobą i energicznie zacząłem przewracać poszczególne strony. W końcu znalazłem to, co mnie interesowało.
Moim oczom ukazała się fotografia, przedstawiająca Gabrysię, mnie i piękną plażę w tle.
- To my... - szepnąłem do siebie, z niedowierzaniem wpatrując się w obrazek.
Wyjąłem zdjęcie z folii zabezpieczającej i przeczytałem napis na odwrocie. Jego litery głosiły:
- Nasze ostatnie wspólne wakacje... - mruknąłem i ze złością cisnąłem albumem w ziemię.
Jak mogłem być takim idiotą? Jak mogłem ją tak zranić? Dlaczego pozwoliłem jej zaufać, by po krótkim czasie bez skrupułów zostawić?Dlaczego tak późno sobie o tym przypomniałem? Dlaczego ta kariera tak uderzyła mi do głowy? Dlaczego w porę nie oprzytomniałem?
Zbyt wiele pytań bez oczywistej odpowiedzi...
Ona cierpiała przeze mnie. Byłem przyczyną ogarniającego ją bólu, cierpienia i smutku. Zimny palant, który postawił na sławę i pieniądze, pozostawiając to, co go najlepsze w życiu spotkało - kochającą do granic możliwości dziewczynę.
Nagle wszystkie związane z nią wspomnienia odkurzyły się i stanęły ze mną twarzą w twarz. Nasza pierwsza randka, pierwsza kłótnia, jej mecze, moje mecze, chodzenie do kina, wyjazdy nad morze...
Dlaczego to wszystko było tylko cholerną przeszłością? Czy w ogóle realne jest odbudowanie naszej relacji i zaczęcie wszystkiego od nowa? Czy nasze uczucie przetrwało, mimo że odeszliśmy od siebie? Czy Gabi zaufa mi jeszcze raz ? Cała przyszłość leży teraz w moich rekach. Muszę się mocno postarać, aby na nowo odbudować jej zaufanie i przywrócić to, co tak bezmyślnie zostawiłem...
Gabriela
Lekkie, delikatne promienie słońca wnikające do pomieszczenia wybudziły mnie ze snu. Niechętnie otwarłam to jedno oko, to drugie by z perspektywy nowego dnia zmierzyć się z rzeczywistością. Podnisołam się do pozycji pionowej, chcąc obrzucić pokój nieco dokładniejszym spojrzeniem i dopiero wtedy zauważyłam, że jestem sama. Obok mnie w miejscu, w którym w nocy spał Mario, leżała tylko tacka z naleśnikami i kawą oraz niewielkich rozmiarów karteczka z pośpiesznie wykonanym liścikiem:
Dzień dobry Księżniczko!
Spałaś tak słodko, że nie miałem serca cię budzić. Pomyślałem jednak, że będziesz głodna rano, więc zawczasu przygotowałem ci śniadanie. Będę do 14 na treningu. Jak wstaniesz, zjaw się na murawie. Chętnie z tobą pogramy :)
Mario.
Uśmiechnęłam się w duchu na widok tych kilku zdań. To naprawdę miłe z jego strony, że zainteresował się moją osobą.
W trybie ekspresowym zjadłam przygotowany posiłek, odziałam strój treningowy i pośpieszyłam na Signal Iduna Park, by oddać się ulubionemu zajęciu...
_______________________________________________________________________
Witajcie kochani! Jak widzicie kolejny rozdział pojawił się dosyć szybko w obawie przed tym, że później mogę nie mieć na to czasu. Wybaczcie, ale są wakację i nie będę cały czas siedzieć przy komputerze. Ale nie martwcie się - nie mam braku weny. Nawet będąc na spacerze wymyślam scenariusz i spisuję pomysły :) Życzę wam udanych dni wakacyjnych i zasłużonego odpoczynku, a dla czytelników - przyjemnej lektury! : **
Pozdrawiam gorąco, wasza Sognante < 33
- Konie-e-c impr-ee-zy mo-oo-je gołąbeczki.. - wydukał w naszą stronę i gwałtownie zachwiał się w drzwiach. Mario podszedł do kolegi, wziął go pod rękę i rzucił w moją stronę:
- Zaprowadzę go do pokoju, bo ten pijak jeszcze gdzieś upadnie pod schodami. Spotkajmy się za dziesięć minut pod stołówką.
Skinęłam tylko głową i wstałam z miejsca, energicznie pocierając zdrętwiałe z zimna ramiona. Weszłam do sali, w której unosił się zapach potraw, przytłaczany przed odór papierosów, alkoholu i potu. Pijani mężczyźni zataczali błędne koła wokół stolików lub zabawiali nieśmiesznymi kawałami swoje partnerki. W rogu dostrzegłam Matsa i Marcela, którzy drżącymi dłońmi wypijali kolejne kieliszki wódki, Marco i Moritza, grających w karty i Kevina, śpiącego na jednym z foteli. Pokręciłam z niezadowoleniem głową i idąc w ślady Mario, odholowałam każdego po kolei do pokoju. Było już grubo po pierwszej, kiedy spotkałam się z chłopakiem w wyznaczonym miejscu.
- Padam z nóg, możemy już iść? - spytałam ściszonym tonem, czując jak resztki sił się ze mnie ulatniają.
- Myślę, że tak, ale jest jednen problem... - odparł.
- Jaki to?
- Wszystkie pokoje są zajęte, z wyjątkiem mojego. W waszym śpi Robert z Amelią... Nie pytaj dlaczego... - na te słowa zaśmiałam się w duchu, wiedząc, że prędzej czy później z ich chorej znajomości wyniknie jakaś nieprzyjemna niespodzianka.
- Czyli musimy spać w jednym lokum razem, tak? - wywnioskowałam zrezygnowana.
- Na to wychodzi - odpowiedział. - Mam tylko nadzieję, że ci to nie przeszkadza...
- Nie, skąd taki pomysł? Chodźmy już, bo zaraz zasnę na tych schodach... - jęknęłam, na co niemiec wziął mnie na ręce i zaniósł do pomieszczenia, mimo moich nieustających protestów.
Jego pokój znajdował się na trzecim piętrze, także droga do niego była całkiem długa, zważywszy na informację o awarii widny.
Jako pierwsze w oczy rzuciło mi się ogromne małżeńskie łóżko, dokładnie takie jak w naszym pokoju. Zajmowało prawie całą wolną przestrzeń, jednak widać było, że ta obszerność zwiastuje wysokie poczucie komfortu . Ściany i posadzka otulone były łagodnym, jasnym beżem z akcentami brązu. Wąskie okna i drzwi balkonowe, szafa w rogu i piękna łazienka - wszystko było ustawione w odpowiednim miejscu tak, aby dobrze spełnić swoją funkcję. Usiadłam na jednym z pojedynczych posłań, na których zapewne spał jeden z reszty stacjonujących tam piłkarzy i przyglądałam się, jak Gotze wyjmuje swoje rzeczy z szafy.
- Wejdę na pięć minut do łazienki. Możesz w tym czasie skorzystać z komputera. - puścił do mnie oczko i wyszedł do toalety.
Zerknęłam w kierunku IMaca, leżącego na kwiecistej pościeli nie miałam jednak siły by go do siebie przysunąć, nie mówiąc już o włączaniu. Zrezygnowana opadłam na łóżko i w przypływie nudy, zaczęłam liczyć żarówki w pięknym żyrandolu, wiszącym tuż nad moją głową.
W chwilę później w pokoju z powrotem zjawił się Niemiec, bez krępacji paradując przy mnie w samych bokserkach. Oczywiście mój nieznośny wzrok od razu powędrował na jego umięśniony tors. Szybko odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, wyraźnie przytłoczoną bliskością takiego ideału.
- Pożyczyłbyś mi jakąś swoją bluzkę? - spytałam niepewnie,wstając z łóżka- Moja została w pokoju... - wyjaśniłam.
- Jasne, trzymaj. - zaśmiał się, rzucając we mnie swoją koszulką meczową.
Skierowałam się do łazienki, szczelnie zamknęłam jej drzwi, chcąc zabezpieczyć się przed niemoralnymi pomysłami piłkarza i weszłam pod gorący prysznic, który trwał prawie kwadrans. Kiedy na ciele nie był już ani jednej kropelki wody narzuciłam na siebie żółto-czarną koszulkę z napisem Gotze i liczbą 10 na plecach, która obłędnie pachniała drogimi, subtelnymi perfumami.
- Do twarzy ci w moich ciuchach - powiedział napastnik, kiedy z powrotem pojawiłam się w pokoju. - Ich długość też jest dla ciebie odpowiednia... - zaśmiał się cwaniacko, cały czas badając mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Jesteś debilem. - parsknęłam, obciągając skrawek materiału sięgającego mi ledwo do połowy ud.
Mario poklepał miejsce obok siebie, zachęcając mnie tym samym do położenia się przy nim. Uśmiechnęłam się delikatnie i zajęłam wyznaczoną część łóżka. Piłkarz popatrzył na mnie z niedowierzaniem, pokręcił głową i zredukował dzielącą nasze ciała odległość do minimum tak, że stykaliśmy się ramionami, a ta bliskość wywołała u mnie falę ekscytacji. W pewnej chwili naszła mnie dziwna myśl. Poczułam jak moje powieki stają się coraz cięższe, oczy same się zamykają, chcąc odpocząć od codziennego zgiełku i harmideru...
- Mogę użyczyć twojego ramienia? - spytałam półgłosem, oszołomiona swoją śmiałością.
- Bierz co chcesz. - zaśmiał się i przytulił się do mnie.
Tak ułożona momentalnie dałam się porwać silnym dłoniom Morfeusza.
Mario
To była zdecydowanie najprzyjemniejsza chwila, jaka miała mnie okazję spotkać podczas pobytu "pani psycholog" w Dortmundzie. Ja, Gabriella, jedno łóżko, ta bliskość. Chociaż nie chodziło tutaj wcale o jakieś nieprzyzwoite sceny, które nasuwają się na myśl osobie, która ma zaszczyt o tym usłyszeć, to czułem się spełniony i zadowolony. Prawdę mówiąc byłem nią cholernie zauroczony, można nawet powiedzieć, że głęboko zakochany. Odkąd przyjechałem na trening wiedziałem, że jest dziewczyną o idealnym dla mnie usposobieniu, charakterze i wyglądzie.
Te piękne szmaragdowe oczy, skrywane pod wachlarzami rzęs w nocy i w pełni odkryte za dnia, jasna niczym u porcelanowej lalki twarz, burza ciemnych włosów, melodyjny głos, łagodne usposobienie, miłość do footballu i otaczającego świata dogłębnie mnie fascynowały. Płacz, łzy, które uroniła tej nocy w ogrodzie były jak nóż wbity w serce.
Kompletnie odbiegały od codziennego wyglądu i zachowania pięknej istoty, wzbudzając gorycz i żal, wzbudzając wszechogarniający smutek. Te gorzkie łzy zdecydowanie przeważyły szalę mojego progu współczucia, momentalnie uruchamiając zew empatii.
Żywiłem maksymalną odrazę do chłopaka, który ją tak mocno zranił, że nie mogła wydusić choćby słowa o wydarzeniach sprzed lat...
W pewnym momencie coś mnie tknęło, coś zawrzało w głowie przywracając wspomnienia. Przewertowałem zawartość mózgu, szukając w nim odpowiedzi na dziwnie, znikąd zaistniałe pytanie... Kim był ten chłopak?
Niemcy, 10 lat, polka, piłka nożna, zranione serce, piękne włosy, głębokie oczy, ujmujący uśmiech, melodyjny głos - te wszystkie rzeczy, określające Gabrielę...
Nie... to nie może być prawda... to nie może...
Zdenerwowany wydobyłem spod łóżka obszerną walizkę i zacząłem przerzucać w niej ubrania, chcąc odnaleźć uparcie poszukiwany album ze zdjęciami. Kiedy dłonią namacałem kształt przedmiotu, położyłem go przed sobą i energicznie zacząłem przewracać poszczególne strony. W końcu znalazłem to, co mnie interesowało.
Moim oczom ukazała się fotografia, przedstawiająca Gabrysię, mnie i piękną plażę w tle.
- To my... - szepnąłem do siebie, z niedowierzaniem wpatrując się w obrazek.
Wyjąłem zdjęcie z folii zabezpieczającej i przeczytałem napis na odwrocie. Jego litery głosiły:
Mario i Gabriella, Czarnogóra, rok 2008.
- Nasze ostatnie wspólne wakacje... - mruknąłem i ze złością cisnąłem albumem w ziemię.
Jak mogłem być takim idiotą? Jak mogłem ją tak zranić? Dlaczego pozwoliłem jej zaufać, by po krótkim czasie bez skrupułów zostawić?Dlaczego tak późno sobie o tym przypomniałem? Dlaczego ta kariera tak uderzyła mi do głowy? Dlaczego w porę nie oprzytomniałem?
Zbyt wiele pytań bez oczywistej odpowiedzi...
Ona cierpiała przeze mnie. Byłem przyczyną ogarniającego ją bólu, cierpienia i smutku. Zimny palant, który postawił na sławę i pieniądze, pozostawiając to, co go najlepsze w życiu spotkało - kochającą do granic możliwości dziewczynę.
Nagle wszystkie związane z nią wspomnienia odkurzyły się i stanęły ze mną twarzą w twarz. Nasza pierwsza randka, pierwsza kłótnia, jej mecze, moje mecze, chodzenie do kina, wyjazdy nad morze...
Dlaczego to wszystko było tylko cholerną przeszłością? Czy w ogóle realne jest odbudowanie naszej relacji i zaczęcie wszystkiego od nowa? Czy nasze uczucie przetrwało, mimo że odeszliśmy od siebie? Czy Gabi zaufa mi jeszcze raz ? Cała przyszłość leży teraz w moich rekach. Muszę się mocno postarać, aby na nowo odbudować jej zaufanie i przywrócić to, co tak bezmyślnie zostawiłem...
Gabriela
Lekkie, delikatne promienie słońca wnikające do pomieszczenia wybudziły mnie ze snu. Niechętnie otwarłam to jedno oko, to drugie by z perspektywy nowego dnia zmierzyć się z rzeczywistością. Podnisołam się do pozycji pionowej, chcąc obrzucić pokój nieco dokładniejszym spojrzeniem i dopiero wtedy zauważyłam, że jestem sama. Obok mnie w miejscu, w którym w nocy spał Mario, leżała tylko tacka z naleśnikami i kawą oraz niewielkich rozmiarów karteczka z pośpiesznie wykonanym liścikiem:
Dzień dobry Księżniczko!
Spałaś tak słodko, że nie miałem serca cię budzić. Pomyślałem jednak, że będziesz głodna rano, więc zawczasu przygotowałem ci śniadanie. Będę do 14 na treningu. Jak wstaniesz, zjaw się na murawie. Chętnie z tobą pogramy :)
Mario.
Uśmiechnęłam się w duchu na widok tych kilku zdań. To naprawdę miłe z jego strony, że zainteresował się moją osobą.
W trybie ekspresowym zjadłam przygotowany posiłek, odziałam strój treningowy i pośpieszyłam na Signal Iduna Park, by oddać się ulubionemu zajęciu...
_______________________________________________________________________
Witajcie kochani! Jak widzicie kolejny rozdział pojawił się dosyć szybko w obawie przed tym, że później mogę nie mieć na to czasu. Wybaczcie, ale są wakację i nie będę cały czas siedzieć przy komputerze. Ale nie martwcie się - nie mam braku weny. Nawet będąc na spacerze wymyślam scenariusz i spisuję pomysły :) Życzę wam udanych dni wakacyjnych i zasłużonego odpoczynku, a dla czytelników - przyjemnej lektury! : **
Pozdrawiam gorąco, wasza Sognante < 33
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)